Artykuły

Tkliwa dynamika

Swoboda, niezłe tempo i ciekawe pomysły inscenizacyjne. To razem wzięte i muzycznie dopięte, sprawia że półtorej godziny w Teatrze Polskim w Bydgoszczy przeminęło szybciutko. Publika zadowolona klaskała i klaskała. "Teatrzyk Zielona Gęś" zagrał byczo i bez aberracji artystyczno-organizacyjnych.

Tym razem żadna metafizyka (vide: poprzednia premiera sztuki według powieści Manueli Gretkowskiej) nie wypędziła części publiczności z sali - ale o tym już cicho i sza.

Przede wszystkim miłe rozczarowanie. "Teatrzyk Zielona Gęś" na wszelakich scenach polskich grany był niejednokrotnie, nie mówiąc o wielu adaptacjach telewizyjnych. Po "Zieloną Gęś" sięgają dosłownie wszyscy: od szkolnych, studenckich teatrzyków po Olgę Lipińską. Toteż dla jednych "Gęś" trąci mychą (jak Kabaret Starszych Panów, dajmy na to), innych sentymentalnie bawi. Idzie się więc na to z nastawieniem sceptycznym i pytaniem: co tu nowego będzie można zobaczyć?

Okazuje się, że można i to przy całkiem oszczędnych środkach. Na scenie stanęła jakby atrapa bulwarowego teatrzyku; kurtyna z abstrakcyjnym wzorem. Jej każda odsłona to nowa kreacja purnonsensu i nadrealnego humoru kolejnych przedstawień "Zielonej Gęsi". Zaczyna się jednak śmiesznie i lirycznie, ciepło zaśpiewaną przez aktorów "Wietrzną serenadą". Wszystkie zresztą piosenki w spektaklu wykonywane są w taki właśnie sposób. Nie kwestionując w niczym umiejętności aktorów, należy podkreślić, iż w znacznej mierze jest to zasługą maestra Piotra Salabera, który przygotował artystów wokalnie i jak widać z powodzeniem.

Od początku aktorzy grali w takim tempie, że można było mieć wątpliwości, czy wytrzymają do końca. Wytrzymali. "Zielona Gęś" po bydgosku bawi, dzięki inscenizacyjnym - naprawdę śmiesznym - pomysłom. Oto w czarnym przedstawieniu "Śmierć w kawiarni", otrutych kawą gości złośliwy szatniarz odławia wędką za ucho; w "Trzynastym największym wyczynie Herkulesa", tenże występuje w stroju zawodnika rugby przed publicznością pokrzykującą jak na meczu Polonii/Jutrzenka (bardzo czytelna kpina z regionalnych idiotyzmów trybun). Właściwie każdy skecz-przedstawienie "Zielonej Gęsi" nawiązuje (ale nie przesadnie) do tego co tu i teraz znaleźć można. Największym wyczynem Herkulesa było dodzwonienie się rano do Fordonu, zaś ulubioną sztuką współczesną prof. Baczyńskiego jest "Kabaret metafizyczny" Manueli Gretkowskiej, a ulubionym poetą... wiceprezydent Bydgoszczy Stefan Pastuszewski. Bawi to oczywiście autochtonów (i oto chodzi), choć może być nieczytelne dla kogoś spoza miasta i momentami trąca kawałami cyrkowych klaunów.

W inscenizacji "Teatrzyku" więcej jednak można pochwalić niż zganić. Na przykład "Wesoły bankiet wielkanocny", czy "Cztery piosenki o przedmiotach codziennego użytku". Ważniejsza od kręcenia nosem niżej podpisanego (cichy, wredny przywilej każdego tzw. recenzenta) jest opinia publiczności. Ta zaś przyjęła spektakl ciepło i z owacją. O czym z przyjemnością donoszę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji