Artykuły

Teatr mówi: transformacja musi odejść

O kolejnych prezentacjach IV Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Boska Komedia" w Krakowie pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Polski teatr spiera się o pamięć lat transformacji. Hasła "Balcerowicz musi odejść" i "Polska w budowie" padają jako poważne postulaty albo histeryczne przestrogi.

Wszystko zniszczyła. Zdradziła nas, osierociła, okradła. Transformacja to dla teatru zła Pani, która na początku lat 90. zmieniła solidarną, żyzną, bohaterską Polskę w pustynię ludzi samotnych, chciwych i zatrutych plastikowym jedzeniem z hipermarketów. Odebrała dzieciom rodziców: poszli zarabiać na magnetowid albo przykleili się do telewizorów. Kobietom zatkała usta botoksem. Malowanych chłopców marki "68" i "89" podzieliła na kapitalistycznych bonzów i frajerów.

Niezdolność poradzenia sobie z doświadczeniem wielkiej zmiany szarpie nerwy. Jednocześnie napędza ostatnio teatr równie silnie jak jeszcze kilka lat temu koszmar Holocaustu, wstyd Jedwabnego, potrzeba walki o prawa mniejszości. Dlaczego teraz?

U starszych twórców hasło "Polska w budowie" wywołało najgorsze skojarzenia. Zaniepokoili się powrotem "tego samego" w drapieżnej formie, z którą nie mają siły się boksować.

Trzydziestolatkowie po okresie eksperymentów, stypendiów i mieszkania kątem u znajomych zrozumieli, że bohemiackie życie za minimum to wcale nie ich wolny wybór. Rzeczywistość nie ma ich pokoleniu nic innego do zaoferowania. Chcieliby coś zacząć "na poważnie", a tu nie ma jak.

Efekt tych niepokojów to wysyp spektakli-skarg. Niektóre wydają się najwyżej fabularyzacją hasła "Balcerowicz musi odejść". Część to krępujące w odbiorze żale "świat zszedł na psy, rządzą k... i złodzieje, tylko mnie - bohatera - nikt nie chce". Inne urastają do traktatów na temat pamięci, dojrzałości, zobowiązań wobec historii i moralności w czasach bez reżimu. Gdzieś w pół drogi sytuuje się "Obywatel K." Artura Pałygi (czytanie podczas festiwalu Boska Komedia w Krakowie, Teatr im. J. Słowackiego, reż. Piotr Ratajczak). Schemat jak z "Człowieka z marmuru". Dziennikarka telewizji publicznej, Agnieszka, chce zrobić film o Kajetanie, przegranym bohaterze "Solidarności". Sprawiał kłopoty poprzedniemu systemowi, dziś też jest problemem. Zbojkotował rozdawnictwo stołków po 1989 roku, a teraz blokuje budowę autostrady.

Agnieszka zbiera opowieści o Kajetanie od wrogów i przyjaciół. Towarzyszy jej w tym para stażystów, którzy pogodzili się już z tym, że nigdy nie będzie ich stać na założenie rodziny, a wkrótce i tak umrą na raka. Dociera do przebywającego na polowaniu prezydenta, rozmawia z rektorem wyższej szkoły manipulacji (oficjalnie: "kształtowania opinii społecznej"), biznesmenem przekupującym polityków i z "Adamem" z "Gazety Wyborczej". Zbiera przerażający materiał.

Ale jej wydawcę interesują tylko reportaże zbudowane jak wyciskacze łez z odrobiną pieprzu i widowiskowością reality show. Odbiera dziewczynie kamerę, temat i przepustkę. Co się zmieniło od czasów "Człowieka z marmuru" Wajdy? Niewiele - sugeruje Pałyga.

Wizja Pałygi składa się raczej z dobrze uchwyconych nastrojów niż poddających się polemice diagnoz. Ale fakt, że taki tekst w ogóle miał powód powstać i że tak łatwo identyfikować się z jego rozpoznaniami - niepokoi.

Prywatne rozliczenie z transformacją przeprowadza Julia Holewińska w "Rewolucji balonowej" (reż. Sławomir Batyra, Teatr Powszechny w Warszawie). Opisuje perspektywę trzydziestolatków, dla których lata przełomu były czasem amoku i emocjonalnego osierocenia. Dorośli zwariowali, zamienili się w handlarzy bądź żenujące karykatury biznesmenów z "Dynastii". Wygłaszająca monolog Wiktoria (Katarzyna Maria Zielińska) wyrosła w przekonaniu, że musi uniknąć ich błędów. Odnieść sukces zawodowy, ale zachować przy tym klasę, styl, wrażliwość społeczną, godność kobiecą i czas dla rodziny. Skutkiem dążeń do ideału jest coraz większe załamanie i wyczerpanie.

Komentarzem do dziwnej epoki histerycznych przemian stał się nawet niespodziewanie "Pan Tadeusz" [na zdjęciu] Mikołaja Grabowskiego (Stary Teatr, Kraków). Dziś to sen o utraconej wspólnocie. Aktorzy jak zagubieni uczestnicy pielgrzymki wchodzą po ciemku w przestrzeń porzuconej budowy. Zamiast dworu szlacheckiego -samotna betoniarka, kilka rusztowań. Mikołaj Grabowski prowadzi opowieść o skłóconych rodach jak składankę "popisowych numerów", które wszyscy znamy i lubimy. Póki Jan Peszek gra dziarskiego dziadunia - Wojskiego, Katarzyna Krzanowska - doświadczoną, ale pełną nadziei Telimenę, a całość przerywają pieśni na melodie a la Piwnica pod Baranami - spektakl wydaje się przyjazny i poczciwy. Nagle jednak wkrada się oskarżycielski ton i tęsknota za jakąś zdradzoną o świcie tradycją. Wielki Polak Jacek Soplica - umiera i zabiera do grobu wszystko, co w Polsce wielkie i szlachetne. Żadne "Kochajmy się" nie pada. Nad rozbabranym placem budowy zapada ciemność.

Neoliberalizm na polskich scenach obrywał już nieraz. Pokolenie "Solidarności" także. To dziś w końcu pokolenie ojców, wobec którego naturalną koleją rzeczy podnoszą się głosy pretensji i rozczarowania. Dawno jednak nie towarzyszyła temu taka atmosfera smutku i przerażenia. Teatr nie wie, jak żyć, nie daje recept, dzieli się tylko poczuciem beznadziei. Transformację opisuje nie tyle jako czarny charakter czy chłopca do bicia, ale jako katastrofę, po której nie wiadomo, jak się pozbierać.

4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Boska Komedia", Kraków

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji