Artykuły

Niestrawna kolacja

Spodziewać by się należało, że z gościnnymi występami przyjeżdżać będą do stolicy spektakle najlepsze, choć nie wyłuskane np. przez komisję kwalifikacyjną Warszawskich Spotkań Teatralnych. Wiedziona tą nadzieją znalazłam się w Teatrze Małym gdzie "Kolację" - autorskie przedstawienie Krystiana Lupy - pokazał Teatr im. Cypriana Norwida z Jeleniej Góry.

W niby to stylowo urządzonym wnętrzu zebrało się kilku młodych ludzi, by - jak to przy proszonej kolacji wśród artystów bywa - posprzeczać się na tematy sztuki. Czekałam więc z napięciem, że przypłynie ze sceny coś mądrego, oryginalnego. Może się tu czegoś nauczę, pogłębię znajomość intelektualnego środowiska, dowiem się wreszcie czym młody dramaturg chce mnie wzbogacić. Wysłuchać mi przyszło, niestety, nudnych, czasami rozwlekłych, to znów wykrzykiwanych w gorączkowym uniesieniu - rozmów właściwie o niczym.

Aż przyszedł czas na odsłonięcie tajemniczego gipsowego popiersia. Powiało ze scen spirytyzmem, okultyzmem. No to za chwilę będzie seans! Ale zamiast dawki metafizyki zagęściło się w Teatrze Małym od popłuczyn znakomitych skądinąd teorii Witkacego, Gombrowicza, Freuda i paru jeszcze intelektualnych autorytetów. Autor sztuki przemieszał to wszystko co wyczytał w tyglu własnej wyobraźni i z odwagą szczęśliwca, któremu pozwolono wyreżyserować swój utwór, unieszczęśliwił dziewięciu zupełnie niezłych aktorów, a także wypełnioną do ostatniego rzędu widownię.

Bez sensu, bez artystycznej koncepcji, a nawet logicznego zamysłu kazał powtarzać aktorom te same kwestie, identyczne chwyty, do znudzenia wywoływać ducha Waldemara.

Zahipnotyzował ich chyba dosłownie, bo i medium było - a jakże! - które w paroksyzmach rozkoszy wydobywało z ludzkiej podświadomości najbardziej bolesne wspomnienia przeszłości. I taki panował w tym przedstawieniu bałagan, taki spazm niesamowitej bzdury, że ludzie najpierw ostrożnie, a w drugiej części "niestrawnej kolacji" coraz śmielej wychodzili z teatru. Do końca dotrwała jedynie garstka, a wśród niej - tylko z obowiązku wasza recenzentka.

To, że rozkosz twórcza zapędziła Krystiana Lupę w ślepy zaułek, że bez własnego odniesienia do literackiej tradycji, do kultury teatralnej, bez chęci wreszcie pokazania swojego świata napisał sztukę niedobrą, to jeszcze nie dziwi.

Zadziwiającym jednakże i smutnym jest fakt, że "dziełko" owe umieszczono w repertuarze teatru, który jest jedynym w Jeleniej Górze. Jego zadaniem jest przecież do teatru przyciągać, a nie od niego odstraszać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji