Artykuły

Nie pisano dla niej sztuk

Rozmowa z Henrykiem Tomaszewskim

- W ostatniej książce Andrzeja Hausbrandta "Rozmowy z ludźmi teatru" obok najwybitniejszych twórców współczesnego teatru polskiego Pan również wygłasza swoje artystyczne credo. Chciałabym jednak w naszej rozmowie wrócić do początków wrocławskiej pantomimy. Z czego wypływały Pańskie założenia artystyczne, z którymi był związany zamiar stworzenia teatru ruchu?

H.T. - Już jako solista baletu Opery Wrocławskiej zacząłem intensywnie myśleć o stworzeniu pantomimy. Po zetknięciu się z mimami francuskimi coraz bardziej interesowała mnie możliwość istnienia tego gatunku sztuki w Polsce. Interesowały mnie również formy i treści, których nie podejmował ani balet, ani dramat, a które dzięki odpowiedniej interpretacji mogłyby rodzić nowe skojarzenia u odbiorcy, poruszając przede wszystkim jego własną wyobraźnię. Kiedy w roku 1955 został stworzony niewielki zespół pantomimiczny, nie przypuszczałem, że nie będzie to tylko próba. Sądziłem, że mój teatr będzie trwał rok, może dwa.

- A jednak Pańskie przedsięwzięcia znakomicie wytrzymały próbę czasu.

H. T. - Okazało się, że pantomima ma swoje prawo do istnienia, jak każdy teatr. Oczywiście pantomima nigdy nie była uprzywilejowana, jak teatr dworski czy też mieszczański. Nie pisano dla niej sztuk ani muzyki. Literatura przeznaczona dla pantomimy jest bardzo uboga. Świadczy to o tym, że chociaż pantomima jest sztuką prastarą, to jednak zawsze była rodzajem sztuki marginesowej i uzależnionej od indywidualności jakiejś jednostki.

- Z jakimi zarzutami spotyka się Pan jako twórca teatru pantomimy?

H. T. - Zarzuty są różne, przeważnie wypływają ze strony krytyki teatralnej. Wynika to z tego, że większość krytyków piszących o moim teatrze to fachowcy zorientowani doskonale w kwestiach literackich, w dziedzinie aktorstwa dramatycznego, inni są recenzentami baletowymi. Ale teatr pantomimy nie może podlegać kryteriom ocen typowych dla teatrów muzycznych lub dramatycznych. W teatrze naszym istnieje wprawdzie zawsze jakaś baza literacka, jest zawsze jakaś muzyka, ale nie są to w ocenie pantomimy elementy pierwszoplanowe. Nie mogę jednak generalizować swoich sądów, bo są przecież i tacy krytycy, którzy właściwie dochodzą do tego stwierdzenia, że wartości literackie i muzyczne w naszym teatrze nie są dominantą. Jesteśmy jedynym zespołem tego rodzaju, podobnego nie spotkałem.

- Co skłoniło Pana do pracy reżyserskiej w teatrze tradycjonalnym?

H. T. - Propozycje przyszły z zewnątrz. Pierwszy był Marek Okopiński, który zaproponował mi wystawienie w Teatrze Polskim w Poznaniu sztuki Petera Weissa. Potem przyszły inne, bardzo nęcące propozycje. Interesuje mnie możliwość wprowadzenia do spektaklu wielkiego ładunku ruchu.

- Jak to przyjmują aktorzy operujący przede wszystkim słowem?

H. T. - Mam bardzo cenne doświadczenia z pracy z aktorami, aktorzy lubią, od czasu do czasu, tego rodzaju odmienność.

- Czy może Pan, w kilku zdaniach, sprecyzować definicję Pańskiej pantomimy?

H. T - Ilekroć staram się stworzyć jakąś definicję, to stwierdzam, że przylega ona zaledwie do ostatniej pozycji. Dlatego staram się unikać formułowania jakiejkolwiek definicji. Bo rzeczywiście, każdą pozycję w moim teatrze traktuję inaczej.

- Jakie są kryteria kwalifikujące aktorów do pracy w Pańskim teatrze?

H. T. - Przede wszystkim bardzo szeroko pojęty zmysł spostrzegawczości, wielkie opanowanie ciała. Obok sprawności fizycznej ważna jest również wyobraźnia. Z biegiem czasu wyrabia się także umiejętność koncentracji.

- Pan już nie tańczy?

H. T. - Nie. Istnieje okres przejścia w inne stadium pracy, bo wiek wyznacza nowe wartości i możliwości. Trzeba się z tym liczyć.

- Co sądzi Pan o sztuce wielkiego mistrza, Marcela Marceau?

H. T. - Nie odważyłbym się oceniać jego artystycznych zasług. One są fundamentalne dla współczesnej pantomimy, bez nich też nie wyobrażam sobie renesansu tej sztuki.

- Czy przygotowuje Pan coś nowego?

H. T. - Tak. Wkrótce odbędzie się premiera nowego spektaklu.

- Co to będzie?

H. T. - Nieco za wcześnie o tym mówić. Nowy spektakl będziemy dawali we Wrocławiu i w Warszawie. W połowie marca wyruszymy do Australii, na 6 tygodni. Następnie będziemy grali we Francji, m.in. w Paryżu - w dawnym teatrze Sary Bernhardt - damy 21 przedstawień. Do kraju wrócimy w połowie czerwca. Chcielibyśmy się włączyć do obchodów 30-lecia PRL.

- Czy jest Pan zadowolony z siebie, z życia, z przyjaciół?

H. T. - To trudno powiedzieć. Nie ma chyba stałego stanu szczęścia i ciągłego stanu niezadowolenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji