Artykuły

Wyspiańskie nawiedza Warszawę

"Chcesz mnie o głowę skrócić?" - pyta Konrad w przedostatniej scenie "Wyzwolenia" w odpowiedzi na propozycję skrócenia drugiego aktu, wypełnionego wspaniałym monologiem.

Drugi akt przedstawienia w Teatrze Narodowym był co najmniej o połowę krótszy niż ten sam fragment przedstawienia krakowskiego, co samo już mówi za siebie w odniesieniu do zacytowanej na wstępie kwestii. Nie chcę tu zresztą zajmować się poniżaniem jednych przez wywyższanie drugich; oba przedstawienia nie podobały mi się, ponieważ zupełnie inaczej wyobrażam sobie "Wyzwolenie" niż każdy z wystawiających je obecnie teatrów. Dla sprawiedliwości muszę jednak stwierdzić, że przedstawienie krakowskie jest chyba mądrzejsze niż warszawskie, co wynika już tylko z potraktowania rozmowy Konrada z maskami (właściwie nie rozmowy, lecz "zewnętrznego" monologu). Oto i cała część komparatywna.

Skoro jednak postanowiłem zająć się tylko warszawskim "Wyzwoleniem", to pozwólcie za to skupić tu całe moje zaangażowanie w sprawę. Niech jęczy jeszcze jeden głos w chórze Erynii, ścigających tyle zasłużonego i uczonego pana Wilama Horzycę za tę inscenizację.

Zadziwia wprost, jak bardzo niewspółczesny jest nasz Teatr Narodowy. Widz opuszczający progi teatru wynosi stąd nieodparte wrażenie, że w Polsce mało się zmienia, a jeżeli nawet coś tam się zmieniło, to przecież mieliśmy do czynienia z tym faktem dobre kilkadziesiąt lat temu. Rzadko udaje się obejrzeć przedstawienie tak zamknięte w zaklętym kręgu historycznej rupieciami. Wszystko tu dzieje się wyłącznie w charakterystycznym polskim, uświęconym tradycją lamusie. Każde słowo, gest, każda interpretacja - każdy chwyt sceniczny odwołuje się do tej części osobowości widza, która jest dziedzictwem przodków. Wszystko to niezwykle trafnie oddaje męczarnie ducha polskiego na scenie i z pełną precyzją poddaje torturom polskie duchy na widowni, ale - ośmielam się twierdzić - w ich części spadkowej, historycznej, a nie współczesnej.

A przecież wiadomo, że jeśli wystawia się w naszych czasach Wyspiańskiego, to widzowie nie mogą mimo nawet najszczerszych chęci udawać widowni krakowskiego teatru z 1903 roku. Przecież dzieje się to w teatrze, siedlisku najżywszej ze sztuk. Teatr patrzy w oczy swemu odbiorcy. Tymczasem odbiorca zawsze, z naturalnych przyczyn jest człowiekiem współczesnym, a teatr często patrzy na niego jak na swego dziadka. To prowadzi do konfliktu.

Oczywiście, przy okazji Wyspiańskiego i tak osiąga się wielkie cele. Nie dość jest słów i sztuk w polskiej literaturze, by poprowadzić walkę choćby na przykład z mitami ukształtowanymi przez romantyczną poezję, które tkwią w tym dziwnym narodzie. Ale to, co osiągnął Teatr Narodowy, nie wystarczy. Wydaje się, że w ostatniej inscenizacji "Wyzwolenia" teatr nie tylko nie burzy tych i innych mitów, z którymi borykał się Wyspiański, ale celebruje jeszcze. A w każdym razie zbytnio celebruje.

W inscenizacji tej osiągnięty został pewien poziom racjonalizmu, co jest niewątpliwą zasługą Wilama Horzycy; ale poziom ten imponowałby dziadkom współczesnych mętniaków - jednak nie im samym.

Człowiek pragnie zjeść kromkę chleba, a podaje mu się opłatek, i to w złoconym kielichu. Człowiek współczesny nie lubi patosu, a tymczasem w Teatrze Narodowym aktorzy mówiąc przez nos wspinają się jeszcze na palce - i to nie zawsze po to, aby patos parodiować. Człowiek współczesny lubi śmiech i ironię, tymczasem ileż wspaniałych ironii i złośliwości Wyspiańskiego, szczególnie z pierwszego aktu, zginęło w mszalnej i podniosłej atmosferze. Nikt nie zaśmiał się na sali ani razu, a to przecież porażka dla tej satyrycznej sztuki.

W jednym z artykułów zamieszczonych w teatralnym programie powiada się, że sceniczny układ i ruch postaci "Wyzwolenia" pozostał zasadniczo niezmieniony do chwili obecnej od czasu prapremiery. Tak jest istotnie, i wielki to powód do wstydu.

To jest sztuka dla awangardy. Akt pierwszy w konwencji farsowej, wszystkie postacie potężnie sparodiowane, szopkowe kuplety i przyśpiewki. Akt drugi - to wspaniały materiał dla intelektualnego teatru, a mam tu na myśli teatr, który wykorzystałby doświadczenie awangardy. Rozmowa Konrada z samym sobą, a więc poważna, bez bieganiny i gimnastyki parterowej, wydobywająca intelektualne treści - najbardziej chyba współczesna, aktualna. To zadziwiające, że Wyspiański ponad 50 lat temu znalazł formę na wyrażenie tego, co tak świetnie pasuje do naszej rzeczywistości - znalazł kształt na opowiedzenie rozdwojeń duchowych i ideowych współczesnego człowieka. I jeszcze: przecież to konwencja snu - zdawałoby się wynalazek teatralny naszych czasów.

Tak by można to było pokazać. Tymczasem w inscenizacji warszawskiej z całego tego fragmentu zostało mi wrażenie nerwowej bieganiny na scenie. Później odprawiono mszę do karmiącej matki i do płonącej pochodni. A przecież nie to jest tu najważniejsze, że Konrad znów jest silny - ale to, że był słaby. W przeciwnym razie źle tłumaczy się zakończenie sztuki.

A już szczególnie źle tłumaczy się to zakończenie, gdy zabraknie w nim ostatniego wiersza, i wszystko skończy się na słowach: "...jako ten wasz czterdziesty czwarty...", co przecież niczego w sposób oczywisty nie wyjaśnia. Jeżeli już Wyspiański dopisał końcowe wiersze po tej poincie, to widocznie tego mu właśnie zabrakło - konkretu. I słusznie. Czemu więc warszawskie przedstawienie kończy się tak niekonkretnie? Może by tu pomogły te dwie ostatnie linijki: "w naród wołając: WIĘZY RWIJ!!!" A tu w ten sposób nadzieje - bądź co bądź - na lud, zostały zastąpione przez ufność w magię i mistykę.

Chodzi więc o to, by do współczesnego widza przemawiać jego językiem, jego doświadczeniem - ale pełnym, nie częściowym i historycznym. Przede wszystkim zaś, by nie wyczarowywać w jego duszy obrazów symbolami i metafizycznymi bodźcami z zakresu narodowej liturgii, ale by pozwolić mu rozumieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji