Artykuły

"Wyzwolenie" - po latach

W RAMACH uczczenia 50-lecia śmmerci poety po raz pierwszy w Polsce Ludowej mieliśmy możność ujrzeć "Wyzwolenie". Trzeba było przezwyciężyć niemało zadawnionych oporów i nazbyt łatwych choć bardzo wątpliwych uogólnień, by móc się zbliżyć na nowo do poety, usiłującego wsłuchać się ongiś w bicie serca narodu.

Gdy na sobotniej premierze w Teatrze Narodowym w radosnym wzruszeniu ujrzeliśmy nareszcie tę wcieloną wizję Polski z r. 1902, nasunęła nam się myśl o związku, jaki zachodzi między Polską "ówczesną" a "współczesną".

Ten związek mimo olbrzymich przemian, jakie zaszły, jest bliższy niż nam się zdaje. I Wyspiański wcale nie jest tak historyczny i niewczesny, jak wielu mędrcom dnia dzisiejszego dotąd się zdawało.

Nie będziemy usiłowali w tej krótkiej recenzji rozwiązywać zagadek "Wyzwolenia", których jest dotąd - mimo olbrzymiej literatury o nim - wiele.

Urok romantyzmu przeszłości, od którego stara się wyzwolić naród w "Wyzwoleniu" Stanisław Wyspiański, jest upostaciowany w dramacie - w spiżowym posągu Geniusza i rysach Mickiewicza. Nie Mickiewicz jednak był źródłem tego wszystkiego, czemu przeciwstawia się poeta w swoim dramacie, lecz Zygmunt Krasiński. To jego "Nieboska komedia", "Psalm miłości", "Dzień dzisiejszy", "Legenda", "Sen Cezary" -- dały Wyspiańskiemu materiał do stworzenia tych wizji.

O Krasińskim jednak dzisiejszy widz teatralny wie niewiele!, aluzji tych i powiązań więc już nie dostrzega.

Nie o genezę zresztą tej walki raczej chodzi, lecz o jej trwałość i żywotność w społeczeństwie polskim - a ta występuje we wszystkich przełomowych momentach naszych dziejów - za czasów okupacji i w powstaniu warszawskim, w walce pojęć i opinii naszych dni.

Urok romantyki i zasłuchania się w echa zamierającej już przeszłości jest dotąd motywem walki i zmagań dnia dzisiejszego. W świetle tych doznań "Wyzwolenie" nabiera barw aktualnych i można je przeżyć nie tylko jako wizję życia polskiego sprzed lat pięćdziesięciu.

Zagadnienia form życia narodowego, zepchnięte przez zagadnienia społeczne lat ubiegłych z miejsc czołowych, wracają teraz i z nową siłą zaczynają domagać się głosu. Ta "własna" droga, o której tyle się mówi i pisze, nie jest wszak niczym innym jak nową odmianą starego zagadnienia o formach i tętnie życia narodu.

Kwestia "Wyzwolenia" tak, jak ją Wyspiański pojmuje, nie dotyczy tylko wyzwolenia narodu z pęt obcej przemocy. Stanowi ono cząstkę może najistotniejszą, lecz nie jedyną tego zagadnienia. Nigdy się nie jest dość "wyzwolonym" z pęt zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej niewoli. W obydwu tych kierunkach zwraca się myśl poety, szukając drogi wyjścia z zapartych wrót o żelaznej mocy.

JESTEŚMY od poety o kilka wielkich doświadczeń dziejowych bogatsi. Nie wysunęlibyśmy już teraz - po likwidacji ziemiaństwa - na czoło reprezentacji narodu Karmazyna i Hołysza, którzy wyszkoleni w pasożytnictwie gdzieś w terenie skromnie się tuczą na intratnych posadkach organizatorów życia nowego. Nie "wychylają" się jednak zbytnio, nie chcąc być raczej dojrzanymi.

"Wyrobnik i dziewka bosa" końcowych słów poety "Wyzwolenia" uchylili już wrót Konradowi, nie ma więc tego momentu radosnego i pełnego nadziei oczekiwania na to, co wtedy będzie.

Będzie - co jest. Wiemy, że to jest dużo - ale jeszcze niewiele.

Zadość się stało słowom Konrada z "Wyzwolenia", który walcząc z majakami romantyzmu o idealnej Polsce przyszłości - nowej Jeruzalem świata, chce dla Polski "tego co jest wszędzie" - ale co jest w rzeczywistości, nie w marzeniu.

Właśnie to konkretne i pozytywne spojrzenie w oczy rzeczywistości - zbliża nas do "Wyzwolenia".

Ta wielka scena narodu - "dwadzieścia kroków wszerz i wzdłuż", ten symbol Polski zarówno ówczesnej jak i współczesnej - ośrodek zmagań myśli narodowej - wprawia nas w stan głębokiej zadumy, zapładniając pracę naszej myśli - dla Polski przyszłości, budzi tęsknotę do pełniejszych i doskonalszych form życia, choć ich nie stara się nawet sformułować. Najogólniejsze jednak zarysy tej wizji przyszłości zazębiają się o nasze współczesne usiłowania.

Fale sprzecznych uniesień i namiętności przelewają się w słowach symbolicznych bohaterów, z których każdy po swojemu fałszuje naród i krzywi jego drogi, straszliwa i wspaniała scena z Maskami - monolog wewnętrzny Konrada - czyż nie jest najpełniejszym wyrazem wszystkich usypiających wolę zbiorową narodu fałszerstw sloganowych, od których roiło się - jak od plugawego robactwa w "Wyzwoleniu" - życie nasze zarówno polityczne jak i kulturalne?

MOŻNA się zgadzać czy nie zgadzać z przedmiotami miłości czy nienawiści Konrada - Wyspiańskiego, dialektyka jego nie zawsze nas przekonywa, lecz słowo poety, muzyka słowa, rytmika zdania daje nam formę i ramy dla tych uniesień, które wypełniamy już treścią własnej zadumy i tęsknoty, własnych ponurych, pełnych goryczy doświadczeń, które wkładamy już na własną rękę w postacie aktualnych Karmazynów, Mówców, Prezesów i Kaznodziejów...

Niezależnie od różnic sytuacji dziejowej bohaterów Wyspiańskiego i naszej - jest w tym dramacie wiele analogii, przenikliwie i proroczo dojrzanych przez poetę podobieństw i przenośni.

Czyż ta czerń np. czekająca "służby jedynej godziny", czerń, wprowadzona jako nowy czynnik dziejowy wyzwolenia powszechnego, czerń, która stwarza, by niszczyć, buduje, by burzyć - po spełnieniu obrzędu symbolicznego wyzwolenia Konrada z więzów - usunięta w cień sceny z widowni działań - nie przypomina znanych nam dobrze form obezwładnienia woli zbiorowej przez bezkarny despotyzm nawet tak ofiarnych i reprezentacyjnych jednostek jak Konrad? Czyż nie jest to obraz i podobieństwo tragicznego losu wyzwolicieli czekających na swoje wyzwolenie?

Czy kult zarodkowej wspólnoty życia rodzinnego, w której Konrad znajduje nowe dla siebie źródło sił żywotnych - nie jest nam bliższy teraz i zrozumialszy po szeregu naszych współczesnych, niezbyt udanych eksperymentów nad życiem rodzinnym?

Wyspiański w epoce "Wyzwolenia" patrzył na proletariat jako na rozstrzygający czynnik stawania się dziejowego. "Wyrobnik i dziewka bosa" mają oswobodzić Konrada - z zamkniętej sfery pudelka teatralnego, otworzyć mu drogę na świat - umożliwić działanie.

Po rozczarowaniach jednak 1905 roku Wyspiański skreśla to optymistyczne założenie, któremu chętnie radzibyśmy przywtórzyć i pogrąża się w falach rozterki i zwątpienia. Aktualne ujęcie "Wyzwolenia" powraca do pierwotnej koncepcji poety.

PREMIERA "Wyzwolenia" w Teatrze Narodowym po tylu latach skwapliwego omijania tej sztuki jako źródła zarazy - stała się uroczystością teatralną nie tylko Warszawy. Zaświadczyła ona o tym, że współczesny teatr polski dojrzał do jakichś przemian, że zdobywa sobie nie bez trudu pewną swobodę w kształtowaniu myśli teatralnej.

Przedstawienie w całości robi wrażenie imponujące, jest jednym z poważniejszych etapów w dziejach naszego teatru współczesnego. Dramat Wyspiańskiego nie należy jednak do repertuaru "rozrywkowego". Jest to sztuka trudna, wymaga od widza wysiłku i skupienia, niemałej wiedzy i przygotowania historycznego. Wszystko to utrudni współczesnemu widzowi dostęp do tej sztuki, choć należałoby jej życzyć jak najdłuższego żywota.

Tadeusz Białoszczyński w czołowej roli Konrada miał momenty wstrząsającej prawdy i głębi (zwłaszcza w scenie z Maskami), lecz miał i momenty słabsze (w akcie III - w pojedynku z Geniuszem), co zresztą w tak olbrzymiej roli jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, jeśli nie konieczną.

Majestatycznej roli Geniusza nadał Janusz Strachocki posągową wyrazistość w prywitywnym, oszczędnym, lecz celowym geście i tonacji słowa.

Ewa Bonacka w roli Muzy wyzyskała kapryśne i wieloznaczne zazębienia swej zróżnicowanej roli.

Trudno jest wyliczyć według zasługi wszystkich wykonawców tego wspaniałego widowiska teatralnego, która tak wielką ilość sił aktorskich musiało wprząc do roboty. Wymieńmy więc wybitniejsze kreacje aktorskie, nie wdając się już ze względu na ograniczoność miejsca w ich szczegółową charakterystykę.

Plastyczne i przekonywające postaci stworzyli: Władysław Kaczmarski (Karmazyn), Zdzisław Salaburskl (Hołysz), Jan Koecher (Prezes), Zygmunt Maciejewski (Przodownik), Jan Żardecki (Kaznodzieja), Michał Pluciński (Prymas), Tadeusz Woźniak (Mówca), Julian Składanek (Ojciec), Janusz Ziejewski (Starzec), Wilhelm Wichurski (Robotnik I), Zdzisław Szymański (Robotnik II), Małgorzata Lorentowicz (Harfiarka) i Janina Niczewska jako Hestia.

Miałbym zastrzeżenie co do roli Komentatora w ujęciu Kazimierza Wichniarza, któremu nie zawsze udało się należycie wyrazić urok lirycznie zabarwionego słowa poety.

Natrętne słowa Masek znalazły dobrych i poddawczych wykonawców.

Całość premiery, na którą złożył się talent reżyserski i umiłowanie sztuki - Wilama Horzycy, budowa przestrzeni scenicznej - Władysława Daszewskiego, muzyka Zbigniewa Turskiego, wytężona i owocna praca całego zespołu - zostanie w pamięci widza i kronice wybitnych osiągnięć teatru polskiego doby obecnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji