Artykuły

Ten teatr zgwałciły politruki

- Kolejni władcy TVP zniszczyli nie tylko Teatr TV, ale w ogóle kulturę w telewizji. Ta telewizja przez kilka dziesięcioleci wchodziła pod strzechy z najlepszymi jakościowo produktami. Gdyby to trwało, w Polsce nie byłoby dzisiaj tyle chamstwa, brzydoty, agresji, zapiekłej nienawiści. Zmarnowanie tego dorobku to niewyobrażalne barbarzyństwo. Gwałt na kulturze! - mówi w Angorze Kazimierz Kutz.

Halina Retkowska: Dzwonili już do pana z redakcji Teatru TV z zaproszeniem do współpracy? Kazimierz Kutz: Nie. - Bardzo długo to trwa. Ponad sześć tygodni minęło, odkąd prezes TVP Juliusz Braun w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" dał do zrozumienia, że liczy na powrót pana, Wajdy, Jarockiego, Lupy, Warlikowskiego, Jarzyny. - Nie wątpię w dobre intencje prezesa, ale co on mówi, to mówi, a co może, to może. - Może ma nadzieję, że po jego deklaracji sami wyciągniecie rękę po prośbie? - A dlaczego miałbym sam prosić? Dlaczego inni mieliby prosić?! Jeśli TVP naprawdę będzie tego chciała, bez trudu skomunikuje się z każdym, kogo prezes wymienił.

Także ze mną, zwłaszcza że akurat i z nim, i z obecnym przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie mam wrogich stosunków. Szczerze wierzę, że obaj życzą tej instytucji jak najlepiej. Myślę nawet, że w końcu któregoś dnia z Woronicza zadzwonią i coś mi rzeczywiście zaproponują, ponieważ zależy im na tym, żeby to teatralne telewizyjne truchło ożyło.

Pomoże je pan ożywić?

- Jak zadzwonią, będzie mi oczywiście miło, ale zaproszenia nie przyjmę.

Dlaczego nie?

- Bo mnie się już nie chce! Już mnie to nie interesuje. Swoje dla Teatru TV zrobiłem.

Zrealizował pan dla niego 25 spektakli, z tego 8 znalazło się w Złotej Setce Teatru Telewizji jako mistrzowskie, m.in. "Kolacja na cztery ręce", "Emigranci", "Opowieści Hollywoodu"...

- No i starczy. Dalej niech pani nie wylicza, bo to nie ma sensu. Kiedy robiłem te spektakle, byłem w odpowiednim wieku i w odpowiedniej formie. A teraz już się do tego nie nadaję.

Akurat! W Senacie RP prezentuje pan formę, której tylko pozazdrościć. Marnuje się pan w tej izbie refleksji i zadumy nie wiadomo nad czym.

- Dzięki za uznanie, ale powtarzam: zawodu reżysera nie da się uprawiać w nieskończoność.

W TVP faktycznie rzadko komu się to udaje. Ale czy nie odmawia pan tak kategorycznie z powodu stylu, w jakim doszło do pańskiego rozstania z Teatrem TV?

- Cholera, przecież mnie nikt z niego nie wyrzucił! Sam miałem dosyć. To ja się z nimi rozstałem, a nie oni ze mną. Bardzo długo prowadziłem ostry bój publiczny z jednym z najgorszych prezesów w dziejach TVP czyli Robertem Kwiatkowskim, aparatczykiem z SLD.

Nazywał go pan "młodym komisarzem partyjnym", "współczesnym politrukiem", "małym niedołęgą, kompletnie nieciekawym" i chyba jeszcze "ćwokiem". W 2003 roku pozwał pana za to do sądu i zażądał przeprosin.

- Tak go rzeczywiście nazywałem. Wszystko się zgadza. W wywiadzie dla "Przekroju" powiedziałem również, że prawdopodobnie prezes, syn wojskowego, też w młodości został odcięty od kultury, wrażliwości estetycznej, sam nie ma takich potrzeb. I roznosi to jak wirus.

Mówiłem to, bo Kwiatkowski jako pierwszy zrobił z telewizji publicznej telewizję polityczną - rządową, partyjną, czyli w tamtych czasach do bólu lewicową. To on był pierwszym, który zaczął brutalnie eliminować z tej telewizji wyższą kulturę

- ambitne filmy i seriale, "Kabaret Starszych Panów", klasykę w Teatrze TV. Im bardziej chamsko ciął to wszystko, tym bardziej chwacko stawałem z nim w szranki. Aż w końcu doszło do naszego spotkania w Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Dyskusja miała być później transmitowana w TVP Kwiatkowski, który kulturę w telewizji pojmował swoiście, bo dla niego były to jedynie te wszystkie festyny, show i inne głupawe zabawy, pieprznął nagle tekstem: - Tyle kultury w telewizji publicznej, ile pieniędzy z abonamentu. Odpowiedziałem złośliwie, że staram się go zrozumieć. Wiem, że liczba odbiorców wartościowych produkcji artystycznych jest w TVP tak mała, że władze tej instytucji w ogóle się nimi nie interesują. - A po co mamy się interesować? - odparował prezes.- Sam pan przyznał, że to mniejszość. Wyprowadził mnie z równowagi. Zna pan historię Europy? - zapytałem. - Wie pan, co się robi z "niewygodnymi mniejszościami"? Likwiduje się je. Skoro więc ma pan taki nienawistny stosunek do tych mniejszości, niech je pan po prostu wyeliminuje! W czym problem?!

I co on na takie dictum?

- Osłupiał. Nie potrafił powiedzieć nic rozsądnego. Ale w relacji telewizyjnej ten fragment polemiki między nami oczywiście wycięto i to ja wyszedłem na głupka. Kilka miesięcy później osoba, która pracowała nad montażem tego materiału, bardzo mnie przepraszała. - Kazali wyciąć, no to wycięłam - usłyszałem.

Najpierw ona wycięła pańską wypowiedź, a później Teatr TV wyciął pańskie nazwisko z grona pracowników. Dobrze rozumiem?

- Stamtąd w taki banalny sposób się nie wylatuje. Nikt nikomu nie mówi otwartym teksem: - Won! Już dla nas nie pracujesz! Wszystko rozwija się powoli, dojrzewa. Robią to w białych rękawiczkach. Krok po kroczku dają do zrozumienia, że nie jesteś już mile widziany...

Przychodziłem z propozycją zrobienia takiego i takiego spektaklu, za takie i takie pieniądze, w takiej i takiej obsadzie. Nigdy mi tego wprost nie odrzucili. Po prostu najpierw cięli budżet, a potem zaczynali się wpieprzać w obsadę: - Tego pana nie chcemy, tej pani też nie. A może ten by zagrał, a może tamten?... Więc nie, to nie! Jest granica, po przekroczeniu której nie ma już sensu tego robić.

Był czas, kiedy w Teatrze TV powstawało prawie 120 premier rocznie. Pracowali dla tego teatru najwybitniejsi reżyserzy, aktorzy z najwyższej półki, znakomici scenografowie. Cały świat zazdrościł Telewizji Polskiej tej instytucji...

- No a teraz nikt już nie zazdrości, bo nie ma czego. Kolejni władcy TVP zniszczyli nie tylko Teatr TV, ale w ogóle kulturę w telewizji. Ta telewizja przez kilka dziesięcioleci wchodziła pod strzechy z najlepszymi jakościowo produktami.

Docierała pod te strzechy w PRL-u, czyli w Polsce rządzonej przez "komuchów", którym ani się śniło mówić o "misji telewizji".

- Bo po co o tym ględzić? Ględzili o "propagandzie sukcesu", ale artystom pozwalali robić swoje i po swojemu. Dzięki temu powstawały w tej telewizji dzieła - i teatralne, i filmowe - które weszły do kanonu kultury narodowej. Gdyby to trwało, w Polsce nie byłoby dzisiaj tyle chamstwa, brzydoty, agresji, zapiekłej nienawiści. Zmarnowanie tego dorobku to niewyobrażalne barbarzyństwo. Gwałt na kulturze! Moim zdaniem jest to jedna z największych porażek ostatniego dwudziestolecia.

Zniszczono to wszystko z głupoty czy z wyrachowania?

- Wszystkiemu są winne te zasrane ideologie, ciągłe upartyjnienie i komercjalizowanie telewizji publicznej. Kolejni prezesi nie cierpieli związanego z wielką literaturą, znakomitymi aktorami i fachowymi reżyserami Teatru TV, ponieważ ich zdaniem ten teatr był zbyt elitarny, nie przynosił ani zysków politycznych, ani komercyjnych. Ot, taka fanaberia, kosztowny produkt dla wąskiej grupy społeczeństwa - "wykształciuchów" - która nie ma żadnego znaczenia wyborczego.

Trzeba było się rozprawić z tą fanaberią, no to się rozprawili. Zaczął, jak powiedziałem, Kwiatkowski, który jako pierwszy przystąpił do wyścigu ze stacjami prywatnymi, wprowadzając do TVP straszną komercyjną szmirę w miejsce kultury wyższej. To, czego on nie zdążył całkowicie unicestwić, unicestwili jego następcy w czasach IV RP. Prezesem TVP został wtedy Bronisław Wildstein, a Teatr TV skonsumował do celów ideologicznych PiS. Instytucję z fantastycznym dorobkiem, w której zawsze liczyła się wielka literatura, przekształcono w narzędzie pożal się Boże polityki historycznej, czyli narodowościowo-endeckiej.

Nawet nazwę zmieniono: zamiast Teatru TV powstała Scena Faktu.

- Żadna scena i żadne fakty. To były jakieś przerażające czytanki patriotyczne i równie przerażająca publicystyka rozliczeniowa. Za każdym razem to samo: wszędzie szpiegomania, donosicielstwo, kolaboracja - ktoś trafia do ubeckiego więzienia, ubecy go przesłuchują, katują, maltretują, mordują. Potworność! Tego nie dało się oglądać. To nie miało nic wspólnego z teatrem. PiS-owcy dokonali na teatrze zbiorowego gwałtu!

W 2005 roku, kiedy szefem Teatru TV był Piotr Dejmek, raz czy dwa dostałem od nich propozycję. - A może by pan coś dla nas zrobił? - usłyszałem. Może bym i coś zrobił, ale jak usłyszałem, co to ma być, to resztka włosów stanęła mi na głowie. Nie miało to nic wspólnego z jakimś uniwersalnym przesłaniem, z lepszą czy gorszą literaturą. Wredna propaganda po prostu. W najgorszym endeckim stylu.

- Za gwałt fizyczny trafia się na wiele lat za kratki. Za bezmyślne eksperymenty na Teatrze TV - za zmianę nazwy, zmianę logo, za kastrowanie tej sceny z klasyki polskiej i obcej, przesuwanie godzin emisji spektakli na późną noc i serwowanie w poniedziałki o godzinie 20.30 kretyńskich amerykańskich seriali nie poleciała w TVP chyba ani jedna głowa. A może się mylę? Może kogoś jednak przykładnie ukarano?

- Nie znam takiego przypadku. Na Woronicza było i jest tak, że jaka tam władza, takie i odchylenie. Raz w lewo, raz prawo. Raz w prawo, raz w lewo... Niepokorni przy kolejnych zmianach błyskawicznie wylatują z pracy, a oportuniści i konformiści przy każdym kolejnym rozdaniu mają się jak najlepiej. Dowodem pani W.Z. Z TVP związała się na śmierć i życie bodaj w 1994 roku. Najpierw była zastępcą kierownika Redakcji Repertuaru Filmowego i Teatralnego. Tak to się chyba wtedy nazywało. Od 2006 roku jest kierownikiem artystycznym Teatru TV. Kiedy telewizję ma lewica, ona pochyla się na lewo. Kiedy telewizję zawłaszcza prawica, no to i ona pochyla się na prawo. Człowiek z zasadami po

prostu by odszedł, a ona jak chorągiewka na wietrze nagina się do panujących okoliczności. Jest do bólu dyspozycyjna.

Ale prezes Braun, w którego dobre intencje pan nie wątpi, mógłby i jej, i wielu innym dyspozycyjnym powiedzieć bye, bye! Mógłby zacząć oczyszczać to bagno. Przecież to on rządzi teraz w TV p

- Pani chyba żartuje! Co z tego, że na górze trochę się zmieniło i poprawiło? Prezes nadal ma przed sobą grząski, błotnisty, śmierdzący teren, którego nie daje się wysuszyć. On rządzi, ale gdzieś w tyle pozostają ciągle pozostałości po poprzednich zarządcach. Z jednej strony osaczają go ludzie Kwiatkowskiego, którzy gmerają w TVP "po lewicowemu", z drugiej strony uchowały się jakieś niedobitki po PiS-ie, które chcą tam gmerać "po prawicowemu" i też gmerają. Poza tym są jeszcze PSL-owcy, którzy - jak zawsze - gmerają po swojemu, czyli "na ludowo". Gmerają tak skutecznie, że podobno zawłaszczyli już całkowicie Program III TVP czyli TVP Info. To jest chore! Cały czas mamy do czynienia ze zdegenerowanym, antyspołecznym systemem. Nic się z tym nie da zrobić.

Jakby się chciało, toby się zrobiło - jednym podpisem prezesa TVP. Brak pieniędzy na Teatr TV władze telewizji publicznej od lat tłumaczą - jak Robert Kwiatkowski - spadkiem wpływów abonamentowych. Jednak mimo tego spadku w 2009 roku telewizja publiczna na programy polityczne wydała aż 41,5 miliona złotych! Teatr TV dostał wtedy zaledwie 11 milionów. W tym roku będzie podobno jeszcze o 3 miliony mniej. A jeden spektakl telewizyjny kosztuje mniej więcej tyle, ile jeden odcinek idiotycznego polskiego serialu. To o co tu chodzi?

- Do cholery! Przecież cały czas tłumaczę to pani! Kolejni władcy - raz z lewicy, raz z prawicy - zawłaszczają publiczną telewizję. Dla nich najważniejsze są oczekiwania rynku politycznego i rynku komercyjnego. Wiedzą, że żaden reklamodawca nie zgodzi się na to, żeby jego reklamę nadawano przed Teatrem TV, bo ten teatr ma małą widownię. Oczywiście sami swoimi kretyńskimi decyzjami doprowadzili do tego, że ta widownia jest śladowa. Ale co tam! Chodzi przecież o upolitycznienie telewizji. Żeby "głupi lud" tę ich politykę kupował. Żeby głosował a to na SLD, a to na PiS.

Albo na Platformę Obywatelską.

- Na nią też oczywiście.

W tegorocznej jesiennej ramówce Jedynki Teatr TV wrócił na swoje dawne miejsce. Możemy go oglądać co poniedziałek o 20.30. W dodatku spektaklem "Boska!" z Krystyną Jandą w roli głównej TVP po latach wróciła do przedstawień granych na żywo. Na Woronicza odtrąbiono sukces, bo przedstawienie obejrzało 2,7 miliona widzów. Jak pan sądzi, czy jest to początek reanimacji, czy przedłużanie agonii tego teatru?

- Oczywiście, że przedłużono mu agonię. To jest niepoważna zabawa. Przecież za tym nie idzie ani dobra wola, ani przejrzysty program określający, jak traktować kulturę w telewizji publicznej. Jest dokładnie to, co było. Prezes Braun sam tego nie zmieni. Politycy musieliby ogłosić, że zgadzają się na wyasygnowanie miliarda złotych na telewizję obywatelską, całkowicie niepolityczną i niekomercyjną... Pani to sobie wyobraża? Bo ja nie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji