Artykuły

Wypisy z Ajschylosa

Wystawienie "Orestei" jest przedsięwzięciem ambitnym i bardzo trudnym, o czym mogliśmy się przekonać oglądając niedawno spektakl goszczącego w Warszawie greckiego Teatru Narodowego. Jeszcze nie minęły echa tej wizyty na łamach prasy i oto znów wypada powrócić do toczących się dyskusji o możliwościach inscenizowania tragedii antycznych we współczesnym teatrze. Oresteję przygotował na otwarcie nowego sezonu Józef Para we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Po "Trojankach" Eurypidesa i ubiegłorocznych "Persach" Ajschylosa jest to kolejna próba uscenicznienia tragedii antycznej utrzymana w stylistyce, jakiej Para jest wierny od dawna, niezależnie od dyktatów kapryśnej mody teatralnej. Stylistyka ta opiera się na tradycyjnym, rzetelnym warsztacie i szacunku wobec tekstu literackiego. W przypadku "Persów" taki stosunek do dzieła Ajschylosa dał szlachetnie patetyczne i jednocześnie żywe widowisko, będące argumentem za możliwościami podobnego interpretowania antyku - bez awangardowej kolekcji chwytów, bez odwoływania się do klucza psychoanalitycznego czy antropologicznej rodem z Levi-Straussa albo sięgania po kategorie groteski i absurdu. "Oresteja" nie przewyższyła sukcesu "Persów" ani go nie powtórzyła. Ale też stopień trudności, jaki stawia ta trylogia Ajschylosa przed inscenizatorami, ma inną rangę i wymiar.

Kłopoty pojawiają się już w momencie adaptacji samego tekstu dla potrzeb sceny. Problem tłumaczenia rozstrzyga się zwykle dość prosto, bowiem w rachubę wchodzi jeden tylko - przestarzały już i wymagający poważnych korekt - przekład Stefana Srebrnego. Józef Para również wykorzystał ten tekst, poddał go jednak poważnym skrótom. Fabuła i akcja skondensowane zostały maksymalnie, z dążeniem do zachowania pierwotnego układu i dramaturgii utworu.

Już w samym więc zabiegu przykrawania "Agamemnona", "Ofiarnic" i "Eumenid" do wąskich ram czasowych dwugodzinnego spektaklu kryło się niebezpieczeństwo komiksowego nawarstwiania scen. Nie udało się go uniknąć, zwłaszcza w trzeciej części. Eumenidy są niemal parodią deus ex machina z bryków szkolnych; zabrakło tu spięcia boskiej i ludzkiej sprawiedliwości, którego rozwiązanie jest w tragedii Ajschylosa najwyższą pochwałą mądrości i humanizmu. Tym samym osłabiona została waga tragicznych konfliktów "Orestei", splot kolejnych zbrodni przybrał charakter raczej awanturniczy niż tragiczny. W ten sposób krwawa historia rodu Atrydów przybrała postać starożytnej afery kryminalnej.

Trzeba jednak przyznać, że mimo to słowo Ajschylosa brzmi w tym spektaklu chwilami bardzo szlachetnie, zwłaszcza w kwestiach chóru, który, podobnie jak w "Persach", jest konsekwentnie włączony w akcję (na zasadzie nie tylko komentatora, ale i uczestnika wydarzeń. Chór punktuje dramaturgię wielu scen, a zwłaszcza - w sposób szczególnie udany - moment spotkania Agamemnona z Klitaimestrą i zbrodnię popełnioną na królewskim małżonku. Troskę o czyste i rozumne podawanie słowa widać też u wszystkich aktorów-solistów.

Z wysiłków tych zrodziły się role będące przykładem rzetelnego opanowania rzemiosła aktorskiego. Można więc mówić o sukcesie aktorskim, zwłaszcza w odniesieniu do chóru, Aigistosa (Eugeniusz Kujawski), Agamemnona (Józef Para), Orestesa (Tadeusz Galia) i znakomitego Piladesa (Jerzy Bielecki).

Na wrocławskiej inscenizacji "Orestei" zaciążyło dotkliwie rozminięcie się intencji i zamysłów reżysera z wyobraźnią scenografa. Józef Para narzucił aktorom ton patetycznej szlachetności w geście, słowie i ruchu, który nie daje się pogodzić z kameralną wręcz i odwołującą się do zupełnie innej stylistyki dekoracją. Andrzej Sadowski sięgnął do środków plastycznych, odsłaniających warsztat teatru niejako "od kuchni". Taszystowski horyzont podwiązany na widocznym z sali sztankiecie tworzy najgłębsze tło sceny. Umowne elementy architektoniczne rozpięte na ruchomych i prowizorycznych, jakby "skleconych na prędce" blejtramach oznaczają boczne wejście sceniczne. Środek sceny zajmuje krąg otoczony podestem schodów, odsłaniających miejscami drewnianą konstrukcję. Całość, sugerująca, że na scenie rozegrają się wariacje teatralne na temat z antyku - pozbawiona jest powietrza i przestrzeni. Razi to szczególnie w wielkich scenach "Orestei", sięgających wyżyn tragizmu i dlatego krwawa, ale przecież potężna historia Atrydów przyjmuje na wrocławskiej scenie rozmiary krwawej opowiastki o lawinowym łańcuchu wyrafinowanych zbrodni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji