Artykuły

Łódź. Rodowicz o Oratorium Dance Project

Oratorium Dance Project to międzynarodowy projekt teatru Chorea integrujący różne grupy społeczne i wiekowe, które wcześniej nie zajmowały się sztuką. W czwartek i piątek w Wytwórni zatańczy i zaśpiewa 120-osobowa grupa uczestników projektu.

Przygotował ich amerykański choreograf Robert Hayden. W niezwykłym przedstawieniu taneczno-muzycznym z muzyką Macieja Maciaszka oraz Tomasza Krzyżanowskiego wystąpią orkiestra i chór Filharmonii Łódzkiej. Podstawę oratorium stanowią zaaranżowane na nowo pieśni antycznej Grecji.

Oratorium Dance Projekt, 8 i 9 grudnia, godz. 20.30, klub Wytwórnia (ul. Łąkowa 29), bilety 20 i 25 zł (w siedzibie Stowarzyszenia Teatralnego Chorea, ul. Tymienieckiego 3).

***

Rozmowa z Tomaszem Rodowiczem

Alexandra Kozowicz: Kim są uczestnicy Oratorium Dance Project?

Tomasz Rodowicz: Młodzież, dzieci i dorośli 50 plus. Nie ogłaszaliśmy się, nie robiliśmy castingu. Chcieliśmy ich sami znaleźć, szukając w miejscach, które są odizolowane i niedoinformowane. Dotarliśmy do ludzi, którzy mają ukryte talenty i sami o nich nie wiedzą. Tkwi w nich niewyeksploatowane złoże kreatywności, twórczego zapału i energii - mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo pracuję z niektórymi z nich od marca. Mam nadzieję, że osiągnęliśmy przekrój przez Łódź, wzdłuż i wszerz. Są osoby z trudnych rodzin, z ośrodków socjoterapii, z Monarów, ale także z dobrych domów. Penetrowaliśmy głównie środowisko gimnazjalne. Staraliśmy się przy pomocy byłych kuratorów i dyrektorów omijać te "lepsze" szkoły, ponieważ nie chcemy dawać lukrowanych cukierków ludziom, którzy wszystko mają.

Skąd taki pomysł?

- Pomysł był dziełem przypadku. Przyszedł z nim Mateusz Cieślak, który został głównym koordynatorem projektu. Pokazał mi dokumentalny film "Rytm to jest to" Thomasa Grube o filharmonikach berlińskich, którzy z dziećmi emigrantów, z rodzin patologicznych i trudniejszych środowisk wystawili "Święto Wiosny" Igora Strawińskiego.

Co skłania artystów z hermetycznego środowiska teatru do pochylenia się nad nastolatkami z problemami?

- Przychodzi wiek, w którym człowiek zaczyna myśleć, że powinien coś komuś zostawić. Część pracy artystycznej możemy zamienić na coś, co zakiełkuje, posłuży rozwojowi osobistemu albo pracy nad sobą. Interesuje mnie, gdzie kto jest ze sobą w życiu. I to, w jaki sposób mogę się podzielić tym, co mam. Pracując z młodymi, widzę, że ze swoimi pytaniami i problemami są strasznie daleko.

Jakie to pytania?

- Zygmunt Bauman na Kongresie Kultury we Wrocławiu postawił trafną diagnozę naszego społeczeństwa. Jego problem tkwi w braku świadomości własnej tożsamości. Jeśli młody człowiek nie zada sobie pytania o tożsamość, to będzie szedł mainstreamem, czyli tym, co go dookoła pcha i otacza. Tożsamości się nie wygoogluje. Tożsamość powstaje w pracy nad sobą. Ci młodzi za paręnaście lat będą decydować o naszym mieście i kraju. Dlatego zależy mi, żeby dać im tak dużo, jak się da. Żebyśmy nie zbiednieli, a nasze dzieci nie były głupsze niż my.

Chce im się codziennie przychodzić na wielogodzinne próby?

- Zachodzi w nich jakiś proces. Bo ktoś zadaje im pytania i traktuje poważnie. Ja do każdego mówię wprost: jeśli chcecie coś ze mną robić, musicie do tego podejść tak samo serio jak ja. Nieważne, ile macie lat. Jeżeli nie rozumiecie - pytajcie, ja też nie wszystko wiem. Udało nam się zdobyć u nich autorytet, bo wiedzą, że nie będziemy belfrować ani manipulować. Spotykamy się w tym procesie i idziemy razem. To wspólna przygoda, w której płaszczyzną porozumienia jest energia.

Edukacja przez sztukę to pomysł nie nowy.

- Tak, ale chciałem zamieszać w koszmarze systemu edukacji artystycznej, która jest strasznie infantylna. Tam się zakłada, że dziecko jest głupsze od tych, którzy proponują mu banały. A nie ma nikogo bardziej bezwzględnego niż młodzież. Ona nie kupuje rzeczy, które są lipą. Dlatego nie można ignorować muzyki ani ścieżek, którymi chodzą.

I dlatego sięgacie po muzykę sprzed 2,5 tysiąca lat?

- Baliśmy się, że będzie opór i że to nam wykosi połowę uczestników. Ale nie ma znaczenia, czy to jest muzyka rockowa, czy inna. Ona musi mieć w sobie energię. Oni muszą czuć, że to łapią. Wtedy odkrywają świat, którego nie znali, a w którym jest mnóstwo wykopu, czadu. Wchodzą w to i robią, co mogą. Chcemy, by młodzi ludzie odnaleźli się w antyku i w zwierciadle dziwnych głosów sprzed tysiącleci zobaczyli nową jakość. Trzeba dojść do takiego momentu w pracy, by pokazać efekt i jak największą radość.

Co oprócz radości zyskali?

- Po kilku miesiącach mam pewność, że coś w nich zostanie. Wielu uczestników przyszło z dramatycznymi problemami. Zamknięci w sobie po naszych spotkaniach otwierają się. Dziś widzę, kto jaki jest. Zaskoczyła mnie ich dojrzałość i gotowość do pracy.

Co zobaczymy w Wytwórni?

- Oratorium ułożone w 11 scen - pieśni. Spektakl stanowi wędrówkę z pytaniami-obrazami. Nie ma w nich fabuły. Bohater jest zbiorowy i ma od siedmiu do 57 lat. Ponad setka ludzi zatańczy i zaśpiewa symboliczne przesłanie o tym, czym chcieli by być, o tym, jak się zgubili albo jak trudno jest się przeciwstawić losowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji