Artykuły

Teatr po trzeciej wojnie światowej

"Niebezpieczne związki" w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w warszawskim Teatrze Nowym. Pisze Jacek Cieślak.

- Nic na to nie poradzę - zwykł mawiać, uwalniając się z żenujących sytuacji, przyjaciel madame de Merteuil. Oceniając "Niebezpieczne związki" Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej jako pretensjonalny teatralny szkic w tanich dekoracjach, powtórzę za nim te słowa. Powieść epistolarna de Laclosa była kiedyś dla teatru kanwą kameralnych spektakli. Agnieszka Lipiec-Wróblewska zapragnęła opowiedzieć historię ludzkich potworów, pożerających siebie i młodych kochanków w miłosnej konkurencji. Po wspaniałych kinowych adaptacjach Formana i Frearsa, których zaletą był scenograficzny rozmach i znakomita reżyseria, wystawianie utworu na scenie jest jednak wysoce niebezpieczne.

Porównanie z nimi mógłby wytrzymać chyba tylko spektakl z aktorskimi kreacjami. Nic na to nie poradzę - ani Krzysztof Majchrzak (markiz de Valmont), ani Magdalena Kuta (madame de Merteuil) nie są konkurencją dla Michelle Pfeiffer, Johna Malkovitcha, Urny Thurman i Glenn Close. Alibi dla polskich aktorów stanowi fakt, że reżyserka uzupełniła oryginał fragmentami "Kwartetu" Heinera Miillera, dramatu nawiązującego do "Niebezpiecznych związków", ale rozgrywającego się w bunkrze, po trzeciej wojnie światowej. To tłumaczy największy nawet teatralny bałagan w spektaklu.

Scenografia jest lichutka - dwa rzędy teatralnych garderób z pleksi-glasu i kryształowy żyrandol. I lepiej żeby jej w ogóle nie było - łącznie z rozwalonym pianinem, na którym Krzysztof Majchrzak w naiwnych improwizacjach wyraża wzloty i upadki markiza. Jego muskulatura skryta pod stylizowanym kostiumem, peruka przykrywająca gangsterską fryzurę i charakterystyczna wymowa podkreślają, że to markiz z czasów po trzeciej wojnie światowej! Subtelność, z jaką gra aktor, dobrze ilustruje scena z premiery, gdy zarzucając Cecylię de Volanges (Sandra Samos) - niczym wiejską dziewkę, na plecy, uderza aktorką o dekoracje. Główny rys psychologiczny jego roli, czyli wielka namiętność, która niszczy faceta silnego jak tur, nie jest - moim zdaniem - z ducha "Niebezpiecznych związków". Nic na to nie poradzę. A czy Magdalena Kuta powinna grać Madame de Merteuil? Poczekajmy, aż światowy konflikt wymaże z teatralnego kanonu pojęcia emploi i rozgrzeszy reżyserów z błędów obsadowych.

Atutem spektaklu miał być współczesny, zwięźlejszy niż w oryginale dialog. Jeśli komuś epistolarna proza Laclosa wydaje się przegadana, niech pogrzebie w Internecie i nie tyka wyrafinowanej powieści. Adaptacja pozostawiła z niej strzępy. Aktorzy zamiast rozmawiać stękają, szamocą się, plują. Klasę reżyserii pokazują sceny, w których Majchrzak używa szminki tylko po to, by ją zmazać, a Kuta wyjmuje papierosa, by go nie zapalić. Ale największą rewelacją jest interpretacja wątku z Cecylią. Majchrzak zabiera jej bucik, a ona jemu kilka scen później perukę! Oto współczesna zwięzłość jak na dłoni. Koniec i bomba. Kto oglądał ten trąba. Nic na to nie poradzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji