Artykuły

Dobry start do nowego sezonu

Ten zamaszysty i niemal tak rozpędzony jak "Hernani" (który ongiś wywołał tyle awantur) dramat romantyczny Victora Hugo nie był jeszcze nigdy na Śląsku grany i dlatego też zapowiedź jego wystawienia wzbudziła wśród miłośników naszego teatru duże zainteresowanie. Ale zarazem nasunęła im też mimochodem pytanie, czy sztuka ta - wcale przecież nieprzeciętnego kalibru - zostanie odpowiednio wykonana oraz ujęta należycie w swoje stylowe ramy.

Jak potoczy się "wóz Tespisa"?

Okazało się jednak, że obawy były całkowicie płonne, gdyż przedstawienie "Ruy Blasa" stało się naprawdę dużym wydarzeniem artystycznym, pięknie wyreżyserowanym i zainscenizowanym przez Ignacego Gogolewskiego i doskonale zagranym przez cały zespół aktorski, zarówno przez tych, którzy wystąpili w trudnych rolach czołowych, jak i tych, którzy w licznych drobnych, ale mających duże znaczenie dla sztuki epizodach, ukazali również swoją wysoką klasę. Do sukcesów przyczyniła się także wspaniała oprawa scenograficzna Wiesława Langego - huczne brawa tuż po podniesieniu kurtyny dla dekoracji poszczególnych odsłon, a zwłaszcza dla wnętrza pałacu królewskiego, czy dla sali posiedzeń rady ministrów, nie mówiąc już o zachwycających pod względem kolorystycznym kostiumach - oraz muzyka Wojciecha Kilara, sugestywnie współdziałająca z akcją sztuki.

Można więc powiedzieć bez przesady i bez potrzeby uciekania się do zdawkowych komplementów, że start głównej sceny naszego teatru do bieżącego sezonu pod nowym kierownictwem Ignacego Gogolewskiego powiódł się znakomicie, budząc niepłonną nadzieję, iż tym razem - po tylu uprzednich zmianach na stanowisku dyrektorskim - nasz katowicki "wóz Tespisa" potoczy się dalej po równej i rokującej wielkie powodzenie drodze.

Publiczność też przejęta urodą i urokiem przedstawienia premierowego przyjęła je niezwykle entuzjastycznie, darząc długotrwałymi oklaskami tak poszczególne sceny spektaklu, jak i jego przejmujący finał.

Kto pojął, a kto nie pojął aluzji

"Ruy Blas", napisany i wystawiony po raz pierwszy w r. 1838, jest sztuką historyczną tylko pozornie. Victor Hugo bowiem, jak wielu zresztą jego współczesnych a także i licznych poprzedników, działających na francuskim polu literackim, a zwłaszcza dramaturgicznym, umieścił akcję sztuki w Hiszpanii. Ale Hiszpania ta, służąca już tradycyjnie od czasów niemal Moliera za maskę, mającą zakrywać - Francję, jest tu również tylko pozorem. "Ruy Blas" bowiem, tylko formalnie wymierzony przeciwko hiszpańskim arystokratom i hiszpańskim instytucjom monarchicznym z końca XVII wieku (król Karol II, ostatni z dynastii hiszpańskich Habsburgów i jego żona, notabene druga z kolei, czyli Maria Neuburska), faktycznie celuje w monarchię Ludwika Filipa i jego dworską klikę. Rzecz jasna nigdy żadnego romansu między ową królową Marią Neuburską a niejakim Ruy Blasem, przeistoczonym z woli swego pana, czarno-charakterowego Dona Salluste de Bazana, w Dona Cezara de Bazana, nie było. Nie było też ani tych postaci, ani innych - poza oczywiście samą królową - występujących w sztuce, a charakteryzujących wymownie rozkład monarchii hiszpańskiej w ostatnich latach przed późniejszą wojną sukcesyjną hiszpańską (zaczętą w 1700 r. przez Ludwika XIV). Nie było zaś z tej prostej przyczyny, że Victorowi Hugo chodziło o inne czasy i o inną monarchię, czyli o tak zwaną francuską monarchię lipcową.

Owa jednak pseudo-hiszpańska maska, narzucona sprytnie na "Ruy Blasa", była tak dobrze uszyta, że zmyliła zupełnie wielu współczesnych. M. in. więc po premierze sporo krytyków zarzucało autorowi sztuki jej... ahistoryczność i zbyt - ich zdaniem - dowolne przerabianie (choć na ogół zgodne z zasadami teatru romantycznego) wydarzeń historycznych dla celów scenicznych. Nie dostrzegli jednak ci krytycy w swej naiwności aluzji francuskich, jakie tkwiły w "Ruy Blasie", biorąc hiszpańskość tej sztuki za autentyk, i nie widząc zupełnie jej maski. I to pomimo całej masy takich "hiszpańskich" sztuk, czy innych utworów z "Weselem Figara" Beaumarchais, czy "Teatrem Klary Gazul" Merimee na czele, lub choćby samym "Hernanim" Victora Hugo, starszym przecież od "Ruy Blasa" o osiem lat...!

W każdym razie ta pomyłka krytyki nie wyszła "Ruy Blasowi" na złe, gdyż jej śladem poszła też i cenzura Ludwika Filipa, biorąca wszystko, co się dzieje w dramacie, za dobrą, jako że całkowicie nieaktualną monetę.

Spektakl godny każdej polskiej sceny

Oczywiście "Ruy Blas", choć znany jest nam jego właściwy sens, ujmuje nas jednak nie przez swoje takie, czy inne francuskie aluzje, od których notabene minęło już sto kilkadziesiąt lat, ale kompozycję teatralną i piękny romantyczny dramat dwojga serc, jaki się rozgrywa na scenie. Jest to zresztą jeden z najlepszych, a właściwie kto wie, czy w ogóle nie najlepszy utwór sceniczny znakomitego francuskiego pisarza, zachowujący po dziś dzień swoją krwistość i swój duży ładunek wzruszeniowy.

Tym bardziej, gdy jego wykonanie było tej klasy, jakie zostało ukazane na deskach naszego teatru, a ze szczególnym uwzględnieniem takich kapitalnych scen, jak posiedzenie rady ministrów, pojedynek Don Cezara z patrolem policyjnym, czy wreszcie wstrząsająca scena końcowa z zabiciem Dona Salluste przez Ruy Blasa, jego samobójstwem i rozpaczą Królowej.

W roli tytułowej wystąpił Andrzej Mrożewski, ukazując pełnię swego coraz bardziej rozwijającego się talentu. Dotyczyło to zarówno uroczych scen lirycznych z Marią, jak i dynamicznej i pełnej świętego ognia tyrady polemicznej z kliką dworskich ministrów, oraz jego końcowego rozprawienia się z uosobieniem draństwa, jakie stanowi Don Salluste.

Zofia Bawankiewicz jako Królowa była zachwycająca w swym delikatnym liryzmie i wielce urzekającej naiwnej nieporadności wobec gorejącego w niej uczucia do Ruy Blasa, zaś jej końcowa scena rozpaczy po zgonie ukochanego ukazana została wprost wspaniale. Szczególnie jej przerażający krzyk "Ruy Blas...!" wstrząsnął chyba każdego widza do głębi.

Należy tu dodać, że w roli tej występuje również Izabella Połabińska.

Piotr Różański jako sympatyczny obwieś Don Cezary zaprezentował się również z jak najlepszej strony i błysnął całą aktorską wspaniałością, zwłaszcza w scenie szyderczej kłótni z Donem Salluste oraz w scenie pojedynkowej. Emir Buczacki natomiast uosabiał z ponurym spokojem postać "zimnego drania", czyli właśnie Dona Salluste, z którego celnie ukazanej charakterystyki emanowała nie tylko podłość, ale i przejmująca groza.

Barnard Krawczyk z wielkim wyczuciem ponuro-komicznej groteski ukazał postać tępego fanfarona Dona Guritana, zaś Bogdan Potocki oddał z wielką wyrazistością szyderczy cynizm Hrabiego de Camporeal.

Czeredę sprzedajnych ministrów bardzo dobrze różnicowali: Eugeniusz Ławski (Markiz de Santa Cruz), Władysław Kornak (Markiz del Basto), Jan Bógdoł (Hrabia Alba - w roli tej występuje również Mieczysław Jasiecki), Mieczysław Jasiecki (Markiz de Priego), Wiesław Grabek (Don Manuel Arias), Borys Borkowski (Montazgo), Władysław Kozłowski (Don Antonio Ubilla - w roli tej występuje również Stanisław Kossowski) oraz Jerzy Korcz (Covadenga).

Damami dworu zaś były: Danuta Morawska (Księżna d'Albuquerque - w roli tej występuje również Liliana Czarska) oraz Lidia Bienias (Kasylda).

W pozostałych rolach wystąpili: Roman Hierowski (Gudiel - witamy powrót na scenę tego zasłużonego aktora), Tadeusz Szaniecki (Lokaj), Jan Klemens (Lokaj), Tadeusz Sobolewicz (Alkad - bardzo dowcipne było jego markowanie szermierki w starcia z Donem Cezarem), Henryk Tarczykowski (Oddźwierny) oraz Jacek Burtan (Paź).

W sumie spektakl nad wyraz udany i godny niewątpliwie każdej chyba polskiej sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji