Artykuły

Zadara o najnowszej premierze w Narodowym

- Chodzi mi zawsze o rozmowę z przeszłością. Po to inscenizuję Norwida, by jego słowa i myśli zabrzmiały dzisiaj. To nie jest proste, bo nie umiemy go dzisiaj słuchać. Trzeba iść za autorem, dokądkolwiek by nas zaprowadził. Czasami dopiero w ostatnich dniach pracy okazuje się, dokąd pisarz zmierzał - mówi reżyser Michał Zadara przed premierą "Aktora" w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Inscenizował Pan m.in. teksty Reja, Kochanowskiego, Słowackiego, Mickiewicza, Fredry, Wyspiańskiego, Witkacego, Gombrowicza, Miłosza i Różewicza. Norwid ma dopełnić tę listę klasyków polskiej literatury?

- Na pierwszy rzut oka widać, że z olbrzymów brakuje na tej liście jeszcze Krasińskiego, ale jego nie zamierzam wystawiać w najbliższym czasie. Norwid już od czasu studiów wydawał mi się najdziwniejszym i najmniej zrozumiałym z polskich klasyków, a tym samym najbardziej ponętnym.

Skąd to zainteresowanie Polską klasyką?

- Po pierwsze teksty napisane po polsku mają siłę, których nie ma żadne tłumaczenie. Zrozumiałem to, pracując nad "Fedrą" Racine'a. Tłumaczenie Boya-Żeleńskiego jest eleganckie, ma tempo i rytm, ale nie ma rygoru i surowości francuskiego oryginału. Nie dlatego, że Boy był słabym tłumaczem, ale dlatego, że nie da się wiernie przełożyć formy i treści tłumaczonego dzieła. Dlatego wolę dramaty nietłumaczone. Po drugie nie lubię sztuk pisanych prozą. W ogóle nie rozumiem zjawiska prozy w dramacie - jest to coś niesłychanie sztucznego i zmanieryzowanego. Człowiek przecież mówi wierszem - mówi rytmicznie, rymuje, robi pauzy, frazuje. Chcąc być realistą, wystawiam dramaty pisane wierszem. A nowych dramatów pisanych wierszem jest bardzo mało. Do tego mamy to szczęście w teatrze, że najwybitniejsi polscy poeci pisali dramaty - Słowacki, Rej, Kochanowski, Mickiewicz i Norwid właśnie.

Dramaty Słowackiego czy Mickiewicza pojawiają się na polskich scenach. Ale Norwid? "Aktora" wystawiono w teatrze tylko dwa razy. Wydaje się niesceniczny, niezrozumiały, obcy.

Polska klasyka w ogóle jest rzadko wystawiana, a Norwid jest szczególnie skomplikowany. Przeczytanie "Aktora" jest wyzwaniem, a co dopiero wystawienie go. Trudność tkwi w języku, który jest nieprzejrzysty i niejednoznaczny, i należy do najbardziej wymagających w polskiej literaturze. Drugą trudność stanowi ostentacyjna niechęć Norwida do dramatycznych wydarzeń - w "Aktorze" nikt nie umiera, nikt się nie rodzi, nikt nie bierze ślubu. W ogóle nie ma przełomowych dla ludzkiego życia zdarzeń. Norwid jest raczej naturalistą wśród poetów romantycznych, śledzi ludzkie zachowania w dość zwykłych sytuacjach.

O czym jest "Aktor"?

O kryzysie finansowym i skutkach tego kryzysu dla pewnej bogatej rodziny arystokratycznej.

Bankructwo arystokraty to zwykła sytuacja?

Norwid pisze o doświadczeniu, które było codziennością dla ludzi w dziewiętnastym wieku, i jest codziennością dla nas dzisiaj. Śledzi doświadczenia człowieka w świecie, w którym wszystko się ciągle zmienia, w którym wszystko, co stałe rozpływa się w powietrzu. Nic nie jest pewne. Każda forma oszczędności narażona jest na nagłą utratę wartości. Obojętnie gdzie byśmy nie ulokowali naszych pieniędzy, wahania rynkowe mogą zawsze sprawić, że już ich nie mamy.

Wszechobecny kryzys - ciągłe poczucie zagrożenia, niepewności. Dlatego wystawia Pan "Aktora" właśnie teraz?

To jest akurat dosyć oczywiste. W ogóle nasze czasy coraz bardziej przypominają końcówkę dziewiętnastego wieku. W Anglii pisano ostatnio o niezasłużonych premiach dla dyrektorów w sektorze bankowości - nasz świat nagle przypomina świat opisywany przez Dickensa.

"Aktor "to tekst na czas kryzysu?

Ale kryzys trwa nieustannie. Żywotność kapitalizmu polega po części na tym, że musimy sobie radzić z kolejnymi kryzysami. Od dziewiętnastego wieku mamy ciągły kryzys - światowa gospodarka nie zdąży wyjść z jednego kryzysu, a już wchodzi w następny.

To Norwid łączy przeszłość z przyszłością - czy Pan to robi?

Chodzi mi zawsze o rozmowę z przeszłością. Po to inscenizuję Norwida, by jego słowa i myśli zabrzmiały dzisiaj. To nie jest proste, bo nie umiemy go dzisiaj słuchać. Trzeba iść za autorem, dokądkolwiek by nas zaprowadził. Czasami dopiero w ostatnich dniach pracy okazuje się, dokąd pisarz zmierzał. Nie da się narzucić dramatowi, zwłaszcza klasycznemu, klucza interpretacyjnego. Dobry tekst zawsze wymyka się takim zapędom.

Czy "Aktor" nie może się już rozgrywać w XIX wieku, w dekoracjach z epoki, w kostiumach?

Norwid napisał sztukę współczesną. Gdyby chciał napisać dramat kostiumowy, to by tak zrobił. Żeby dochować wierności Norwidowi, wystawiamy "Aktora" współcześnie. Poza tym istnieją względy praktyczne. Inscenizacja w kostiumach wymagałaby rekonstrukcji dziewiętnastowiecznych obyczajów. Trzeba by poświęcić czas tym wszystkim szapoklakom, kraszwarkom i ineksprymablom. Aktorzy nie byliby w stanie wyjść z grania obyczaju. Ucierpiałby na tym dramat, który jest najważniejszą częścią zapisanej historii. Norwid ma przemówić do nas wprost. To, że przemawia dziś inaczej niż sto pięćdziesiąt lat temu jest naturalne i nieuchronne.

Co zobaczymy na scenie?

Robert Rumas zbudował niezwykłą scenografię - widownia siedzi na obrotówce, a akcja rozgrywa się w trzech kątach sceny przy Wierzbowej: w kawiarni wzorowanej na rzeczywistej kawiarni Antrakt przy placu Piłsudskiego, w willi i hotelu. Tematem sztuki "Aktor" jest też sam teatr. W pewnym sensie scena przy Wierzbowej stała się naszym głównym bohaterem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji