Artykuły

Piękny smutek

Ostatnie dni 2011 roku żegnają nas bezśniegiem i bezmrozem. Jeszcze kilka takich dni i wiele roślin dostanie fioła i zacznie puszczać pędy, a rododendrony buchną mnogiem kwiecia. Mimo to ostatni felieton na koniec roku minorowy (jak zawsze), bo odeszły osoby nam bliskie i każdy ma swoje kwantum śmierci do przebolenia - pisze Kazimierz Kutz w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Moi odeszli mieli stulecie w zasięgu ręki. Czasem zdaje się - tak jak teraz - że życie upodabnia się do powrotu wojsk napoleońskich spod Moskwy i każdy na tę okoliczność ma na podorędziu w głowie swojego Artura czy Wyspiańskiego lub Edwarda Muncha, którzy w refleksji nad datowanym czasem przynoszą nam swój piękny smutek.

Ubolewam tedy nad odejściem trzech panów: Kuby Morgensterna, Adama Hanuszkiewicza i Vaclava Havla. Gdy jeszcze żyli, nie zdawałem sobie sprawy, jak są mi bliscy, dopiero teraz odczuwam po nich pustkę i osamotnienie. Osamotnienie jest dziurą bez dna. Trzy takie "dziury" to już prawie otchłań, w którą też się zapadnę.

Wszyscy trzej byli artystami, a artyści to rajskie ptaki - są darem natury i mają coś, czego poza nimi nikt nie posiada. I byli ludzcy, co dziś rzadsze jest niż jeszcze wczoraj. Obcy im był wyścig szczurów. Byli po prostu przyzwoici - to, co etyczne, stawiali na pierwszym miejscu. I każdy miał swój format. Kuba i Adam byli ogólnopolscy, a pan Havel - jako zjawisko - to klasa co najmniej europejska.

Kuba był mi najbliższy w Szkole Filmowej. Od 1949 roku! On, Żyd, cudem przeżył wojnę i był samotny jak palec. Cała jego rodzina poszła z dymem krematoryjnych pieców Kulturtregerów, ja z garbem powstań śląskich i Wehrmachtem brata, a więc śląski nacjonalista i "zakapturzony Niemiec", natknęliśmy się na siebie na pierwszym roku studiów. Byliśmy nieco obcy w pałacyku Kohna przy ulicy Towarowej w Łodzi, ale cieszyliśmy się szkołą, która była naszą tratwą przyszłości, i przylgnęliśmy do siebie.

Potem byliśmy "Murzynami" Andrzeja Wajdy, ja przy "Pokoleniu" i "Kanale", a on przy "Kanale" i "Popiele i diamencie". Potem każdy poszedł własną drogą. Ja zacząłem "Krzyżem Walecznych", on "Do widzenia, do jutra". Dopiero po latach, kiedy wróciłem na stałe do Warszawy, spotykaliśmy się znów częściej. Nigdyśmy się na sobie nie zawiedli. Nigdy w naszej ponadsześćdziesięcioletniej przyjaźni nie było sytuacji moralnie wątpliwej. Może był bardziej bojaźliwy, ale zawsze taki sam. Dopiero jego odejście dało mi pojąć jego znaczenie w wymiarze ludzkim i nieodwracalnego ubytku. Teraz częściej o nim myślę niż wtedy, gdy był. Nie spodziewałem się tego.

Adam Hanuszkiewicz miał wtedy "siekierki" (77 lat), kiedy jako aktor po raz ostatni stanął przed kamerami. Było to osiem lat temu w "Dniu podróżnym" Eustachego Rylskiego w mojej reżyserii. Była to jego ostatnia rola w życiu i moje ostatnie dokonanie zawodowe. Jemu odebrali wtedy teatr na Puławskiej, więc postanowił odwrócić się od świata. Był wykończony. Odtąd żył w autoseparacji, a ja poszedłem w polityczne szranki. (Cóż za przypadek, Tadeusz Łomnicki też swoją ostatnią rolę zagrał u mnie w spektaklu TV pt. "Stalin". Prosto z planu pojechał na próby "Makbeta" do Poznania i zmarł w trakcie próby w teatrze).

Z Adamem nigdy przedtem nie pracowałem, choć bywaliśmy na tych samych salonach. Adam był barwnym aniołem zakochanym w swoim pięknie. Ulepiony przez naturę dla teatru, wiódł w korowodzie pokolenia po zakamarkach wielkiego repertuaru. Stworzył swoją estetykę narracyjną i wymyślił Teatr Telewizji. Udostępniał maluczkim wielki repertuar sztuki dramatycznej. Jego misja była autentyczna i może stanowić wzór dla innych. Jego wieloletnie milczenie było protestem przeciwko powszechnemu skurwieniu.

W "Dniu podróżnym" gra starego kolejarza na małej stacyjce daleko od ludzi, przez którą przejeżdża jeden pociąg dziennie. Adam nigdy dotąd nie grał takiej roli - prostego, bardzo starego człowieka, który w osamotnieniu samorodnie zmądrzał. Poddał się mojej władzy, zdarłem z niego wszystkie stereotypy (prywatne i zawodowe) i osiągnął prostotę, o jaką nikt go nie podejrzewał, bo ją w sobie miał. I mądrość przepędzonego człowieka. Sam był sobą zdumiony. Bardzo się polubiliśmy. Jego ostatnie lata były czystym heroizmem dysydenta.

Vaclav Havel. Genialny dysydent, myśliciel i artysta, został prezydentem swojego kraju wbrew wszelkiej logice. Jego broń to kartka papieru i ołówek. W sytuacjach trudnych, niezależnie od tego, czy był więźniem politycznym, czy prezydentem, zwracał się "do własnego sumienia, do instynktu moralnego, do tego we mnie, co mnie przerasta". W tym rzecz!!! Dlatego obudził w Czechach potrzebę czystego sumienia, odrodził ich i choć nie był księdzem, a przeciwnie, był agnostykiem, zrobił dla swoich więcej niż cała hierarchia kościelna.

Upadająca Europa ma w jego osobie wzorzec do naśladowania: zasady jego myślenia poświadczone życiem pokazują, że jedyna droga ku odnowie duchowej wiedzie poprzez prymat etyki nad polityką. Chciał być reżyserem, ale jako potomek bogatej rodziny mieszczańskiej nie mógł studiować. Dlatego pracował w niewielkim teatrze jako pracownik techniczny, zaczął pisać. Kiedy władza zabroniła występów grupie rockowej, zgrana ferajna z tego teatru napisała list protestacyjny. I tak zaczęła się czeska jedwabna rewolucja; bez naszych cmentarzy i narodowych straszydeł. Bez ofiary krwi.

W najstarszej kaplicy zamku miał miejsce prawie świecki obrzęd, bo arcybiskup praski był jego kolegą z celi. Było dużo muzyki, którą lubił, i mnóstwo przyjaciół, którzy przyjechali go pożegnać. Potem żołnierze wynieśli trumnę z kaplicy i włożyli do wozu pogrzebowego. Samotnie, w otoczeniu rządowych motocykli, odjechał do krematorium. Tłumy żegnały go oklaskami i pobrzękiwaniem kluczy. Żegnali swojego człowieka.

Na pół roku zakończył realizację swojego pierwszego filmu według ostatniego dramatu, jaki napisał. Dotyczył kurestwa władzy. Pozostawił po sobie wiele ważnych myśli i własny przepis na kurczaka.

Będziemy o panu pamiętać, drogi panie Vaszku!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji