Artykuły

"Pana Tadeusza" napisał Adam... Hanuszkiewicz!

W 1991 roku w Teatrze Miejskim w Gdyni wyreżyserował "Pana Tadeusza". - Zaproszenie Hanuszkiewicza do Gdyni było wydarzeniem. Celebrowaliśmy jego przyjazd. Zrobiliśmy nawet happening na dworcu, odgrywając "Świteziankę"! Fakt jego przyjazdu ogłaszaliśmy przez dworcowe megafony - mówi ówczesny dyrektor Teatru Miejskiego Krzysztof Wójcicki.

Umiał opowiadać! Historie zabawne i wzruszające. O zapachach dzieciństwa opowiadał mi kiedyś, w wywiadzie, tak: - ...łąka, lato, wieś, żniwa, konie prowadzone do wodopoju, orka, koszenie, zapach ognisk - raj utracony... To było pod Lwowem, w Krasowie, gdzie przyjeżdżałem do ciotki, która była wiejską nauczycielką. W Krasowie była cerkiew greckokatolicka, a w Rakowcu, sześć kilometrów dalej - nasz kościół. Kiedy świeciło słońce, tośmy wszyscy z Krasowa szli do tego kościoła przez las, a grekokatolicy z Rakowca do cerkwi. Spotykaliśmy się po drodze. Ale kiedy padał deszcz, szliśmy wszyscy do cerkwi, a oni w Rakowcu do kościoła. Bardzo mi się podobało! Cerkiew... Tam piękniej śpiewali. Obco i dziwnie. Pachniało kadzidłem, ludzkim potem, kożuchami i tajemnicą. Pamiętam, że nie mogłem tylko zrozumieć: jest dwóch Bogów czy jeden. Bo jeśli jeden, to po co my, co niedzielę przez ten las...

Mówiło się o nim poeta teatru. Teatrowi poświęcił całe swoje długie, barwne życie, choć jego spektakle często budziły kontrowersje. Wtedy, przed laty wyznał mi, że gdyby miał nakręcić film poruszający różne wątki jego życia, to wyszedłby z tego melodramat. Albo nawet farsa.

- Na przykład ten mój warszawski debiut w "Hamlecie" (lata 50.). Grałem tę rolę wcześniej w Poznaniu i przyszło mi grać w stolicy, gdzie panowała opinia, że Hamlet jest tak trudną rolą, że może ją zagrać tylko kabotyn. Monologi mówiłem do widowni. Jak za Szekspira, a wbrew tradycji naszego teatru. A poza tym zawsze się mówi do kogoś. Na pięć minut przed wejściem na scenę dowiedziałem się, że krytycy teatralni uznali, iż wtym tygodniu w Warszawie grają dwie komedie: "Achilles i panny" Artura Marii Swinarskiego oraz... "Hamlet" w wykonaniu Hanuszkiewicza... Wyszedłem na scenę. I zacząłem mówić swój monolog do widowni. A tam siedzieli krytycy. Mówię pierwsze słowa, a oni uciekają oczami ode mnie i uśmiechają się złośliwie... To tak, jakby się ode mnie partner na scenie odwrócił! Zwracam się do innej osoby, też krytyka, a ten też uśmiecha się ironicznie, trzeci spuszcza oczy. I wtedy zobaczyłem, że jest to prawda, co mi powiedziano za kulisami. Oni przyszli tu po to, żeby mnie wyśmiać! Ponieważ zacząłem już mówić, nie mogłem się wycofać. Nie mogłem też zrezygnować ze swojej koncepcji i zacząć mówić do siebie, bo to byłaby moja klęska! Czułem, przerażony, jak drżą mi kolana. Gdy napiąłem nogę, to ona zaczęła mi skakać w kolanie. Ugiąłem nogi. Ze strachu kleiły mi się wargi. Z pleców kapał zimny pot. Obłęd w oczach. Wyobraźnia podsuwała mi katastroficzne sceny: Topię się, lecę w przepaść! Konie mnie tratują. Widzę siebie przepraszającego publiczność, że niestety, ale ten występ przerasta moje możliwości, widzę śmiech, gwizdy, widzę wreszcie siebie wyjeżdżającego z rodziną na prowincję i zmieniającego ze wstydu nazwisko... I nagle, w tej burzy przedśmiertnych obrazów klęski i kompromitacji ukazuje mi się cytat z wywiadu z Feliksem Stammem, żegnającego bokserów jadących na zawody do Anglii, gdzie byliśmy źle widziani: "Tylko nokaut może cię uratować!". I te słowa mnie uratowały! Uświadomiłem sobie, że nie mogę wpadać w panikę, tylko muszę nokautować! Więc zwróciłem oczy do jednego z krytyków i pokazując go palcem, z furią kontynuowałem tekst. Chciałem sprowokować go, żeby się odwrócił. I udało się! Mówiłem monolog do nich z taką furią, że się speszyli i zaczęli słuchać! Do ukłonów krytyk Jan Kott wstał pierwszy i podniósł całą widownię. Pozostali krytycy też wstali. Do dziś nie wiem, szczerze czy z grzeczności? Apotem... stałem się idolem młodych panienek. Wychodzę któregoś dnia na scenę, patrzę, a tu wszystkie bilety wykupiły licea żeńskie! Zaczynam mówić monolog do pierwszej dziewczyny, a ona przesyła mi siarczyste całusy, później druga i następne... A to był monolog tragiczny! I gdyby nie nauczycielki, które uratowały mnie swoją powagą, musiałbym zejść ze sceny! Ale to już temat na wodewil...

W 1991 roku w Teatrze Miejskim w Gdyni wyreżyserował "Pana Tadeusza". - Odeszła legenda. Wraz ze śmiercią Adama Hanuszkiewicza kończy się pewna epoka teatru - mówi ówczesny dyrektor Teatru Miejskiego Krzysztof Wójcicki. - Zaproszenie Hanuszkiewicza do Gdyni było wydarzeniem. Celebrowaliśmy jego przyjazd. Zrobiliśmy nawet happening na dworcu, odgrywając "Świteziankę"! Słowa "Jakiż to chłopiec piękny i młody" wydawały się skierowane wprost do niego... Witający go wianuszek dziewcząt w giezłeczkach białych z wiankami na głowach robił wrażenie na wszystkich wysiadających. Zresztą fakt jego przyjazdu ogłaszaliśmy przez dworcowe megafony. Był duszą towarzystwa. Czarował bardziej niż reżyserował. Zawsze będę pamiętał to jego słynne "I!",którym podczas prób rozpoczynał każdą scenę... Oczywiście, znał poemat na pamięć. Tworząc u nas "Pana Tadeusza", zrobił Gdyni wielki prezent. Przedstawienie zagraliśmy 250 razy. Na premierze był szał. Tłum. Pamiętam pewną dziewczynkę o imieniu Basia, zakochaną w Hanuszkiewiczu, podobnie jak jej mama. Basia na zadane przeze mnie pytanie, czy wie, kto napisał "Pana Tadeusza", z uśmiechem odparła: - Ależ tak! "Pana Tadeusza" napisał Adam... Hanuszkiewicz!

Na zdjęciu: Celina Muza (Ochmistrzyni) i Adam Hanuszkiewicz podczas próby "Pana Tadeusza" w Teatrze Miejskim w Gdyni

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji