Artykuły

Bombki z opóźnionym zapłonem

Świąteczna przemoc najbardziej objawia się na zupełnie innym, niż konfesyjne, polu. Najsilniej wdrukowany w Boże Narodzenie obraz - to ani Jezusek i osiołek, ani gwiazdeczka i bombeczka. Święta = rodzina przy stole. Ikona szczęścia, które ma bardzo proste ekonomiczne podstawy - pisze Witold Mrozek dla e-teatru.

Jak co roku, koniec grudnia to czas intensywnej przemocy symbolicznej. Żeby było śmieszniej, odczuwają ją ludzie z wszystkich stron linii ideologicznych podziałów. Jednym przeszkadzają seasons greetings zamiast bożonarodzeniowych życzeń, bombki, mikołaje, czerwone ciężarówki i choinki zamiast Jezuska, Maryjki, Józefka, stajenki, Kacperka, Melchiorka, Baltazarka... W laicyzacji świątecznej symboliki dopatrują się zamachu na bastiony "naszej" tożsamości (cyt. za Dominik Zdort).

Inni z kolei czują opresję z powodu wszechobecnych życzeń składanych ludziom z powodu nie ich urodzin. Trudno im się dziwić, ja zresztą też nie lubię ich dostawać ani tym bardziej składać. Żeby jakoś zrelatywizować religijnych charakter świąt- a zarazem nie odczarowywać ich całkowicie - niektórzy do rozsyłanych hurtowo życzeń dopiszą sobie Chanukę. W ten sposób ich konsekwentnie laiccy znajomi poczują się gwałceni już nie tylko katolicyzmem, ale i judaizmem. A przecież i tak wszyscy wiemy, że te święta są przede wszystkim pogańskie. Nie miejsce tu jednak na etnologiczno-religioznawcze komunały czy wywody o zimowym przesileniu.

Tymczasem świąteczna przemoc najbardziej objawia się na zupełnie innym, niż konfesyjne, polu. Najsilniej wdrukowany w Boże Narodzenie obraz - to ani Jezusek i osiołek, ani gwiazdeczka i bombeczka. Święta = rodzina przy stole. Ikona szczęścia, które ma bardzo proste ekonomiczne podstawy. Wzruszać nad nim po prostu pogardliwie ramionami - to lekceważyć przywiązanie do tych materialnych podstaw bytu w imię "ducha świąt" czy innych mglistych humanistycznych wartości. Niezbyt to lewicowe. Choć oczywiście gdy przesunąć akcent ze "stołu" na "rodzinę" - to wejdzie się w zupełnie inną rzeczywistość opresji, cichych emocjonalnych szantaży czy trudu ze skonstruowaniem listy wigilijnych gości tak, by nie obrazić byłej żony, aktualnego męża czy przyszłej teściowej. Nakaz odegrania raz w roku jasełek pod tytułem "Rodzina" to opresja większa niż laicka bombka czy katolicka szopka na pocztówce.

Może są gdzieś domorośli wojujący bezbożnicy z katolickich domów, o których pisze Zdort, co to im wigilijne obrzędy sprawiają fizyczny niemal ból; z całą pewnością istnieją natomiast miliony młodych - i już nie tak młodych - ludzi, którym zada się kolejny raz te same niewygodne pytania o mieszkanie, normalną pracę czy - tak, drodzy felietoniści z prawej strony - założenie rodziny. Wychowane w paskudnych czasach fordowskiego PRL-u babcie kolejny raz nie zrozumieją, jak można wydawać niemal równowartość niewielkiej emerytury na wynajem, a jednocześnie żyć z podpisywanych co dwa miesiące umów o dzieło.

Aż chciałoby się dopisać, że jeszcze się okaże, że nieraz wyśmiewany konsumersko-rodzinny charakter świąt może mieć zatem pewien potencjał rewolucyjny; odsłaniać kłamstwo obietnicy - dobrobyt za "elastyczność". Tak pewnie nie jest, niestety. Lud się nie obudzi; rząd nie struchleje - parafrazując ostatnią sztukę Strzępki i Demirskiego. Sprawę sutego stołu i prezentów załatwią kredyty, chwilówki, debety, spłacane potem przez cały rok; aż do następnych chwilówek, kredytów, debetów - na kolejne przyjście Pana Jezusa. Młodzi kreatywni wzruszą ramionami nad babcią z poprzedniej epoki - nic nie rozumie, femina sovietica - i dalej będą robić dobrą minę do złej gry.

Życzę wam i sobie, żeby było inaczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji