Artykuły

Nędznicy

Jakie jest najlepsze lekarstwo na kryzys? Zdaniem wielu samorządów - odebranie pieniędzy instytucjom kultury, szczególnie zaś teatrom - pisze Paweł Sztarbowski w felietonie dla e-teatru.

"Gówno dostaniecie, a nie te wasze srebrniki" - taką biblijno-kupiecką frazą Pani Peachum w "Operze za trzy grosze" próbuje spławić kurwy, które przyszły po nagrodę za wydanie Mackiego Majchra. Odnoszę wrażenie, że to piękne zdanie bardzo celnie opisuje relacje polityków i instytucji kultury, szczególnie w czasie kryzysu gospodarczego. Bo jakie jest najlepsze lekarstwo na kryzys? Zdaniem wielu samorządów - odebranie pieniędzy instytucjom kultury, szczególnie zaś teatrom. Zdaje się, że decydenci kierują się zasadą ironicznie przywołaną przez Victora Hugo w "Nędznikach", zakładającą, że bieda działa w gruncie rzeczy wspaniale, kierując duszę ku wyższym pragnieniom i pozwalając jej wzlatywać ku życiu idealnemu. A przecież komu miałoby być bliżej do wzlotów wszelkiej maści, jeśli nie ludziom kultury? Niech cierpią biedę, a to umocni i rozwinie ich wyobraźnię.

Takie myślenie przyświeca zapewne warszawskim urzędnikom, którzy nakłady na kulturę na przyszły rok zmniejszyli o 24 miliony złotych, z czego połowa to pieniądze, które zostaną odebrane warszawskim teatrom. Oczywiście wierzymy, że te 24 miliony na trwałe już rozwiążą problem kryzysu i uregulują sytuację na światowych rynkach. A wszystko pod hasłem: "Kultura zmienia świat", albo: "Odbierz kulturze, a świat będzie piękny i bogaty". Już widzę to szaleństwo, te skaczące słupki wzrostu.

Nietrudno zauważyć, że stoi za tym strategia stopniowego prywatyzowania warszawskich scen. Dzieje się to zresztą od kilku lat, więc nawet nie dziwi. Niezbyt ambitnie, niezbyt twórczo, byleby się sprzedawało, byle się równoważyły zyski. Jedno w tym wszystkim jest lekko zagadkowe - że dzieje się to w mieście, które jeszcze niedawno było kandydatem do miana Europejskiej Stolicy Kultury 2016. I jeszcze kilka miesięcy temu stać je było na wielomilionowe deklaracje, a dziś już nie? Gdzie się podziały niedawne obietnice Hanny Gronkiewicz-Waltz, że kultura stanie się dla miasta jednym z priorytetów? Wyparowały w wyniku przegranej w staraniach o ESK? A może po wygraniu wyborów zostały odłożone na półkę na kolejne 3-4 lata, kiedy znów powrócą jako wygodna kiełbasa wyborcza? Najbardziej dziwi mnie jednak brak większej reakcji ze strony warszawskich dyrektorów. Jedynie Paweł Miśkiewicz próbował odnieść się do sytuacji, wskazując, że obecna dotacja jest o około 3 miliony niższa niż ta, z którą obejmował Teatr Dramatyczny w 2008 roku. W pozostałych teatrach zaczyna dominować strategia ścigania się z teatrami prywatnymi.

Bardzo rozsądna wydaje mi się w tym kontekście reakcja Tomasza Koniny, dyrektora Teatru im. Kochanowskiego w Opolu, któremu również zmniejszono dotację. Jako jedyny pokazał bowiem, że narzucane oszczędności, do tego dość nagłe, muszą mieć swoje konsekwencje. Zapowiedział więc zwolnienia i wprowadził do bólu rygorystyczny regulamin wydatków, łącznie z instrukcją używania czajników elektrycznych i włączania ogrzewania w pomieszczeniach. Oczywiście, szkoda mi zwolnionych pracowników, na pewno sytuacja jest dla nich bardzo trudna. Z drugiej jednak strony, podziwiam Koninę, że miał odwagę pokazać, że zmniejszanie dotacji, ciągłe niedoinwestowanie instytucji kultury nie może odbywać się bezkarnie. I że cięcia finansowe w tych instytucjach nie oznaczają rezygnacji z Bóg wie jakich luksusów i bizantyjskiego przepychu, ale oszczędności na sprawach niemal uwłaczających, takich jak zużycie prądu czy okresowe wyłączanie ogrzewania. I właśnie absurdalność tych restrykcji jest najlepszym obrazem sytuacji finansowania instytucji kultury w Polsce.

Trudno od nędzników wymagać racjonalizacji kosztów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji