Artykuły

Kultowa proza na scenie

Debiutując w roli inscenizatora na scenie Teatru Miniatura Paweł Miśkiewicz, aktor Starego Teatru i student Wydziału Reżyserii krakowskiej PWST, postanowił sięgnąć po modną w latach 60. i 70. minipowieść, a właściwie opowiadanie Trumana Capote "Śniadanie u Tiffany'ego".

Adaptacje prozy amerykańskiej często kuszą reżyserów, zazwyczaj jednak oparte na nich spektakle grzeszą pretensjonalną sztucznością i niewiele mają wspólnego z duchem literackiego pierwowzoru. Oczywiście nie można spodziewać się, by próba zmierzenia się z powieścią kultową zadowoliła wszystkich. Tym razem jednak młodemu reżyserowi w dużej mierze udało się przenieść na scenę klimat opowieści o szalonej Hollyday i jej upartych zmaganiach z losem. Spektakl tworzy ciąg retrospekcji, w których bohater-pisarz przywołuje postać swojej od dawna nieobecnej, niezwykłej sąsiadki. Akcja rozpoczyna się nieco filmowym chwytem: pierwszemu pojawieniu się bohatera towarzyszy płynący z offu, wygłaszany przez niego tekst wprowadzający nas w czas i miejsce zdarzeń. Żywa, obdarzona wewnętrzną dynamiką adaptacja ujęta została w kompozycyjną klamrę - scenę, w której tajemnicza, zaginiona Holly po raz ostatni przypomina o sobie z dalekiej Brazylii.

Niewątpliwym walorem inscenizacji jest wymyślna i funkcjonalna scenografia Doroty Korfel zbudowana z szeregu podestów, ażurowych schodów i drabinek. Bez zmiany dekoracji, jedynie za pomocą odpowiedniego operowania światłem, pozwala ona - zgodnie ze scenariuszem - błyskawicznie przenosić akcję z miejsca na miejsce.

Powodzenie spektaklu opartego na popisowej roli kobiecej, zależy przede wszystkim od aktorki kreującej główną bohaterkę, Hollyday Golightly. Drobnej, obdarzonej nieco szorstkim, chłopięcym wdziękiem Hannie Bieluszko udało się stworzyć postać, która przykuwa uwagę, a trzeba przyznać, że przekonujące oddanie mieszanki wybuchowej charakteru Holly nie było zadaniem łatwym. Bohaterka "Śniadania u Tiffany'ego" - równocześnie bezbronna i silna, bezkompromisowa, a zarazem w poszukiwaniu miłości łapczywie wdająca się w przypadkowe związki - zagrana została bez niepotrzebnej egzaltacji w naturalny sposób. Partnerujący tak efektownej postaci Piotr Grabowski skromnie usunął się w cień, a grany przez niego pisarz sprawia wrażenie dość nieśmiałego introwertyka. Tłem dla głównej bohaterki są także pozostałe, licznie przewijające się przez scenę postaci. Większe pole do popisu miał jedynie Krzysztof Jędrysek, który z przymrużeniem oka wcielił się w rolę stereotypowego hollywoodzkiego impresaria.

Teatralny debiut młodego reżysera okazał się atrakcyjnym i interesującym zwieńczeniem sezonu w Teatrze im. Słowackiego, choć trzeba się liczyć z tym, że zaproponowana przez niego sceniczna wersja tak popularnego, przez wielu wręcz ukochanego opowiadania z pewnością znajdzie tylu zwolenników, co przeciwników.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji