Artykuły

Błazenada i życie

Rzecz cała zaczyna się totalną błazenadą. Sześciu aktorów kra­kowskiego Teatru im. Słowackiego ucharakteryzowanych na clow­nów, opowiadając historię niby tylko swojego cyrku, fika kozły (robiąc to z niemałą zręcznością), kpi z siebie i innych, zmienia maski i rekwizyty, demonstrując co rusz inne scenki, przeistacza­jąc się w różny sprzęt domowy, zestaw jarzyn, owoce czy... pięć palców u ręki. Mnóstwo w tym niezwykle pomysłowych gagów i udanej pantomimy. Nie to jednak stanowi sens widowiska An­drzeja Strzeleckiego - autora i reżysera "Clownów". Pod maską parodii i cyrkowej przebieranki stara się przekazać on treści do­tyczące naszej rzeczywistości. Aluzje są aż nazbyt czytelne, a stwierdzenia w nich zawarte chwilami wydają się jednak dość kontrowersyjne.

Wielka cyrkowa zabawa w mia­rę upływu przedstawienia staje się coraz mniej zabawna nie tyl­ko dlatego, że wkracza na scenę życie. Po prostu zaczyna się ro­bić ponuro i nudnawo, a nie­które skecze, jak ten ze sznurkiem, kijem i szmatą, są chyba niesmaczne. Nie zachwycił mnie też sam finał - życie za kratkami. Warto jednak dodać, że pre­miera "Clownów" odbyła się w listopadzie 1982 r. Wtedy być może komentatorzy wygłaszający swoje monologi o losie clowna, o losie człowieka walczącego o prawo do prawdy i własnej twarzy, mieli większe racje. W moim odczuciu publicystyka zawarta w tej nie-sztuce, nie jest naj­wyższego lotu, choć chwalę auto­ra za niebywałą inwencję. Dobra jest też oprawa plastyczna Ewy Czerneckiej-Strzeleckiej i muzyczna Andrzeja Kurpiela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji