Artykuły

Zapolska - własnym ściegiem

Z przyjemnością obejrzałam wystawę "Zapolska - zbuntowany talent" w warszawskim Muzeum Literatury. Nie tylko dlatego, że ta zdumiewająca kobieta, aktorka, autorka dramatów, recenzji teatralnych, powieściopisarka i publicystka doczekała się po raz pierwszy (!) wystawy monograficznej, w dziewięćdziesięciolecie śmierci przypadające w grudniu 2011 roku - pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.

Wydawać się może, że w naszych wyzwolonych czasach Gabriela Zapolska nie jest potrzebna. Nikt już nie popełnia mezaliansów, nie bywa wykluczany z rodziny za zerwanie małżeństwa czy romanse na boku. Nieślubne dziecko też nie jest powodem ostracyzmu, a potrzeby kobiet do samorealizacji wydają się akceptowane tak dalece, że nikt nie protestuje. A niechby spróbował, feministki rozniosłyby go na strzępy. Młode kobiety raczej tłumaczą się z posiadania dzieci i udanego związku hetero, skoro najmodniej jest być dziś gejem, lesbijką lub singlem. Czy zatem znikło zakłamanie w sprawach rodziny lub wiary, nie istnieje przemoc w rodzinie, bieda albo wykluczenie? Skądże. Nadal są, tylko skutecznie spychane z głównego dyskursu do podziemia jak aborcje i tachlowane, tyle że innymi frazesami przez polityków i uzdrawiaczy społecznego ducha.

Z bardzo często obecnej na scenach przed wojną i po wojnie, stała się Zapolska autorką graną coraz rzadziej, chyba że reżyser znajdzie koncepcję postmodernistyczną, wedle której da się stare sztuki uczynić współczesnymi. Trudno nie widzieć w tych zabiegach pewnej racji, Dulscy dziś to nie krakowscy mieszczanie w pluszowych salonach, gdzie młodzi chłopcy pobierają lekcje seksu u służących. Lowelasów i salonowych wyjadaczy zastąpili celebryci, ale nawet ich romanse już nie są hot news, chyba że stary satyr w świetle kamer obściskuje bezpruderyjne nastolatki.

Mimo tej wiedzy z przyjemnością obejrzałam wystawę "Zapolska - zbuntowany talent" w warszawskim Muzeum Literatury. Nie tylko dlatego, że ta zdumiewająca kobieta, aktorka, autorka dramatów, recenzji teatralnych, powieściopisarka i publicystka doczekała się po raz pierwszy (!) wystawy monograficznej, w dziewięćdziesięciolecie śmierci przypadające w grudniu 2011 roku. Małgorzata Górzyńska z Muzeum Literatury i Monika Chudzikowska z Muzeum Teatralnego, przy wsparciu konsultacyjnym profesor Jadwigi Czachowskiej, są autorkami ekspozycji ułożonej nie chronologicznie, lecz tematycznie, zgodnie z materią, czyli życiem i twórczością bohaterki, które i dziś imponują.

Zarówno życie Zapolskiej, jak i dorobek artystyczny nie dadzą się zamknąć w znane formuły, od początku bowiem postanowiła kształtować je sama w sposób niepodległy, niejednokrotnie szokujący i bliskich, i obcych. Pochodziła ze sfery ziemiańskiej, ojciec Wincenty Korwin-Piotrowski i matka Józefa z Karskich, była tancerka Warszawskich Teatrów Rządowych, planowali dla niej bezpieczną przyszłość. Jako osiemnastolatkę wydali za oficera petersburskiej gwardii Konstantego Śnieżko-Błockiego, nie podejrzewając, że po trzech latach go porzuci, nie oglądając się na własny posag, zatrzymany przez męża. Postanowiła zostać aktorką, debiutowała w 1882 roku w sztuce Kazimierza Zalewskiego "Spudłowali", i pisarką, nowela "Jeden dzień z życia róży" ukazała się w "Gazecie Krakowskiej" z 1881 roku, ale rozgłos przyniósł jej wydrukowany dwa lata później w "Kurierze Lwowskim" szkic powieściowy "Małaszka", ostro zresztą atakowany przez tamtejszych literatów. Nie trzeba wiele wyobraźni, by wiedzieć, jak kosztowna była niezależność kobiety. Zwłaszcza że na kilka lat związała się z pisarzem Marianem Gawalewiczem, urodziła w Wiedniu ich córkę, która zmarła w dzieciństwie.

Próbowała żyć własnym ściegiem, najpierw z aktorstwa, ze zmiennym szczęściem, raczej na prowincji, choć grała też "Norę" Ibsena w Poznaniu, Petersburgu i w Warszawie w Teatrze Letnim. Zespoły objazdowe, z jakimi grywała, nie zapewniały stabilizacji, choćby finansowej, ale znajomość sceny od kulis, przydatną, jak najbardziej. Bezpośrednią reakcją młodej aktorki była depresja i próba samobójstwa. Odratowana, postanowiła wyjechać do Paryża po kilku latach niepowodzeń. Tam spędziła sześć lat, niezwykle owocnych. Znalazła się od początku w zawodowym środowisku teatralnym, brała lekcje u Talbota i Silvaine'a, aktorów Comedie Francaise oraz Marii Samary z Odeonu, do perfekcji szlifowała francuski. Trafiła do nowo utworzonego Theatre Libre Andre Antoine'a, później do Theatre L'Oeuvre Lugne-Poe'go. Tam zetknęła się z różnymi sposobami gry, przybliżającymi, na modłę naturalistów, sztukę do rzeczywistości albo dodającymi jej uogólnień, zgodnie z poetyką symbolistów. Poznała kształtowanie przestrzeni oświetleniem elektrycznym, co pozwalało na wyciemnienie widowni według zasad Wagnerowskich. Najważniejszym było jednak poznanie współczesnych dramatów - Ibsena, Turgieniewa, Maeterlincka, Hauptmanna. Na premierach awangardowych teatrów zjawiał się paryski toutes le monde, pisarze, krytycy, aktorzy, artyści innych dziedzin i, jak zawsze, sporo snobów. Na plakacie do "Pieniędzy" Fabre'a, gdzie obok nazwiska wielkiego Antoine'a widnieje nazwisko Zapolskiej, Toulouse-Lautrec namalował jej sylwetkę na pierwszym planie. Zapolska zagrała po francusku, choć nie bez problemów i ze słowiańskim akcentem, kilkanaście niewielkich ról, które zostały zauważone.

Nie tylko grała, w "Przeglądzie Tygodniowym" ukazywały się jej korespondencje ze stolicy sztuki i mody. Uważna obserwatorka obyczaju i aktorka nie mogła pozostać obojętna na wzornictwo, stroje i sposób ich noszenia przez kobiety różnych stanów; pisała o tym, co się nosi nad Sekwaną, ze znawstwem. W części zatytułowanej W królestwie strojów zostały pokazane zdjęcia efektownie ubranej bohaterki, na manekinach przepiękne suknie z epoki, w serwantkach i gablotach broszki, wachlarze, parasolki, buty, flakoniki perfum, kapelusze, boa i inne drobiazgi z końca XIX wieku, opatrzone fachowymi, ale i zabawnymi komentarzami.

Ważniejsze jednak pozostały jej opinie o sztuce. Już w pierwszych dniach po przyjeździe do Paryża (wrzesień 1989 roku), informowała czytelników "Kuriera Warszawskiego" o Wystawie Powszechnej. Później pisała o najważniejszych miejscach zebrań paryskiej socjety - Salonach i Salonach odrzuconych, gdzie filistrzy, marszandzi, artyści i przedstawiciele elit spotykali się na wielkie światopoglądowe dyskusje. Dzięki "Listom paryskim", drukowanym na łamach "Przeglądu Tygodniowego", czytelnicy nad Wisłą mogli się zapoznać z nowymi kierunkami w sztuce: impresjonizmem, pointylizmem, symbolizmem. W roku 1893 dla podreperowania zdrowia wyjechała do Bretanii, gdzie poznała grupę nabistów, co znacząco wpłynęło na jej poglądy artystyczne. Z jednym z nich, Paulem Serusierem, planowała nawet małżeństwo, ale wróciła w 1895 roku do kraju.

Paryskie doświadczenia teatralne i pisanie o sztukach plastycznych do polskich czasopism ukształtowały ją jako artystkę świadomą używanych środków, ich funkcji i nowoczesnego sposobu tworzenia i odbioru sztuki. Nie bez powodu niedługo po powrocie z Paryża, z początkiem dwudziestego wieku, powstały najlepsze jej sztuki sceniczne. Tłumaczyła też wiele utworów scenicznych, bo chciała przenieść paryski repertuar do naszych teatrów. Pracowała w Krakowie z Tadeuszem Pawlikowskim, jednak nie bez konfliktów, więc przeniosła się do Lwowa. A gdy Pawlikowski objął dyrekcję we Lwowie i nie zaangażował jej do zespołu lwowskiego, zrezygnowała ze sceny jako aktorka. Wraz z drugim mężem, Stanisławem Janowskim, otworzyła w Krakowie prywatną szkołę dramatyczną, by swe doświadczenia przekazać młodym. Zetknęła się z najwybitniejszymi - Józefem Kotarbińskim, Ludwikiem i Ireną Solskimi, Lucjanem Rydlem, Stanisławem Wyspiańskim. Plakat jego autorstwa do "Wnętrza" Maeterlincka zdobi część wystawy "Teatr bez szminek" obok zdjęć tych znakomitości i bohaterki w wielu rolach, afiszy teatralnych. Dla Heleny Modrzejewskiej napisała jednoaktówkę "Jesiennym wieczorem" i ją wyreżyserowała.

Sala wystawy, gdzie zostały pokazane pierwodruki kilkudziesięciu jej powieści i nowel w "Kurierze Warszawskim" i "Przeglądzie Tygodniowym" oraz bogata twórczość publicystyczna - we lwowskim "Słowie Polskim" zamieszczała recenzje teatralne oraz artykuły o treści społecznej, w krakowskim "Życiu" fragmenty dramatów - ma motto zaczerpnięte przez samą bohaterkę z maksymy greckiego filozofa Lukiana Unguibus et rostro - "Pazurami i dziobem". Tak określała swoją postawę i drogę twórczą od początku, nie zważając na niewybredne ataki konserwatystów, oburzonych jej wolnomyślicielstwem i pasją demaskatorską. Stanisław Brzozowski je chwalił, jednak nie bez zastrzeżeń: "Żal mi, nieskończenie żal, że Zapolska nie zrozumiała prawdziwej swej siły. Widziała ona wszystkie kłamstwa współczesnego Polaka pod kątem widzenia dostępnym jedynie kobiecie. Mogła napisać jedną, jedyną, ale krwawą książkę. Dzisiaj elementy tej książki wyszukiwać trzeba po różnych, nazbyt licznych jej pismach".

Młodopolska egzaltacja i sentymentalizm stylu są dziś przyczyną zapomnienia jej jako powieściopisarki, ale fragmenty "Sezonowej miłości", wplecione jako przedakcja "Moralności pani Dulskiej" w przedstawieniu i serialu Andrzeja Wajdy "Z biegiem lat, biegiem dni...", brzmiały doskonale. Autorki wystawy eksponują fotografie z owego wydarzenia w ostatnich salach wystawy, zatytułowanych "Z biegiem lat..." Zgromadzono tu fotografie, afisze ze spektakli, projekty scenograficzne Andrzeja Kreutz-Majewskiego i Kazimierza Wiśniaka oraz wizerunki trzech aktorek grających Zapolska. W sztuce Tamary Karren "Ta Gabriela" wystąpiła Irena Eichlerówna, później Teresa Budzisz-Krzyżanowska (na manekinie jej suknia z roli), w monodramie "Wystawa ku czci Gabrieli Zapolskiej - Marta Stebnicka". Wystawę kończy projekcja fragmentów przedwojennych filmów do utworów "Moralność pani Dulskiej" i "Policmajster Tagiejew".

Największą niespodzianką spotkania z Zapolska w Muzeum są ocalałe obrazy z jej kolekcji. "Mieszkanie moje - pisała z Paryża - zamienia się w muzeum. Mam van Gogha, Gauguina, Denisa, Vuillarda, Anquentina, rzeźby Lacombe'a, Riotto i innych. Mam taką moc obrazów i płaskorzeźb, że nie mam ścian i sześć płócien stoi w cabinet de toilette, czekając lepszych czasów, kiedy będę miała większe mieszkanie". Po powrocie do kraju zaprezentowała swój zbiór we Lwowie w 1906 roku i w Krakowie w 1910 roku; katalogi obu wystaw ze wstępami Zapolskiej oraz rękopis jej "Listów o sztuce" dopełniają sekcję nazwaną "W krainę kędy jest królestwo ducha..."

Pod koniec życia Zapolska kilka płócien sprzedała, reszta uległa rozproszeniu. Należący do niej obraz Paula Gauguina "Bretońskie dziewczęta nad brzegiem morza" znajduje się obecnie w Muzeum Sztuki Zachodniej w Tokio, "Les Alyscamps" van Gogha w Króller-Mueller Museum w Otterlo (Holandia), a "Akt kobiecy widziany od tyłu" Georges'a Seurata zdobi ściany Musee d'Orsay w Paryżu. Są one prezentowane na wystawie w formie reprodukcji. Z oryginałów możemy obejrzeć sześć płócien Paula Serusiera, ze zbiorów Muzeum Narodowego: "Zjadacze węży", "Naik la fiancee, "Panny bretońskie z dziećmi", "Panny bretońskie z krowami", "Biała krowa", "Bretonka w lesie" oraz obraz Edouarda Vuillarda "Kobieta w ogrodzie". Kolekcję obrazów doskonale uzupełniają paryskie obrazy i grafiki Józefa Pankiewicza i Władysława Podkowińskiego, rysunki E. Loevye'go oraz portrety samej pani Gabrieli ręki Juliana Fałata, męża Stanisława Janowskiego, szwagierki Bronisławy Rychter-Janowskiej i reprodukcja zaginionego obrazu Tadeusza Pruszkowskiego ukazującego demoniczną kobietę z teatralnymi maskami.

Wystawie towarzyszy polsko-francuski ponad stustronicowy katalog z blisko dziewięćdziesięcioma ilustracjami. Powtórzono zdjęcia z wystawy, plakaty Toulouse-Lautreca do "Pieniędzy" i Stanisława Wyspiańskiego do "Wnętrza" Maeterlincka, w którym to przedstawieniu Zapolska występowała, oraz zdjęcia wspomnianych obrazów. Nade wszystko są w nim znakomite teksty: Danuty Knysz-Tomaszewskiej i Grażyny Borkowskiej omawiające jej niepokorną biografię, Elżbiety Koślacz-Virol karierę aktorską, Iwony Danielewicz "Listy paryskie" o sztuce oraz Henryka Izydora Rogackiego, który pokusił się o analizę dwóch powieści: "Sezonowa miłość" i "Córka Tuśki".

Ze starannie przygotowanej wystawy oraz znakomitego katalogu można dowiedzieć się mnóstwo o życiu Zapolskiej, jakie sobie wymyśliła i zrealizowała. Wprawdzie dziś już wiele spraw, o które walczyła, wygląda inaczej, jednak życie własnym ściegiem w każdej epoce wymaga wysiłku, hartu ducha i posiadania własnych przekonań. Nie wszyscy i dziś są w stanie się na nie zdobyć. Oglądając wystawę, często myślałam o Virginii Woolf, która całym swoim życiem i twórczością przeciwstawiała się wszystkiemu, co przyniosła epoka wiktoriańska. U nas zamiast królów byli zaborcy, ale obyczaje nie mniej konserwatywne, otoczone grubą skorupą zakłamania. Trudno było je pokonać kobiecie wyzwolonej i samodzielnie myślącej w bogatym, klasowo zorganizowanym Londynie, nawet przy wsparciu grupy Bloomsbury, a jeszcze trudniej we Lwowie i Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji