Artykuły

"Judyta" zwycięska

Jaki był ten rok dla zachodniopomorskich teatrów? Mimo wszystko - dobry. A dlaczego: mimo wszystko? Dlatego, że nie przyniósł on żadnego przedstawienia wybitnego, takiego, które zaintrygowało teatralną Polskę. Mieliśmy jednak - na scenach Szczecina i Koszalina - kilka spektakli bardzo dobrych i dobrych po prostu - pisze Artur D. Liskowacki w Kurierze Szczecińskim.

ROK nie jest najlepszą miarą, by ocenić sceniczny dorobek, bo w teatrach rok liczy się przede wszystkim budżetowo, artystyczne podsumowania bilansuje sezon. Z perspektywy widza lepiej jednak widać to, co wydarzyło się w ciągu roku

JAKI był więc ten rok dla zachodniopomorskich teatrów? Mimo wszystko - dobry. A dlaczego: mimo wszystko? Dlatego, że nie przyniósł on żadnego przedstawienia wybitnego, takiego, które swą rangą wpisałoby się do annałów sceny lub szczególnie zaintrygowało teatralną Polskę. Mieliśmy jednak - na scenach Szczecina i Koszalina - kilka spektakli bardzo dobrych i dobrych po prostu.

W mojej ocenie najlepszym z nich była "Judyta" w reżyserii Klemma. Stary tekst Friedricha Hebbla nabrał na deskach Teatru Współczesnego mocnego, ostrego wyrazu. Można co prawda dyskutować, czy jego feministyczna - w tym kontekście - wymowa nie spłyca aby dramatu, lecz świetna realizacja przedstawienia nie tylko pięknie go broni, a i czyni z zanurzonej w biblijne konteksty "Judyty" ważną, odważną, współczesną wypowiedź artystyczną. Nie jest to teatr łatwy, miły. Za to fascynujący i prowokujący do myślenia. Jego wartością jest też aktorstwo - hipnotyczny Arkadiusz Buszko w roli Holofernesa i Marta Malikowska w roli tytułowej.

Na dobre noty zasłużył też "Makbet" w reż. Marcina Libera

(Teatr Współczesny) - inscenizacja efektowna, pełna rozmachu. Tyle że odbierająca Szekspirowi wiele z jego tragicznego wymiaru. To "Makbet" raczej publicystyczny niż psychologiczny.

Innym wartym uwagi spektaklom Współczesnego - "Ożenkowi" w reż. Justyny Celedy i "A komórka dzwoni" w reż. Norberta Rakowskiego (wartościowa rola Joanny Matuszak) - nie brakło ciekawej formy i oryginalnych rozwiązań scenicznych, brakło natomiast siły wyrazu, przy nadmiarze - niestety - inscenizacyjnych pomyłek.

Teatr Polski zapisze się w roku 2011 przede wszystkim "Balem manekinów" w reż. Adama Opatowicza. I o tym przedstawieniu można dyskutować, ważne, że jest o czym dyskutować. Opatowicz uwspółcześnił sztukę Brunona Jasieńskiego nie tylko inscenizacyjnie (rapowane songi). Wpisał ją bowiem w dzisiejsze rozpoznania i dylematy związane z polityką, gospodarką, życiem społecznym. Na brawa zasłużył też Jacek Piotrowski w podwójnej roli posła-manekina.

Z inscenizacji Teatru Lalek "Pleciuga" najciekawszą była (przeznaczona dla widzów dorosłych) sztuka "Don Juan" w reż. Aleksego Leliawskiego. Moliera potraktowano tu bez zadęcia, a przypowieść o pochłoniętym przez piekło - acz wcale nie tak znów wielkim - grzeszniku opowiedziano z ironią i racjonalistycznym sarkazmem. Całości dopełniła

zręczna reżyseria, kapitalna animacja i pyszne aktorstwo.

Dobre chwile miał też Bałtycki Teatr Dramatyczny. "Kartoteka" w reż. Piotra Ratajczaka otrzepała lekturowy dramat z kurzu i uczyniła go ponownie żywą opowieścią o współczesnych Polakach, a "Jak być kochaną" w reż. Weroniki Szczawińskiej - też swoisty powrót do przeszłości (opowiadanie K Brandysa, film Wojciecha J. Hassa) - urzekało świeżością narracji i ujęciem tematu, jakim jest pamięć i zła moc drzemiąca w każdej opowieści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji