Artykuły

Więcej niż słowa

- Pantomima jest jakby - co jest moim zdaniem niesprawiedliwe - na peryferiach zainteresowań krytyki i teatrologów, dlatego pragnąłbym, aby wyjawił Pan, jak pojmuje istotę swej sztuki. Zadając to pytanie wiem, że dobrze je adresuję, gdyż przecież ten rzadki rodzaj sztuki kojarzy się u polskiego widza, zresztą nie tylko, bo i u zagranicznego, głównie z Pana nazwiskiem.

Gdy zaczynałem, nie miałem wyraźnie określonej koncepcji; zaledwie marzył mi się teatr, którego tworzywem będzie ruch. Ta idea była moją potrzebą. Interesował mnie człowiek jako anatomiczne i psychiczne zdarzenie, wnętrze człowieka w swoich wszystkich odruchach i ruchach, jakie codziennie wykonuje. Te wszystkie ruchy, które w człowieku istnieją, ale nie są wykonywane, ruchy wyobraźni, fantazji, namiętności, kiedy pojawiają się pod wpływem różnych uczuć, wrażeń, chuci, ruchy sennych wyobrażeń, koszmarów. Ten ruch intymny, do którego człowiek się nie przyznaje.

Pantomima interesuje mnie jako sztuka, która zdolna jest w jakimś sensie obnażyć człowieka przed widzem, by ukazać jego intymność, ten ruch, w którym człowiek żyje sam dla siebie, wyobcowany, w którym jest sobą.

Weźmy sen. Sny są obrazowe. W snach człowiek mało mówi, natomiast wykonuje niesłychanie dużo czynności, ruchów, pokonuje prawa fizyki - fruwa w powietrzu... Nigdy nie interesował mnie ruch imitatorski, naśladowczy, lansowany przez szkołę francuską.

Czy ta penetracja ludzkiej intymności jest wyrazem niedosytu poznania?

Każda sztuka jest na swój sposób poznaniem. Myślę jednak, że do tego poznania pantomima może coś dopowiedzieć. W tym przydatne jest, niewątpliwie, myślenie pantomimiczne. Jest ono subiektywne - ja jestem osią wszystkiego, ze mnie promieniuje życie.

- We wszystkich obrazach, jakie Pan prezentuje, czuje się ludzką treść, dla której często trudno znaleźć odpowiedniki w słowach. Nasuwa to myśl, że bardzo się Pan różni od arlekinady, pantomimy dell'arte, doświadczeń szkoły francuskiej.

Wszystko, co dotychczas zrobiłem, nie jest li tylko moim doświadczeniem. Wiele wyniosłem ze szkoły Etienne Decroux, doświadczeń szkoły francuskiej i wiadomości czerpanych z tego, co historycznie zostało ujęte. Ale tych doświadczeń i wzorów jest niesłychanie mało. Prawdę mówiąc, nie bardzo jest z czego czerpać. Najmniej interesuje mnie commedia dell'arte, ta pantomima pokazywana, rozgestykulowana, może i piękna w swojej kreacji aktorskiej, jako aria mima popisującego się jakimś fantastycznym gagiem, ale jednak nie w tym mieści się istota pantomimy, to nie są wzory dla nas. Bliższy jestem temu nurtowi sztuki, który wywodzi się z tańca znaków na Dalekim Wschodzie, z Bali, Kambodży, Syjamu; ten ruch, którego może dobrze nie rozumiem, ale który urzeka mnie swoją fascynacją. Jestem bliższy temu historycznemu momentowi pantomimicznemu.

W mojej pantomimie chodzi o stworzenie całego przedstawienia, które widz będzie musiał śledzić z napięciem nie odczuwając potrzeby słowa.

- Jakie zadania stawia Pan swej sztuce?

Każda nowa rzecz, która mnie fascynuje, jest podjęciem nowego zadania i ryzyka, walki z tym tematem. Trudno mi powiedzieć, czy stawiam sobie jakąś linię zadań. Każda rzecz powstaje na nowo, nie lubię się powtarzać. Rodzi się pod innym wrażeniem, przy innym spojrzeniu. Jest inaczej wypracowana. Jeśli jednak trzeba by sformułować nasze zadanie, to chodziłoby, po prostu, by obraz, jaki zbudujemy, znalazł widza. Chodzi mi też o to, by wyprowadzić pantomimę z peryferii sztuki w wielki repertuar dużego teatru.

Nie stawiam sobie zadań formalnych tego rodzaju, że będzie mnie interesowała tylko pantomima metaforyczna czy linia romantyczna. Nie lubię się sam ograniczać, co nie znaczy, że nie stawiam sobie jakichś przeszkód do pokonania.

Istnieje pewien centralny temat: walka. Ruch to właśnie walka, to życie, które z kolei wiąże się ze śmiercią. Śmierć jest zakończeniem ruchu. Pantomima kończy się zwykle u mnie śmiercią albo przejściem w ruch, który ma u widza wywołać poczucie nieskończoności.

- Dla pantomimy nikt specjalnie nie pisze. Czy powinni pojawić się autorzy specjalizujący się w tym gatunku sztuki; jakie miałby Pan wobec nich wymagania?

Oczywiście jest zapotrzebowanie na libretta czy scenariusze dla pantomimy; czasem nawet, dostaję jakieś propozycje. Bywa jednak, że mają dobry zamysł, mądrą filozofię, ale pisane są za biurkiem, bez znajomości naszego teatru, zwłaszcza pracy mima. I dlatego nie sprawdzają się w naszej sztuce. Są zanadto opowiadające, są wykładem.

- Dotychczas Pan był autorem wszystkich scenariuszy do etiud, studiów czy mimodramów, jakie Pan wystawiał. Czy możemy spodziewać się czegoś nowego?

Zaczęliśmy pracować nad ruchami mima realistycznego i nad ruchami nierealnymi. Zobaczymy, jak to będzie i co to będzie, jeśli postać realistyczna będzie działała w kontrapunkcie z postacią nierealną.

- Spodziewam się, że i to nowe doświadczenie zostanie przyjęte przez publiczność. Ale, a propos, czy może Pan powiedzieć co sądzi o swych widzach? Jak odbierają tę rzadką sztukę?

Widz przychodzi na pantomimę, ponieważ nie wiedział, co to jest, słyszał i chciałby zobaczyć. Jeśli mu się spodobało, przyjdzie drugi raz. A jeśli powie, że to niezrozumiałe, będzie to człowiek niewrażliwy na optyczność, woli żeby wszystko było powiedziane. Ten widz więcej nas już nie odwiedzi.

Są też widzowie (otrzymuję od nich często listy), którzy mówią, że zostali oszołomieni i trudno im wyrazić swe uczucia.

Pantomima żąda od widza fantazji i zaangażowania. Kto się temu podda będzie wiernym naszym odbiorcą.

Nie chcemy być teatrem elitarnym, eksperymentalnym, który zamykałby się do małego grona widzów. Widz musi u nas znaleźć przyjemność w odbiorze sztuki.

Za dużo już słyszał, zbyt często okłamywano go słowem, słowo stało się zwulgaryzowane, dość niepewne, nie ufamy mu; łatwiej wierzymy ruchowi. Powiedzieć dziś w teatrze "kocham cię" to aż drażni i brzmi staroświecko. Zrobić gest, który by wyrażał miłość - to jest łatwiejsze do przyjęcia.

Słowo narobiło sporo złego człowiekowi. To jest przyczyną, że pantomima staje się potrzebna; jest bowiem wśród ludzi zapotrzebowanie na piękno. Teatr w ostatnich latach zdarł z człowieka piękno, pokazał go w strzępach, w śmietniku, w jakiejś jąkaninie - myślę o całej awangardzie francuskiej od Ionesco do Becketta. Pantomima odkrywa człowieka jakoś renesansowo, jakby nowo narodzonego.

- Niektórzy sądzą, że pański teatr odkryty został za granicą, tam zyskał sławę, a po tym przyszło uznanie w kraju.

Najpierw odkryto nas w Polsce. Powstaliśmy we Wrocławiu. Tu były nasze pierwsze przedstawienia. Potem dopiero przyszło sporo wyjazdów. Wiadomo, sztuka polska, teatr polski ma dobre imię w świecie. Ale język polski jest, niestety, nieznany. Dlatego teatry polskie mają za granicą znakomite recenzje, ale nie mają publiczności. Nagle pojawia się teatr z Polski, który można zrozumieć bez znajomości języka. Zresztą widza zagranicznego interesuje wszystko, co w Polsce powstaje, a ponieważ teatrów pantomimy jest mało, zaledwie w Polsce i Czechosłowacji, które kontynuują tę sztukę, więc jesteśmy zapraszani.

- Czemu to przypisać, że tak mało jest teatrów pantomimy?

Nie ma literatury. Pantomimista, który bierze się za tę sztukę, musi stworzyć scenariusze, nauczyć zespół techniki, umieć zamysł przekształcić w spektakl. Spektakl ten musi się udać, muszą przyjść widzowie, no i musi się opłacać. My jesteśmy przecież teatrem komercyjnym. Mamy swój plan 120 przedstawień rocznie...

Jeśli udało nam się pozyskać widza, znaczy, to, że pantomima jest potrzebna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji