Artykuły

Nic nie trwa wiecznie

To przede wszystkim historia godzenia się ze stratą bliskiej osoby - o spektaklu "I będą święta" w reż. Piotra Ratajczaka w Teatrze Konsekwentnym w Warszawie pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej.

Czy patrząc na swoje życie z dystansu, można ułożyć jego obiektywny bilans? Zwykle zmusza nas do tego jakaś zewnętrzna sytuacja, na przykład śmierć bliskiej osoby.

Bohaterka spektaklu "I będą święta" przechodzi rodzaj terapii szokowej, zafundowanej przez siłę wyższą: greckie fatum, chrześcijańskiego Boga, a może po prostu zwykłego pecha. Jej mąż ginie w katastrofie lotniczej. Nagle piękny dom z ogrodem oraz dwójka dzieci stają się bolesną pamiątką po utraconym szczęściu. Na dodatek przygniata ją ciężar sławy męża oraz obowiązek wygłaszania publicznych przemówień, opiewających jego zasługi dla Ojczyzny. Przede wszystkim jednak zostaje sama i to wydaje się jej w całej sytuacji najbardziej przerażające.

Aktorka (Agnieszka Przepiórska) siedzi na drewnianej ławce blisko widowni, oświetla ją od góry reflektor, jedynymi rekwizytami są papierowe pudła pod ścianą, fajka oraz świąteczne lampki. Z początku snuje swoją opowieść niespiesznie: wstała rano, wszystko było tak, jak zawsze. Potem równia pochyła: identyfikacja zwłok, pogrzeb, depresja, trudne rozmowy z dziećmi, sprzątanie gabinetu męża.

"I będą święta" to spektakl z prostym morałem. Sprowadzanie go do słów znanego powiedzenia "co cię nie zabije, to cię wzmocni" byłoby jednak zbyt wielkim uproszczeniem. To przede wszystkim historia godzenia się ze stratą bliskiej osoby. Mierzenie się z żalem jest długim procesem, który na scenie został oddany przy pomocy potoku słów wypowiadanych nieprzerwanie przez ponad godzinę przez Agnieszkę Przepiórską. Przybierają one formę osobistej spowiedzi, czy raczej "podróży wokół serca". Tak jak Frigyes Karinthy opisuje w "Podróży wokół mojej czaszki" kolejne stadia choroby, tak tutaj pokazane zostały kolejne etapy pogłębiającej się żałoby, która następnie przechodzi w rodzaj buntu, nienawiści, aż do całkowitej akceptacji i wyciszenia.

Wystan Hugh Auden w wierszu "Funeral Blues" pisał, że po śmierci bliskiej osoby "for nothing now can ever come to any good". Bohaterka Agnieszki Przepiórskiej, mimo głębokiego zranienia, jest w gruncie rzeczy typem mocno niepokornym. Odrzuca konwencjonalne sposoby radzenia sobie z bólem, jakie oferuje jej kolejno: psycholog ("musi pani to wszystko z siebie wyrzucić i przeżyć własne emocje") oraz ksiądz ("Hiob stracił wszystko i się nie załamał, a ty straciłaś tylko męża"). Drogę przez piekło, w jakim się znalazła, przemierza samotnie. W ostateczności to, co wydawało się pułapką, okazuje się podstawą zbawienia. Samotność staje się samodzielnością. Kolejne święta nadejdą i będą całkiem udane. Inne niż dotychczas, ale wcale nie gorsze. Właściwie, bilans wyszedł na zero.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji