Artykuły

Rilke według Lupy

"Malte" w Starym Teatrze, spektakl zainspirowany prozą Rainera Marii Rilkego, to przedstawienie, z którym trzeba się oswoić, nasiąknąć atmosf2rą obrazów wywiedzionych ze snów i lęków bohaterów, ich metafizycznym wręcz niepokojem, by odsłoniło swe trudne piękno. Składa się z trzech części i ma być grane w trzy wieczory. Premierowa publiczność oglądała rzecz rozdzieloną na dwa i łącznie było to prawie 12 godzin trwające widowisko. Właściwe "Pamiętniki - Malte Lauridsa Brigge" zostały "oprawione" w dwie inne, także niesceniczne, opowieści: "Ewald Tragy" i "Historia opowiedziana ciemności". Wedle Lupy dopiero cały tryptyk ujawnia myśl ukrytą w historii Maltego, że los Marnotrawnego Syna - przypisany bohaterowi - to zarazem los samego Rilkego jako "konieczny los artysty".

Krystian Lupa, nie tylko reżyser, ale ponadto scenograf i autor adaptacji tekstu (także przekładu uzupełnionego fragmentami "apokryficznymi"), znany jest jako realizator kilku już wyrafinowanych plastycznie spektakli łączących w sobie chłód analitycznej obserwacji z żywiołem lirycznym. Ma opinie eksperymentatora, w którego teatrze od tradycyjnie skonstruowanej akcji ważniejsze są treści psychiczne i problemy filozoficzno-psychologicznej natury, obsesje i rozczarowania kształtujące świat doznań postaci rodem z Witkacego, Musila, Dostojewskiego, a teraz - Rilkego.

"Malte" jest widowiskiem zbudowanym z spowolniałych, często tajemniczych sekwencji, którym reżyser nadaje wymiar wielkiego zbliżenia. Wszystko jest w przedstawieniu wspominaniem, czas płynie tam i z powrotem, bohater przywołuje z pamięci niewytłumaczalne szczegóły przeżyć. Także w kruchej akcji bieżącej detale ulegają deformacji aż do granic spotwornienia. Są wśród nich wizerunki nędzy, kalectwa, śmierci, a mistyka miłości miesza się z erotyką. Całość bowiem jest próbą zapisania mało uchwytnych stanów duszy młodego człowieka o nadczułej wrażliwości, graniczącej z obłędem.

Wieczór I wypełnia historia Ewalda (Paweł Miśkiewicz), który opuszcza swą mieszczańską rodzinę i wyrusza do Monachium. Pożegnalny "obiad u ciotki Augusty (Izabela Olszewska) i sceny z życia monachijskiej cyganerii podszyte zostały jaskrawą groteskowością. To nowy ton w spektaklach Lupy. Niemożność spełnienia się doprowadza do dezintegracji osobowości Ewalda. Rozstajemy się z nim, by śledzić obsesje zabłąkanego w Paryżu Maltego (Piotr Skiba). Jego pokój przypomina klitkę Ewalda i tak samo bywa wysuwany na scenę. Wieczór II traktuje jednak nie tylko o przygodach Maltego, jego chorobie i buncie, ale - przede wszystkim - o zdarzeniach z dzieciństwa bohatera. W owych lunatyczno-baśniowych sekwencjach, niekiedy przypominających seans spirytystyczny, w młodego Maltego wciela się chłopiec (Michał Wroński).

Ten młodziutki aktor potrafi znaleźć się na scenie, dzięki czemu, między innymi, epizody w zamku hrabiego Brahe (Andrzej Kozak), z Matką (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) i Abellone (Iwona Budner), a zwłaszcza magiczny w aurze i nasycony erotyką "Sen o Ingebordze", wywierają duże wrażenie. W tym ostatnim Malte zostaje uwięziony w klatce przez drażniącą go Ingeborgę (Agnieszka Mandat) i widzi przemianę Króla o rysach Ojca (Jan Frycz) oraz Ingeborgi w szacie Królowej w jedną martwą kukłę o dwu twarzach i nagim korpusie.

Temu obrazowi napięciem dorównuje w spektaklu chyba tylko scena "Przebicie serca" - o powrocie dorosłego już Maltego do domu na pogrzeb ojca. Lassman (Andrzej Hudziak), bohater ostatniej części, również odbywa podróż do rodzinnego miasta, domu i wspomnień. Znamienne, że wszyscy trzej pozostają jakby uwięzieni "we wnętrzu własnej samotności" i za szczęście przyjmują choćby chwilowe uwolnienie się od cierpień, obsesji, pamięci. Świat Rilkego jest tak trudny do życia.

Dla oddania tych i innych wątków, dygresji i klimatów z Rilkego w kolejnych 33 odsłonach Lupa dokonuje ciągłych zmian świateł, architektury sceny i w kompozycji ruchu aktorów, których oddziela od widowni żelazną ramą. Niekiedy widać tylną ścianę sceny, jej rury i kable. Ruchoma fasada domu, odrapana, z rzędami zakurzonych okien, w których czasem zapala się światło i można kogoś dostrzec, bywa traktowana jako "Ściana Babilońska". Na jej tle odcinają się kręte żelazne schody i zwisająca lampa, znane z innych spektakli Lupy. Podobnie symboliczny sens ma "okno wychodzące na inne okno", w pokoju Ewalda i Maltego. Miejsca akcji częściej zostają tylko zasygnalizowane pojedynczymi rekwizytami, ale podczas obiadu w saloniku prezentującym się wręcz naturalistycznie podawana są prawdziwe potrawy.

Wiele znaczą w przedstawieniu takie szczegóły, bo reżyser kładzie nacisk na pulsowanie nastrojów i wiarygodność postaci w każdej, nawet sprzecznej z następną, sytuacji. To oczywiście wymaga od aktorów ogromnego skupienia. Mają grać prawdziwie nawet oniryczne fantazje, majaki lub sztuczne wyizolowanie z życia. Przekraczają jednak żelazną ramę na proscenium, co więcej, w finale Wieczoru II aktorzy zwracają się wprost do widzów.

I "do publiczności" Abellone kieruje swą piękną pieśń - przesłanie poety. W widowisku uczestniczy duży zespół, dobrze rozumiejący intencje inscenizatora, stąd jest w "Maltem" sporo interesujących kreacji, także w drugoplanowych rolach bądź w epizodach. Niektórzy z aktorów wcielają się w dwie lub więcej postaci, co zagęszcza i tak już skomplikowaną w świecie Rilkego siatkę napięć. Znakomity jest Jan Frycz w roli najpierw Ojca Ewalda, a potem Ojca Maltego.

Nie można też zapomnieć o wspaniałej, ogarniającej cały tryptyk różnorodnymi brzmieniami, muzyce Stanisława Radwana.

Najnowszy spektakl Lupy w Starym Teatrze skłania do licznych i różnymi tropami podążających refleksji i ocen. Wyzwala pragnienie, by drążyć jego materię. Znajdzie gorących entuzjastów i zwolenników. Ale patrząc z boku można oczywiście dziwić się, że w czasach niezwykle trudnych dla sceny istnieje teatr, który pozwala sobie na 12-godzinne, przygotowywanie przez wiele tygodni i wymagające zaangażowania znacznych środków finansowych, przedstawienie przeznaczone w efekcie dla wybranej publiczności.

Bez takich jednak spektakli - i bez takiej twórczej pracy - trudno wyobrazić sobie rozwój teatru. Krystian Lupa jest dzisiaj bodajże najbardziej oryginalnym - może obok Jerzego Grzegorzewskiego - polskim reżyserem działającym na profesjonalnej scenie dramatycznej. Szczególnie cenna wydaje się jego praca z aktorami, którzy - jak świadczy "Malte" - nie tylko akceptują ten rodzaj teatru, ale potrafią głęboko zaangażować się w pracę. To przecież oni całą swą bytnością na scenie potwierdzają sugestie inscenizatora, że nadwrażliwość Rilkego jest już z naszego czasu.

PS. W najbliższy czwartek tj. 9.I. w II programie tv będziemy mogli obejrzeć "Marzycieli" K. Lupy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji