Artykuły

Plastyczność wizji Wyspiańskiego jest mi szczególnie bliska - mówi Henryk Tomaszewski

HENRYK TOMASZEWSKI - nazwisko wywołujące jednoznaczne skojarzenie -- wielki choreograf, twórca i dyrektor słynnej Pantomimy Wrocławskiej. Tomaszewski - reżyser teatru dramatycznego, bo dotychczas w Krakowie artysta nie znany. Niebawem na scenie Teatru Starego zobaczymy "Warszawiankę" Stanisława Wyspiańskiego w jego właśnie reżyserii.

- W ubiegłym roku reżyserował Pan w teatrze jeleniogórskim "Sen nocy letniej", teraz przygotowuje Pan "Warszawiankę". Czyżby oznaczało to zmianę Pańskich zainteresowań?

- W Pani pytaniu wyczuwam zdziwienie, że choreograf bierze się za teatr dramatyczny. Ale ja z tego teatru wyszedłem i nigdy nie rozstałem się z nim zupełnie. Było to tak, że zaraz po wojnie, w Krakowie właśnie zacząłem moją artystyczną edukację w studio Iwo Galla - jako aktor. Interesowałem się też tańcem, nie bardzo jeszcze wtedy wiedząc dlaczego i po co. Kraków był wtedy miastem, gdzie możliwości uczenia się u wspaniałych ludzi było moc. Trafiłem do Instytutu Tańca prof. Janiny Strzemnosz, zetknąłem się z moim mistrzem - Feliksem Parnellem. A potem już wiadomo - zająłem się prawie wyłącznie tańcem. Prawie - bo jednak co jakiś czas podejmowałem pracę w teatrach dramatycznych. Reżyserowałem m. in. "Protesilasa i Laodamię", "Legendę", "Klątwę" (w teatrze w Oslo), ostatnio "Sen nocy letniej" Szekspira.

- Z tych tytułów można wnioskować, że Wyspiański interesuje Pana szczególnie.

- W jego dramatach jest to, co jako choreografowi jest mi bliskie. Plastyczność wizji, to co pozwala na podkreślenie, rozbudowanie strony wizualnej spektaklu. Np. w "Nocy listopadowej" - sceny spotkań spiskowców w Łazienkach - noc, drzewa nabierające przedziwnych kształtów, nadbiegający z różnych stron konspiratorzy - to wszystko daje się opowiedzieć ruchem, obrazem. Przed kilku laty zrealizowałem pantomimiczne widowisko "Nocy listopadowej".

- Ale "Noc listopadowa" to dramat jakby napisany na wielkie widowisko operowo-taneczne, a "Warszawianka" to chyba najbardziej kameralna, statyczna sztuka Wyspiańskiego, mająca zresztą określoną tradycję teatralną.

- Wszystko to prawda, ale i w tej rzeczywiście statycznej, na pierwszy rzut oka, sztuce jest element plastyczności. Zawiera się on w dialogu, w zawartym w nim opisie, pełnym zróżnicowanych barw i nastrojów. Jest też w "Warszawiance" bardzo ważny, a mnie pomocny element - pieśń romantyczna, porywająca, stanowiącą przeciwwagę chłodu i racjonalizmu Chłopickiego, który, w końcu też jej ulega. Mam więc dwie "furtki" pozwalające mi na odejście od inscenizacyjnej tradycji "Warszawianki", przy zachowaniu wszystkiego co zawarte jest w jej tekście. Nie będę tu opowiadał mojego zamysłu inscenizacyjnego, bo to nie jest do opowiadania, ale do zobaczenia. Mogę tylko powiedzieć, że i w tym spektaklu wykorzystam swe doświadczenia choreografa.

- Nie jest Pan debiutantem w teatrze dramatycznym, ale chyba pracuje Pan z aktorami inaczej niż reżyserzy teatralni.

- Na pewno. Za każdym razem mam do pokonania szereg barier. Nieraz czuję, że aktorzy potrzebują ode mnie więcej w sferze literackiej interpretacji tekstu. Wiem też, że wymagam od nich więcej niż inny w zakresie ruchu. To zawsze powoduje u nich pewien opór, ale też zmusza do własnych poszukiwań i rozwiązań. W sumie daje to na ogół bardzo dobre rezultaty. Sądzę, że taka praca wzbogaca aktorów o nowe umiejętności, nowe możliwości.

- Miał Pan tremę przed tym Teatrem?

- Zawsze mam tremę, kiedy zaczynam pracę z zespołem dramatycznym. A tu miałem szczególną. Bo to przecież zespół o określonej sławie. Ale trema już przeszła - i mnie i aktorom.

- Czyli, że wszystko idzie dobrze i po "Warszawiance" możemy spodziewać się w Krakowie kolejnych Pańskich teatralnych spektakli...

- Z tym bardzo trudno mi się deklarować. Mój własny teatr wymaga ogromnie dużo pracy, właściwie nieustannej pracy. Rzadkie są momenty, że, jak ostatnio, teatr wyjechał na występy gościnne i ja mogłem zająć się reżyserowaniem gdzie indziej. Często muszę rezygnować z bardzo ciekawych propozycji właśnie dlatego, że nie mogę przerwać pracy u siebie, we Wrocławiu. Ale proszę nie myśleć, że odżegnuję się od współpracy z Teatrem Starym. Co to, to nie.

- Zatem zapraszam w Pańskim imieniu na pierwszą Pana krakowską premierę 26 czerwca, w Teatrze Starym.

W "Warszawiance" reżyserowanej przez Henryka Tomaszewskiego zobaczymy w roli Marii - Elżbietę Karkoszkę, Anny - Annę Dymną, jako Chłopickiego - Edwarda Lubaszenkę, Starego Wiarusa zagra Jerzy Trela. Oprawę muzyczną przygotował Juliusz Łuciuk, zaś scenografię Kazimierz Wiśniak. W spektaklu bierze również udział grupa baletowa "Kontrast".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji