Artykuły

Cake-walk

A jak by dziś było z moralnością Dulskich? Niewiele by się zmieniło. Hanka byłaby pewnie "ukraińskim towarem eksportowym", a Tadrachowa zmieniłaby się pewno w Tadracha z długim nożem (jak się podobno zdarzyło poza granicami Warszawy) - pisze Andrzej Łapicki w Rzeczpospolitej.

Miasto oklejone afiszami: "Moralność Pani Dulskiej". Wbrew pozorom to nie hasło polityczne, chociaż mogłoby być. Bo wszystko już było. Nawet sataniści. A za czasów Pani Gabrieli? Przybyszewski. To przecież był diabeł! Przypominam sobie, jak to słowo wymawiała Eichlerówna - przez trzy "ł": "Diabełłł...". Czyli wszystko już było i wyobraźmy sobie, że działo się to jeszcze w XIX wieku w małym mieście Krakówku.

A jak by dziś było z moralnością Dulskich? Niewiele by się zmieniło. Hanka byłaby pewnie "ukraińskim towarem eksportowym", a Tadrachowa zmieniłaby się pewno w Tadracha z długim nożem (jak się podobno zdarzyło poza granicami Warszawy). A przedwcześnie uświadomione Hesia i Mela? Mnie w ekskluzywnej szkole powszechnej pani Rontalerowej uświadomiły dwie przyjaciółki. Żeby było ciekawiej, jedna zginęła w getcie, a druga została przełożoną szkoły klasztornej w Wiedniu. Wszystko już było. Pamiętam, jak Eichlerówna, z którą grałem listy Zapolskiej, z obrzydzeniem komentowała obraz Muncha, który przedstawiał płód ludzki. Też już było.

A tańce? Mieszanka charlestona, heavy metalu i cake-walka. Kto pamięta, jak to się tańczy? Ja, bo grałem Zbyszka w teatrze Adwentowicza w 1949 roku. Kiedy zapytałem siedzącego obok mnie na widowni "Dulskiej" rektora Akademii Teatralnej, czy był już wtedy na świecie - tylko się roześmiał. Tak, tak, jak się długo żyje, to można bezkarnie powtarzać, że wszystko już było.

A kwestia Dulskiej: "Pogotowie przed moją kamienicą!", to przecież mój autobiograficzny przypadek, kiedy z nogą w gipsie i w karetce byłem łupem dla paparazzich. I to zasługa tabloidowej popularności, że jeden z młodziutkich fotografów rzucił do mojej żony: "To dzięki pani pan Andrzej stał się sławny".

Skoro wszystko już było, to jaki jest sens grania Zapolskiej? Właśnie po to, żeby udowodnić, że "nic nowego...". Tyle że Hanka nie dostawałaby kartek z gołąbkami, tylko ememesy. A 20 centów na kawę też dostaję od mojej gospodarnej żoneczki. "A na co ci więcej?" - pada słuszne pytanie.

W teatrze rzecz dzieje się w latach 30. Mogłaby się dziać dzisiaj. I dobrze, że zdajemy sobie z tego sprawę. Ileż w nas jest dulszczyzny!

Myślę, że wiem, o co Zapolskiej w życiu chodziło. Wiem, bo dzięki genialnej interpretacji "Tej Gabrieli" przez Eichlerównę po latach sądzę, że granie z nią w tym spektaklu było jednym z moich największych aktorskich osiągnięć. Partnerowanie Lenie. Te jej wielkie oczy, wymuszające u partnera prawdziwą odpowiedź! Wiele miała w sobie z Zapolskiej, nawet w życiu prywatnym. A już zwłaszcza jak po przedstawieniu wydawała mały bankiecik - była kobietą kobiecą do końca.

Tylko Ona potrafiła wydobyć tyle ironii ze słowa: "MORALNOŚĆ". Dobrze, że nam się o tym przypomina.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji