Artykuły

Wieczory z XI muzą

NIE wiedzie nam się ostatnio w dziedzinie twórczości telewizyjnej i to zarówno w programie krajowym, jak i w występach zagranicznych. Jeżeli mowa o tych ostatnich, to niestety nie udało nam się uzyskać niczego więcej poza zainteresowaniem telewidzów i jury w międzynarodowym konkursie Prix Italia na najciekawsze utwory radiowe i telewizyjne, jaki odbył się w bieżącym roku w Pizie. Trudno - nie zawsze musi być nagroda. Może w przyszłym roku będzie lepiej.

W programie krajowym zapowiedziane były ostatnio dwie ciekawe pozycje: "Zegarek" Jerzego Szaniawskiego (adaptacja znanego słuchowiska zapowiedziana zresztą mylnie jako "sztuka"), oraz transmisja telewizyjna z teatru "Komedia" w Warszawie komedii Ilfa i Pietrowa, pt. "Złoty cielak". Niestety, tylko "Zegarek" udało nam się obejrzeć, "Złoty cielak" nie wszedł tym razem na seledynowe ekraniki, gdyż po przeszło godzinnym (!) oczekiwaniu usłyszeliśmy z ust uśmiechniętej Ireny przeprosiny: "Z powodu braku połączenia wozu transmisyjnego z salą teatru jesteśmy zmuszeni odwołać spektakl". Zamiast niego nadano bardzo atrakcyjny film. I tyle.

Kto winien? Doprawdy! - znudziło już nam się powtarzanie tego pytania.

Natomiast "Zegarek" nie zawiódł. Cóż - widocznie zegarmistrz dobry. Ciche smutki niedobranego małżeństwa, wydobyte na jaw dzięki prostemu zbiegowi okoliczności - oto kanwa tego, nieco melancholijnego utworu. Wykonanie znakomite, zwłaszcza Kazimierz 0paliński i Tadeusz Łomnicki w rolach zegarmistrza niesłusznie posądzonego o kradzież pomocnika. Dla tych dwóch postaci warto było obejrzeć "Zegarek". Reżyseria Jerzego Antczaka, scenografia Wojciecha Siecińskiego.

Gdy już mowa o sprawach przyjemnych - pochwalmy zabawną historyjkę Stanisława Lema o wiernym robocie, który w 2000 roku sprawia ludziom wiele kłopotów. Groteska ta zyskała wiele dzięki Saturninowi Żurawskiemu występującemu w tytułowej roli.

Wypadnie nam z kolei zająć się dwiema sprawami rodzimego, tj. katowickiego charakteru. Pierwsza z nich jest nieco zabawna. Otóż od pewnego czasu próbuje się w prasie bronić programu telewizyjnego teatrzyku dziecięcego Violinek, atakowanego słusznie i jednomyślnie w całym kraju za mizdrzenie się jego nieletnich wykonawców przed telekamerą i za żałosne próby rewietkowo-kawiarnianych "występów" niemal niemowlęcego zespołu. Próbują niektórzy bronić Violinka tym, że dzieci zawsze naśladują dorosłych. Zgoda - ale przecież nie dzieci piszą i przygotowują każdorazowy program Violinka, ale właśnie dorośli. I do nich mamy pretensje: do tych starszych, którzy uparcie chcą udawać dzieci.

Chyba zgodzimy się w tej sprawie z Kol. Wiszem, który przed kilku dniami podjął ten temat w TR.

Druga sprawa, to prośba o uważniejszą niż dotąd, kontrolę tekstów i wykonania produkcji cyklu "Amatorskie zespoły przed kamerą". Można się zgodzić z tremą wykonawców (to przecież amatorzy), można posłuchać samorodnych piosenek, choć by zdradzały niepokojące podobieństwo do melodii z filmu "Czarny Orfeusz", ale tyle już mamy niezbyt efektownych pozycji w repertuarze naszych zawodowych piosenkarzy, że wolelibyśmy uniknąć sztampy w programach amatorskich. W każdym razie nie chcemy słuchać z anteny TV, a więc instytucji odpowiedzialnej w jakimś sensie za upowszechnianie kultury - niegramatycznych tekstów, w rodzaju "Miły mój - odeszłeś (!)" ..."Nucąc ci kołysankę tą", czy też wręcz groteskowych odzywek, jak: "W świetle latarń jakiś cień się toczy (?), by po chwili dalej iść, co tchu (?).

Żarty żartami, ale chwaląc naszą katowicką TV za dobry i słuszny pomysł zapraszania przed telekamerę ciekawszych zespołów amatorskich, nie należy zapominać o bardzo troskliwym jej przygotowaniu, zwłaszcza, że jak wynikało z zapowiedzi, za program ten odpowiadało aż 6 osób.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji