Artykuły

"Wyzwolenie"

Z "WYZWOLENIEM" jest zawsze ten sam kłopot: albo inscenizator, wierny wskazówkom Wyspiańskiego, jego konwencjom, teatralnym i pierwszej zaakceptowanej przez niego inscenizacji da spektakl tradycyjny, przemawiający przede wszystkim malarskością pierwszego i trzeciego aktu (właściwiej: pierwszego i trzeciego obrazu), a wówczas stanie przed olbrzymią trudnością zamieszczania w tej samej konwencji wewnętrznego dialogu Konrada w scenie z Maskami, albo też osią przedstawienia uczyni akt drugi, rezygnując na rzecz jego intelektualnych treści i aktualnej wymowy z Matejkowskiej Panoramy. Reżyser warszawskiego przedstawienia Wilam Horzyca i jego scenograf Władysław, Daszewski pokusił się, jak mi się wydaje, o jeszcze inne rozwiązanie: wydobywając całą malarskość "narodowej szopki" rozwiązali jednocześnie akt drugi w taki sposób, że nie rozbijał on kompozycyjnie całości, nie narzucał się jej natrętnie w wizualnej percepcji. Oczywiście przy takim rozwiązaniu trzeba było zrezygnować z prób wydobycia i wyakcentowania tych treści aktu drugiego, które przez swą aktualną aluzyjność miałyby dawać świadectwo trwałości i aktualności "Wyzwolenia" dzięki rezonansowi z widownią.

Zamysł twórców przedstawienia zrealizowany został wydaje się dość konsekwentnie. Można rzecz jasna dyskutować, czy taka koncepcja była najsłuszniejsza, można powoływać się na śmiałą nowatorską inscenizację Dąbrowskiego w Krakowie, który - jak piszą Krytycy - "odczytał na nowo" konradowskiego misterium - ale jedno nie ulega żadnej wątpliwości: twórcy warszawskiego przedstawienia są chyba najbliżsi teatrowi Wyspiańskiego. Nie tylko dlatego, iż ukazanie "Wyzwolenia" w tradycyjnym kształcie scenicznym jest wyrazem hołdu, złożonym wielkiemu poecie i inscenizatorowi w jego roku jubileuszowym. Odległość niemal ćwierćwiecza zatarła już dziś szczegóły, kiedy jednak byłem na warszawskim przedstawieniu, ożywająca pamięć podsuwała coraz więcej elementów i obrazów identycznych z lwowskiego przedstawienia z r. 1335, którego twórcami byli również Horzyca i Daszewski. Było równie czyste i urzekające swą malarskością. Takie spektakle można i trzeba podziwiać, można się nimi nawet zachwycać, trudno je jednak przeżywać. Pozostaje w nas tylko wspaniały, rozległy obraz, który przytłacza wszystkie treści.

WIĘC źle czy dobrze? Wydaje mi się, iż mając inscenizację krakowską dobrze było pokazać - chociażby młodemu i najmłodszemu pokoleniu ludzi teatru i widzów - "Wyzwolenie" w jego kształcie tradycyjnym. Ożywiłaby być może warszawski spektakl szczęśliwsza obsada roli Konrada. Powierzenie jej Tadeuszowi Białoszczyńskiemu, którego bogate doświadczenie warsztatowe i wysoki kunszt aktorski dawały być może gwarancję udźwignięcia tej trudnej roli (szczególnie w akcie drugim) - wyrządziło krzywdę i artyście i twórcom spektaklu, gdyż rola ta musiała rzutować na całość, i wreszcie widzom. Wyraźnie nie wychodziły mu ani sceny liryczne, ani tym bardziej patos: w scenach napiętego dialogu, wewnętrznej walki i dramatycznej rozterki podawał tekst żywo, w tym ożywieniu jednak goniące się szybko i napierające na siebie słowa zlewały się i zacierały przekazywaną treść. Dlatego wydaje mi się, że pretensje krytyków o akt drugi powinny być kierowane nie tyle pod adresem reżysera, co właśnie odtwórcy roli Konrada. Przy innym Konradzie inaczej, pełniej, sugestywniej wyszłyby znakomicie rozwiązane sceny z Maskami, podkreślające charakter wewnętrznego monologu Konrada. Tak ustawione Maski usprawiedliwiały zredukowanie ich liczby z 22 do 10, ważne bowiem były nie ich sylwetki, lecz ich prowokująca funkcja intelektualna. Nie z ich winy przeważnie mijały się z Konradem.

Z MĘSKIEJ obsady wymienić trzeba przede wszystkim Janusza Strachockiego (Geniusz), Juliana Składania (Ojciec i Stary Aktor), Władysława Kaczmarskiego (Karmazyn), Adama Mularczyka (Aktor i Maska) oraz Kazimierza Wichniarza jako Komentatora. O Wwiele mocniejsza i szczęśliwsza była obsada ról kobiecych. I Muza Ewy Bonackiej i Harfiarka Małgorzaty Lorentowicz i Wróżka Danuty Wodyńskiej i harmonijnie zgrane głosowo (bardzo ciekawy efekt) Córki (Renata Kulikowska i Joanna Walterówna) - wzbogaciły przedstawienie o rozległą skalę akcentów od najszlachetniejszego liryzmu po wstrząsający dramatyzm.

Jeszcze sprawa skreśleń. Chyba słusznie jeden z recenzentów zakwestionował skreślenie fragmentu z pięknej modlitwy Konrada, bez tekstu tego bowiem mało jest zrozumiała wizja Madonny z Dzieciątkiem. Obraz ten był wprawdzie piękny, ale utrzymanie całego przedstawienia w tradycyjnym kształcie nakazywałoby chyba pójść dokładniej za wskazówką poety.

Nie jestem też pewny, czy muzyka Zbigniewa Turskiego, który już tyle razy wzbogacał nasze przeżycia teatralne, mieściła się w konwencji spektaklu. Przed czterdziestu dwu laty Zelwerowicz na warszawskiej premierze "Wyzwolenia" posłużył się - podobno ze znakomitym efektem - muzyką Chopina.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji