Artykuły

Każdy umiera pierwszy

Eugene Ionesco: "Król umiera, czyli Ceremonie". Przekład: Adam Tarn. Teatr Współczesny. Reżyseria: Jerzy Kreczmar. Scenografia: Jan Kosiński.

IONESCO przyzwyczaił nas swą twórczością do tego, że każda z jego sztuk jest drwiną z najzwyklejszych, najbardziej banalnych zjawisk naszego życia powszedniego. Że drwiny te uprawia autor w sposób paradoksalnie komiczny. Ale "Król umiera, czyli Ceremonie", to sztuka całkiem od tamtych odmienna, zarówno tematem, jak klimatem. Mniej w niej humoru, za to więcej głębokiego dramatu o podkładzie filozoficznym. Sztuka porusza sprawę najważniejszą dla człowieka - zagadnienie śmierci. Jest zrodzona ze strachu przed Śmiercią, a jeszcze bardziej z lęku przed obrzędami, tej śmierci towarzyszącymi.

Tym, który nie chce się pogodzić z myślą o swej rychłej a nieuchronnej śmierci, jest król Berenger. Tą, która przewodniczy w odprawianiu ceremonii przedśmiertnych, niczym przedstawicielka arcystrasznych mieszczan, jest jego pierwsza małżonka, królowa Małgorzata. Sztuka jest niejako pojedynkiem pomiędzy tymi dwojgiem, przy czym po stronie umierającego króla stoi jego druga kochająca i kochana żona Maria, a rzecznikiem ceremonii, odprawianych przez Małgorzatę, jest bezlitosny, jak ona, Lekarz.

Widzem wstrząsa do głębi ukazany przez Ionesco obraz kompletnego osamotnienia człowieka w obliczu śmierci, którego nie jest w stanie pocieszyć prawda, że "każdy umiera pierwszy". Dla dopełnienia straszliwego obrazu ukazuje autor kompletny rozkład państwa nieszczęsnego króla, więcej, bo rozkład świata, który go otacza, a który w jego oczach wali się w gruzy.

Sprawę komplikuje jeszcze okoliczność, że umierający król był tyranem, posyłającym bez wahania miliony ludzi na krwawą śmierć i że jego spory z królową Małgorzatą o śmierć, lub życie, są jednocześnie walką o władzę.

Zasadniczym klimatem tej sztuki jest więc okrucieństwo, doprowadzone do ostatecznych granic i widz opuszcza teatr pełen beznadziejnej goryczy.

Tę bynajmniej niełatwą sztukę, znakomicie przełożoną przez Adama Tarna, ujrzeliśmy w reżyserii Jerzego Kreczmara inteligentnej, czytelnej i przejrzystej.

Jasno rysowała się podstawowa filozofia autora, wyraziście ukazywały się tak plastycznie przez niego stworzone, a tu trafnie obsadzone postacie. Gospodarująca swobodnie w śmierci i jej akcesoriach praktyczna i bezlitosna królowa Małgorzata znalazła inteligentną odtwórczynię w Antoninie Gordon-Góreckiej. Kochająca króla, ale chyba przede wszystkim wszystko to, co jej dawał i samą siebie druga żona, Królowa Maria grana była przez Zofię Saretok z podkreślaniem naiwności tej postaci. Groteskowym do niesamowitości Lekarzem, "chirurgiem, katem, bakteriologiem i astrologiem", w jednej osobie, był pyszny Kazimierz Rudzki, dużo naturalności włożyła w postać pokojówki - pielęgniarki, Julii Barbara Wrzesińska.

Oddzielna sprawa, to postać naczelna umierającego króla Berangera. Tadeusz Fijewski jest bezsprzecznie znakomitym artystą i sposób, w jaki oddawał ogarniający go nie do zniesienia strach przed śmiercią był wstrząsający. Czy jednak nie przesadził w kierunku portretu żałosnego staruszka, nad którym się okrutnie znęcają, nędznego robaka, którego oto w oczach naszych depcą? Czy nie zapominał o tym, że autor wyposażył go także w siłę i w optymizm, który każe mu nie wierzyć wyrokowi, jaki nad nim wisi i bronić się zaciekle do ostatka? - Jest to, oczywiście, sprawa do dyskusji. W każdym razie obraz, jaki ukazał nam Fijewski, pozostawia duże niezatarte wrażenie.

Sztuka rozgrywała się na tle upadającego pałacu królewskiego, wśród zdradliwych szczelin i zapadni. Zbudował go wyraziście Jan Kosiński. Przejmujące tony muzyki w momentach tragicznych, są dziełem Zbigniewa Turskiego.

[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji