Artykuły

Król Edyp idzie do IPN

W znakomitym przedstawieniu Gustawa Holoubka tytułowy król Edyp wyrywa z pamięci okrutną prawdę o swoim pochodzeniu. Śledztwo staje się jego obsesją, a sukces - wyrokiem. Reżyser pyta: co z tego, że znamy prawdę, skoro nie da się żyć?

Gdyby Sofokles żył w dzisiejszej Polsce, z pewnością z uwagą śledziłby poczynania IPN i sądów lustracyjnych. Tłumacz Marcin Sosnowski odczytał w antycznej tragedii Sofoklesa wyznanie polityka i sprawnego konstruktora sensacyjnych fabuł. W jego przekładzie słyszy się więc szum teczek, kuluarowe zdrady, pokrzykiwania zapaleńców domagających się rozliczeń i lustracji. "Król Edyp" stał się przez to tragedią pamięci, która oczyszcza i zabija zarazem. Pamiętliwi okazali się zwłaszcza bogowie, którzy mimo upływu lat nie zapomnieli o niewyjaśnionym zamordowaniu króla Lajosa. Zsyłając plagi i śmierć, domagają się od mieszkańców Teb ukarania zbrodniarza. Edyp (Piotr Fronczewski) jako odpowiedzialny władca dąży więc do rozwiązania tajemnicy. Przywódca, który dla swego ludu był bogiem i idolem, nie może po prostu pozwolić sobie na publiczną kompromitację. Twarz Fronczewskiego staje się maską oburzenia i determinacji, w której pobłyskują tylko szparki czujnych oczu. Nie wie jednak, że sukces w śledztwie to dla niego nie potwierdzenie pozycji, ale wyrok śmierci.

Telewizyjna inscenizacja pozwala nieście widza gdzieś pomiędzy uniwersum a wnętrzem głowy bohatera. Pusta scena lewituje w mroku niczym zagubiona asteroida. Brak stałych punktów, kierunków, biegunów, wokół kosmiczne ciemności. Ale czy to rzeczywiście ciemność kosmosu, czy raczej podświadomości? Tam przecież spycha się wszystko, co niewygodne, bolesne, traumatyczne. Postaci w czarnych strojach wyłaniają się z niej jak wyparte wspomnienia. Edyp bezwzględnie wyciska z nich wyznania, dręczy, miota groźby i oskarżenia. Bezkrytyczna wiara we własny rozum ogranicza go bardziej niż opinająca mu głowę chusta. Jego obsesji ulegają w końcu niewidomy wróżbita Terezjasz (Krzysztof Gosztyła), jowialny sługa (Jan Kociniak), pasterz (Marian Kociniak), żona Jokasta (Teresa Budzisz-Krzyżanowska). Z ich opowieści wyłania się historia człowieka przeklętego, który zabił ojca i poślubił matkę. Słowa, które wypowiadane razem spaliłyby usta, zjawiają się po kawałku, w czułym szepcie kobiety, żarcie niewolnika, rzężeniu brutalnie przesłuchiwanego starca. W dopisanej przez tłumacza scenie Edyp zrzuca na chwilę maskę tyrana. Klęcząc obok Jokasty, wspomina czasy swego przybycia do miasta. Pierwsza miłość, onieśmielenie, potrzeba, by imponować i zdobywać.

Krzyżanowska wtóruje mu z ciepłą pobłażliwością dojrzałej kobiety, lecz kiedy prawda się wyjaśni, jej pewność zmieni się w obłęd, a spokojny uśmiech w pośmiertny grymas. Scenę samobójstwa królowej relacjonuje sługa Eon (Grzegorz Damięcki). Pokazane w ogromnym zbliżeniu mięśnie jego twarzy spinają się, jakby ktoś wyszarpywał je żelaznymi szczypcami. Zęby, oczy, język stają się nagle narzędziami tortur, które wbijają się w wyobraźnię widza. Większego przerażenia nie wzbudziłby pokazany ze szczegółami widok sekcji zwłok powieszonej kobiety. Gdy oślepiony Edyp pojawia się z odkrytą głową i przewiązanymi oczyma, wydaje się cieniem swej własnej potęgi. Szal, który podkreślał jego majestat, zmienił się w szmatę przesiąkniętą zakrzepłą krwią.

Gustaw Holoubek pokazał więc, że nie ma bardziej krwawych i ryzykownych operacji niż operacje pamięci. Oczyszczanie świata zamienia się w mroczną pustynię, na której nikt nie może spojrzeć drugiemu w oczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji