Artykuły

Ten krzyż to apel do władz i do społeczeństwa

Reżyser zna swoją publiczność, potrafi wplatać w spektakle wieloznaczne symbole, które nawiązują do tutejszych kontekstów - o spektaklu "Żyd" w reż. Łukasza Dudy z Teatru Odnalezionego z Jeleniej Góry pisze Dominika Świerad z Nowej Siły Krytycznej.

Łukasza Dudę i jego Teatr Odnaleziony mogliśmy dotychczas kojarzyć głównie z barwnymi, ekspresyjnymi, niezwykle plastycznymi spektaklami. Cechy charakterystyczne: znana z popkultury muzyka, kolorowe filtry, niemalże musicalowe sceny, erotyzm, często w ironicznie cukierkowej oprawie. Spektaklem "Żyd" na podstawie tekstu Artura Pałygi udowadnia jednak, że potrafi wyjść poza tę konwencję. Może z efektem nie tak porywającym jak w przypadku poprzednich realizacji, jednak wciąż ciekawym, przy zachowaniu swoistej specyfiki teatru amatorskiego.

Widownia ustawiona jest na scenie, układ krzeseł przypomina przeciętną klasę. Widz znajduje się w małej szkółce gdzieś w zapadłym miasteczku. Wciąż migają świetlówki, ściany są obskurne. Postaci to czyste stereotypy, tak charakterem, jak i prezencją - polonistka w garsonce i białej bluzce z żabotem (Renata Marchowska), dyrektor - jąkała w polarowych spodniach i wyciągniętym swetrze (Andrzej Marchowski), wuefista - trochę prostacki, głośny i z głupim żartem (Piotr Kamola). Jeszcze anglista-gej - wymuskany, światowy, przegięty (Wojciech Sałaputa) i ksiądz Krzysiek - jowialny, wychodzący do prostego ludu z dobrą radą (Łukasz Szybałdin).

Dyrektor nie ma pieniędzy nawet na naprawę tych denerwująco błyskających świateł, szkołę pewnie trzeba będzie zamknąć. Jest jednak szansa na uratowanie miejsc pracy. Ma przyjechać gość z Izraela, który zadeklarował hojną finansową pomoc, a chce tylko, żeby nadać placówce imię jego ojca, Mosze Wassersteina, który w tym mieście kiedyś mieszkał. Ale gdy okazuje się, że gość jest Żydem, na jaw wychodzi cała niewiedza i uprzedzenia, a pedagogów ogarnia strach. Co on je, przecież nie podamy mu karpia po żydowsku, czy spaghetti jest koszerne? Kim tak naprawdę jest Żyd? Przedstawicielem narodu wybranego, uciśnioną ofiarą hitleryzmu? Przecież to Niemcy mordowali! Wszystko jest ich winą, a Polacy się z Żydami zawsze przyjaźnili, zawsze pomagali. Prawda? Więc dlaczego nagle, przy głosowaniu, okazuje się, że nikt nie jest za nadaniem szkole imienia Mosze? Czemu w jednej chwili wszyscy zaczynają się mieszać, cichną i chcą już wyjść, skończyć tę farsę i zająć się swoimi sprawami? Powoli miejsce zebrania staje się miejscem przesłuchań, swoistym konfesjonałem, w którym z każdego wychodzi coś, o czym niewygodnie jest mówić. Na publiczność wylewa się fala hipokryzji i strachu. Zaczyna się zlizywanie lukru z historii.

Do inscenizacji wprowadzono ciekawe rozwiązania techniczne. Przez cały czas trwania spektaklu obecna jest kamera (operator - Maciej Bartkiewicz), której obraz wyświetlany jest na ekranie. Daje to wrażenie wielowymiarowości, a doskonała ścieżka dźwiękowa odpowiednio manipuluje napięciem. Na szkolnej tablicy wyświetlane są przemówienia Wałęsy, ogłoszenie stanu wojennego przez Jaruzelskiego.

Wszystko rozpoczyna się znanym chyba większości remiksem "Gdzie jest krzyż"? Zakończenie jest otwarte. To widzowie głosują, czy imię Mosze Wassersteina powinno być nadane, czy nie. Ale informacja na ten temat i tak niczego nie wyjaśni. O tym musi zdecydować każdy sam, szczerze przed własnym sumieniem.

W teatrze Dudy nie są najważniejsze techniczne umiejętności aktorów, którzy takiego przygotowania po prostu nie mają, ale gra bez zadęcia, często oparta na bezpośredniej konfrontacji z widzem, lekkość i dopracowana przestrzeń wizualna. Odnaleziony reprezentuje sobą to, co powszechnie określa się mianem świeżości. Widać to zwłaszcza po młodych aktorach, studentach i licealistach. W "Żydzie" Kamola, Szybałdin i Sałaputa swoim postaciom dają mnóstwo ekspresji i choć ciężko tu mówić o wybitnych kreacjach, z pewnością zauważalne są chęci, starania i szczery entuzjazm.

Przed całym zespołem jeszcze sporo pracy, głównie technicznej, konieczność zadomowienia się w tej, nowej dla nich, konwencji. Jednak miejmy nadzieję, że Teatr Odnaleziony nigdy się tak naprawdę nie odnajdzie, będzie wciąż szukał, odkrywał i zaskakiwał, a Łukasz Duda nie przestanie poruszać prowokujących tematów i dalej będzie prowadził dialog z widzem. Jego teatr, choć uniwersalny, jest także specyficzną komórką biorącą pod uwagę konkretne realia Jeleniej Góry. Duda zna swoją publiczność, potrafi wplatać w spektakle wieloznaczne symbole, które oprócz zwykłego znaczenia nawiązują do tutejszych kontekstów.

Odnaleziony przestaje już być alternatywą, a staje się głównym teatralnym punktem na mapie Jeleniej Góry. I miejmy nadzieję, że na tym nie poprzestanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji