Artykuły

Zegarek

Sensacyjny wątek kradzieży zegarka stał się kanwą słuchowiska radiowego, które Jerzy Szaniawski napisał w 1935 roku. W poniedziałkowym Teatrze Telewizji - na jego Scenie Współczesnej - zaprezentowano ostatnią inscenizację "Zegarka". A miał ten mini-dramat w minionych latach wielu realizatorów. Do najgłośniejszych zaliczano telewizyjną inscenizację Józefa Słotwińskiego z 1955 roku i Jerzego Antczaka z 1961 roku.

Reżyserem spektaklu poniedziałkowego był Andrzej Zakrzewski. Ze sztuki radiowej uczynił on dramat klarowny, oszczędny w stosowaniu środków wyrazu, a jednocześnie przekonujący do zawartych w nim problemów. Intryga niemalże kryminalna była bowiem jedynie pretekstem do rozważań na temat: honoru, odpowiedzialności za własne postępowanie czy wreszcie zawiłości ludzkich losów.

Dramaturgia "Zegarka" jest bardzo skromna, można by powiedzieć prościutka. Dialog oszczędny, cała zaś akcja kameralna. Rozpoczyna się w zakładzie zegarmistrzowskim, w którym w niezwyczajnych okolicznościach ginie drogocenny zegarek. Po kilkunastu latach w tym samym miejscu się kończy.

Dużą frajdą w tym statystycznym przedstawieniu była możliwość podziwiania świetnych kreacji aktorskich. Jan Świderski - szef i Marek Kondrat - czeladnik Jan to główni bohaterowie opowieści. Szef surowy, wymagający, bawiący się w psychologa i sędziego. Sędzia surowy, oskarżający młodego chłopaka na podstawie przesłanek zmienia się w drugim akcie w człowieka przegranego, samotnego, żyjącego jedynie wspomnieniami. Przy życiu trzyma go jedynie psychiczna więź ze zmarłą żoną. Marek Kondrat stworzył postać bogatą. Z beztroskiego adepta sztuki zegarmistrzowskiej zmienia się w zgorzkniałego, obarczonego niesłusznym podejrzeniem światowca. Znając sprawcę swojej krzywdy ma przed sobą wybór trudny. Czy bezwzględnie bronić honoru i oskarżyć zmarłą żonę szefa czy prawdę zachować jedynie dla siebie? Jego postawa jest ludzka, przekonująca.

Problem wyboru, przed którym staje człowiek w sytuacjach skomplikowanych, czyni ten spektakl sztuką o wymowie ponadczasowej. Cieszy więc, że przypomniał ją Teatr Telewizji. Mogliśmy też tego wieczora obcować ze sztuką aktorską nieczęsto oglądanej na ekranie Antoniny Gordon-Góreckiej i występującego w epizodzie Andrzeja Szczepkowskiego. Całości akompaniowała ściszona, a więc oddająca nastrój przedstawienia muzyka Zbigniewa Wiszniewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji