Artykuły

Adaptacja na debiut

Twórcy teatralni coraz częściej sięgają po utwory prozatorskie, jakby dramat nie dorastał do dzisiejszej, skomplikowanej rzeczywistości, a dotykające nas problemy musiały być pogłębione szerszą narracją i mniej ograniczającą artystę kompozycją. Na przykład Krystian Lupa już dawno odszedł od dramatu na korzyść, mistrzowsko przez siebie adaptowanych, powieści.

Jego uczeń Paweł Miśkiewicz, aktor i student Wydziału Reżyserii PWST w Krakowie, poszedł w ślady swojego profesora. Jako sceniczny debiut przygotował w Teatrze im. J. Słowackiego "Śniadanie u Tiffany'ego" Trumana Capote'a. Inscenizacja tej książki nie tyle wydobyła na światło dzienne szersze, egzystencjalne problemy, ile stała się sprawnie opowiedzianą, obyczajową historią, jakich tysiące możemy znaleźć w literaturze.

Otóż na scenie "Miniatury" przedstawione zostały dzieje przyjaźni młodego pisarza, zwanego Fredem, i zwariowanej dziewczyny Hollyday Golightly, przypominającej trochę swym charakterem Sally Bowles z pamiętnego musicalu i filmu "Cabaret". Ich nietypowa znajomość rozwija się w mrocznej przestrzeni amerykańskiej kamienicy. Na pierwszym planie autorka znakomitej scenografii Dorota Korfel ustawiła ciemny pokój Freda, z którego może on podglądać przez przezroczystą szybę mieszkanie przyjaciółki, prowadzącej bogate życie towarzyskie i w nim szukającej zapomnienia a także lekarstwa na swoje kłopoty.

Taka sytuacja boli zafascynowanego nią mężczyznę i wywołuje odruch buntu, wyrażony puszczeniem na cały regulator płyty z "Traviatą" Verdiego, zagłuszającą muzyką taneczną, płynącą z jej pokoju. Ta scena należy do najpiękniejszych w przedstawieniu, a nakładające się na siebie dźwięki stanowią znakomity efekt teatralny. Gorzej jest wtedy, gdy reżyser wykorzystuje ten atut w innych momentach spektaklu, np. kiedy puszcza z taśmy monotonny głos narratora przeszkadzający dialogom aktorów.

A szkoda, bo ci są świetni. On Piotra Grabowskiego - to nieśmiały, nadwrażliwy literat, spędzający większość czasu w swej jaskini dumania. Ona Hanny Bieluszko jest zagubioną w świecie istotą, starającą się stłumić swój niepokój i szukającą w wątpliwych rozrywkach oraz w kontaktach ze starszymi panami sposobu na życie.

Myślę, że mimo wcześniejszych krytycznych uwag ten debiutancki spektakl wart jest obejrzenia, choć nie zgodzę się z reżyserem, iż "Śniadanie u Tiffany'ego" jest najbardziej aktualnym utworem, który udało mu się znaleźć. Daję słowo, że Szekspir w swych dramatach również dotykał bliskich nam dzisiaj dylematów, a forma, w jakiej to wyrażał, także pozwala na dużą dowolność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji