Artykuły

Czekając na Zachanassian

Do położonego na uboczu miasteczka, w którym nie zatrzymują się pociągi ekspresowe, przybywa pewnego dnia nieprzyzwoicie bogata dama, otoczona gromadą służących. Przed laty Klara Zachanassian wyjechała stąd w jednej sukience, dzisiaj wraca jako jedna z najbogatszych kobiet świata. Majątek odziedziczyła po mężu - magnacie naftowym. Mieszkańcy czekają na jej przyjazd jak na cud - w miasteczku upadł przemysł, szaleje bezrobocie, młode pokolenie nie ma perspektyw. Wszyscy na czele z władzami liczą, że miliarderka sypnie pieniędzmi i odmieni ich los.

Skąd znamy tę historię? Czy nie czytamy od pewnego czasu o podobnych wydarzeniach na pierwszych stronach gazet? Napisana w 1956 roku "Wizyta starszej pani" Friedricha Dürrenmatta sprawia wrażenie, jakby autor nie był Szwajcarem, ale pochodził z Białej Podlaskiej, z taką dokładnością portretuje polskie oczekiwanie na cud. Ta desperacja zmęczonego i wynędzniałego społeczeństwa, ta gotowość pójścia za każdym, kto obiecuje lepszą przyszłość, nawet jeśli propozycja jest podejrzana - są jak żywcem wzięte ze współczesnej Polski, zabiedzonej, czekającej na swoich Zachanassianów. Nie trzeba nawet zmieniać realiów, by dostrzec, że Gullen leży nad Wisłą. Zauważył to teatr - sztukę od prapremiery w 1958 roku wystawiano siedemnaście razy, w tym sześć w latach 90. Trudno o tekst, który lepiej przedstawiałby frustracje i oczekiwania gorszej części Europy.

Pieniądze albo życie

Ale Dürrenmatt nie poprzestaje na opisaniu mechanizmu, który powtarza się we wszystkich zacofanych gospodarczo społeczeństwach. Wyostrza problem: Klara zapewni dobrobyt wszystkim mieszkańcom, pod warunkiem że zamordują jej dawnego kochanka, dziś sklepikarza. Alfred Ill uwiódł Klarę, gdy miała 17 lat, następnie porzucił, a w sądzie wyparł się ojcostwa dziecka i wygrał sprawę, posługując się przekupionymi świadkami.

Wyrok złamał dziewczynie życie, dziecko poszło do sierocińca, a ona sama trafiła do burdelu, skąd wyciągnął ją dopiero naftowy miliarder. Teraz szuka zemsty i na Illu, za jego zdradę, i na mieszkańcach, za ich obojętność.

W tym kształcie sztuka dotyka - kto wie czy nie najważniejszej dziś kwestii - zderzenia pieniędzy i moralności. Co się dzieje z sumieniem, kiedy na horyzoncie pojawia się kasa? Do jakiego stopnia ludzie są zdolni upodlić się w imię bogactwa? Jakie wartości potrafią poświęcić na ołtarzu dobrobytu?

Te pytania są uniwersalne i dotyczą nie tylko zacofanych miasteczek na Wschodzie, ale także rodzinnej Szwajcarii Dürrenmatta, która rozlicza się dzisiaj z udziału w finansowaniu Holocaustu. Banki szwajcarskie z czystym sumieniem przez pół wieku zarabiały na pieniądzach Żydów wymordowanych w obozach koncentracyjnych i dopiero w końcu lat 90., pod międzynarodową presją, oddały ponad miliard dolarów organizacjom żydowskim. Ta sztuka jest także o nich.

Polska inscenizacja, którą zrealizował w Teatrze TV Waldemar Krzystek, jest otwarta również i na takie interpretacje. Przecież pieśń, którą chór z miasteczka śpiewa na powitanie Klary Zachanassian, to nic innego jak "Oda do radości" do słów Fryderyka Schillera.

Hymn zjednoczonej Europy w tej sytuacji brzmi jak szyderstwo: "Wstańcie, ludzie, wstańcie wszędzie, ja nowinę niosę wam: na gwiaździstym firmamencie bliska radość błyszczy nam" - kiedy wiadomo, że ceną za tę "radość" jest zabicie człowieka. Bohaterowie co chwila powtarzają: "Żyjemy przecież w Europie", zupełnie jak większość dzisiejszych polityków, tymczasem naprawdę kombinują, jak by tu w majestacie demokracji i walki o sprawiedliwość zbić własny interes.

"Wizyta" to krytyka obłudy i zakłamania elit. To przecież burmistrz (Marian Opania), proboszcz (Witold Dębicki), komendant policji (Zbigniew Lesień) i lekarz (Edwin Petrykat) zamiast stanąć w obronie wartości, pierwsi sprzedają sumienie. Jedynym, który broni etyki, jest miejscowy nauczyciel (Krzysztof Dracz), ale i on zostaje w końcu zagłuszony i zmuszony do zmiany frontu.

Ta pani to Janda!

Jednak ten spektakl to przede wszystkim zjadliwa krytyka instytucji demokratycznych: decyzja o zamordowaniu Alfreda Illa zapada na zebraniu całej gminy, w drodze głosowania przed kamerami telewizji. Nie mówi się o mordzie, ale - eufemistycznie - o przywróceniu sprawiedliwości, a niczego nierozumiejący dziennikarze zostają wysłani na poczęstunek, aby obywatele mogli w spokoju zająć się wymierzaniem owej "sprawiedliwości".

W tej sytuacji na jedynego sprawiedliwego w miasteczku wyrasta Alfred Ill. Tę rolę świetnie zagrał Jerzy Stuhr - precyzyjnie pokazał, jak kozioł ofiarny zmienia się w bohatera tragicznego. Jego Alfred jest początkowo safandułowaty, trzęsie się ze strachu, kiedy mieszkańcy coraz więcej kupują na kredyt, który spłacą po jego śmierci. Zapędzony w ślepą uliczkę, przestaje się bać, przyjmuje wyrok, ale zarazem staje się żywym oskarżeniem swoich prześladowców. Klarą Zachanassian jest w spektaklu Krystyna Janda - to informacja dla wszystkich, którzy w pierwszych minutach nie rozpoznają aktorki. Tak, ta pani z wielkimi sztucznymi rzęsami, w rudej peruce, kuśtykająca po peronie to Janda. Aktorka znakomicie odnalazła się w grotesce Dürrenmatta, gra osobę, która cała się składa z protez. Od siebie dodała uczucia - nieprzejednana, surowa Klara, która wydaje z zimną krwią wyrok na Alfreda, rozczula się, kiedy kilka scen później z dawnym kochankiem wspomina młodość. To pomieszanie miłości i nienawiści pokazane jest w sposób przejmujący.

Spektakl Krzystka jest przy tym bardzo zabawny, zwłaszcza sceny obrazujące gwałtowne wzbogacenie się obywateli, którzy łachy zmieniają na kosztowne garnitury, futra i skóry. Jakbym już to gdzieś widział, ale gdzie? Niech mi państwo podpowiedzą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji