Artykuły

Poezja nad wyraz zwyczajna

Można zacząć zupełnie zwyczajnie: Wisława Szymborska urodziła się 2 lipca 1923 roku w Kórniku. Koło Poznania. Ot, zwyczajnie. Można też zacząć mniej zwyczajnie i mniej powszednie. Bo cytowany tekst to początek mowy noblowskiej. A przemowę swą zaczęła w ten sposób: "Podobno w przemówieniu pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. A więc mam je już poza sobą... -

Można zacząć zupełnie zwyczajnie: Wisława Szymborska urodziła się 2 lipca 1923 roku w Kórniku. Koło Poznania. Ot, zwyczajnie.

Następnie studiowała polonistykę i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Też jak najbardziej zwyczajnie.

Debiutowała w "Dzienniku Polskim" (zwyczajnie, oczywiście), związana następnie przez kilkanaście lat z "Życiem Literackim" (do 1981 roku), gdzie w latach 1953-66 kierowała działem poezji, a od 1960 "Pocztą literacką", publikowała także cykl felietonów "Lektury nadobowiązkowe".

Zwyczajnie też była członkiem PZPR w latach 1951-66, a najzwyczajniej w świecie w roku 1976 podpisała protest przeciwko zmianom w konstytucji. Laureatka wielu nagród.

Tak można zacząć.

Zupełnie zwyczajnie.

***

Można też zacząć mniej zwyczajnie i mniej powszednie. Choć - na pozór - bardzo zwyczajnie. Ale tylko na pozór. Bo cytowany tekst to początek mowy noblowskiej.Tak, bo Wisława Szymborska, jest laureatką literackiej Nagrody Nobla. Otrzymała ją w roku 1996. A przemowę swą zaczęła w ten sposób: "Podobno w przemówieniu pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. A więc mam je już poza sobą... Ale czuję, że i następne zdania będą trudne, trzecie, szóste, dziesiąte, aż do ostatniego, ponieważ mam mówić o poezji. Na ten temat wypowiadałam się rzadko, prawie wcale. I zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że nie robię tego najlepiej. Dlatego mój odczyt nie będzie zbyt długi. Wszelka niedoskonałość lżejsza jest do zniesienia, jeśli podaje się ją w małych dawkach".

Prawda, że zwyczajnie? Maksymalnie zwyczajnie. Jak tylko się da.

***

Trudno powiedzieć, co w tej zwyczajności takiego niezwykłego, ale - jeśli można sobie pozwolić na lekkie filozofowanie w tym momencie - ta zwyczajność jakoś zawsze organizowała twórczą działalność Szymborskiej. Od pierwszego tomiku - "Dlatego żyjemy" (rok wydania 1952) - poprzez następne. A było ich kilkanaście. "Pytania zadawane sobie" (1954), "Wołanie do Yeti" (1957), "Sól" (1962), "Sto pociech" (1967), "Wszelki wypadek" (1972), "Wielka liczba" (1976), "Ludzie na moście" (1986), "Koniec i początek" (1993), "Chwila" (2002), "Dwukropek" (2005), "Tutaj" (2009).

Prawda, że zwyczajne tytuły?

A to i tak lista niepełna.

A gdzie wybory?

A gdzie liryki?

A gdzie przekłady?

A gdzie zbiory felietonów (dla tych, co poezji nie lubią; ale akurat publicystyka tu na ogół do poezji prowadziła)?

No gdzie?

***

Zwyczajnie. Tak należałoby pisać o tej poezji i tego chciała zawsze Wisława Szymborska, która niechętnie wikłała się w świat, hm, no właśnie, jaki.

W jaki ona świat się nie wikłała właściwie?

Bo jest tak, że...

Filozofie Szymborską kochają. Za sprawne - co przeczytamy niemal w każdym tekście interpretacyjnym dotyczącym noblistki - korzystanie z ironii czy paradoksu.

Socjologowie będą czytać w tej poezji szczególny obraz świata widziany przez precyzyjne oko obywatelki czułej zarówno na procesy indywidualne, jak i socjalne.

Biolodzy? Ach, ci będą się rozkoszować faktem popularyzowania wiedzy trudnej w formie przystępnej. No i - trzeba to przecież podkreślić - mocno poczytnej.

A przyrodnicy?

A kosmonauci?

A matematycy? Wszak "Nic dwa razy się nie zdarza"?

Ale w zasadzie pytamy o matematyków czy filozofów? Zaraz, zaraz.

Nie, nie ma zaraz. To znaczy jest "zaraz", ale bardzo rzadko. W tej poezji tak naprawdę liczy się konkret. Tu i teraz. To, jak podpowie wielu krytyków, wyznacznik poezji żywej, świeżej.

A Szymborska lubiła taką poezję. Słowa w jej wierszach - i to było w zasadzie bardzo zwyczajnie niezwykłe - lśniły w sposób szczególny.

Swoją drogą, jakże to miłe i jakże przyjemne zaskoczenie, gdy znane nam doskonale frazy i wyrazy mieniły się nowymi znaczeniami. Przyjemnie było czytać i słuchać tej poezji.

W naszych uszach, przed oczyma naszej wyobraźni - podczas tych nielicznych spotkań autorskich (Wisława Szymborska unikała ich, bo twierdziła, że te sytuacje są zbyt nadzwyczajne, by być zwyczajnym) rodziła się ta poezja.

Nadzwyczajna.

Choć tak przecież zwyczajna.

***

Dobrze, ale wróćmy do początku raz jeszcze:

"Zawsze pisałam jakieś wierszyki. Na pierwszych wierszykach zarabiałam nawet pieniądze. Pisałam je w domu i jak się mojemu ojcu spodobał jakiś wierszyk - a zawsze musiał być dowcipny, żadne tam jakieś liryczne wyznania - to ojciec wyciągał portmonetkę i płacił mi. Jakieś 20 groszy, ale nie pamiętam już dobrze, ile płacił. Więc zarabiałam na poezji od razu, mając nawet 5 lat" - mówiła w połowie lat 90. noblistka.

Doprawdy, bardzo zwyczajne początki.

I bardzo zwyczajna, niemal rzucona mimochodem, uwaga o dowcipie.

Krytycy lubili to nazywać w dość zawoalowany sposób. Jako autoironia. Jako sceptycyzm podsiany dystansem. Jako lekkie dotykanie ciężkiej rzeczywistości.

Słusznie prawili.

Aczkolwiek ten dowcip - co doskonale wiedzieli czytelnicy noblistki - sięgał dalej. Dość tu powiedzieć o limerykach - specyficznej formie literackiej, która obok precyzji opiera się właśnie na dowcipie. Forma to zresztą zacna i znana historykom literatury i profesorstwu (z którym bawić się poetycznie lubiła Wisława Szymborska).

Ale były też przecież i lepieje ("Lepiej mieć horyzont wąski, niż zamawiać tu zakąski"), odwódki ("Od śliwowicy torsje w piwnicy"), altruiki ("Miast okradać krowę z mleka/ dój bliskiego ci człowieka")...

I tak dalej.

Noblistka, proszę Państwa, i jej bardzo zwyczajne wierszyki!

***

Najlepiej zwyczajność tej nadzwyczajnej poezji widać na przykładach.

Zwyczajnych, oczywiście.

Miłość opisana w wierszu "Na wieży Babel":

"- Która to godzina? - Tak jestem szczęśliwa,

i brak mi tylko dzwoneczka u szyi,

który by brzęczał nad tobą, gdy śpisz".

"Radość pisania", która definiuje samą siebie:

"Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las?".

Czy ulotność z tomu - nomen omen - "Chwila":

"Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.

Jedna z tych ziemskich chwil

proszonych, żeby trwały".

Ulotność? A może przemijanie? I zdolność człowieka do postrzegania czasu, który dzieli się na ten ziemski i na ten...

Znowu zaczynamy interpretować, a to przecież tak zwyczajna poezja.

***

"Nie do wiary" - będzie mówił ten, kto będzie czytał dorobek poetycki noblistki. Ilościowo nie będzie to trudne. Wierszy jest może 400. Może ciut więcej? (Jak liczyć dwuwiersze?)

Ilość zresztą tu jest oczywiście najmniej istotna, choć to zwykła sprawa i z pewnością Wisława Szymborska ucieszyłaby się, gdyby ktoś się zdecydował te wiersze policzyć. Co do jednego.

Bo to byłoby takie zwyczajne.

***

"Cokolwiek wiąże się z poezją jest Szymborskiej bliskie" - napisała kiedyś o tej poezji Małgorzata Baranowska. Używając słowa "bliskie" miała zapewne na myśli "zwyczajne", prawda?

W tym duchu zresztą interpretowała wiersz "Nic dwa razy" cytując początek i koniec:

"Nic dwa razy się nie zdarza

i nie zdarzy. Z tej przyczyny

zrodziliśmy się bez wprawy

i pomrzemy bez rutyny ()

Uśmiechnięci, wpółobjęci

spróbujemy szukać zgody,

choć różnimy się od siebie

jak dwie krople czystej wody".

Pisała bowiem tak:

"Szymborska bezbłędnie odkrywa pewne zwyczajne, wydawałoby się, ale nadzwyczajnie przez nią ujęte prawdy, dotyczące wszystkich, jej czytelników i wszystkich ludzi we wszystkich epokach i miejscach. O tym wierszu myśli się kategoriami potoczności. Przecież główny temat także zbudowany jest na potocznym powiedzeniu "nic dwa razy się nie zdarza". Do codzienności sam wiersz Nic dwa razy wszedł jako piosenka z repertuaru Łucji Prus z muzyką Andrzeja Mundkowskiego, stał się przebojem lat sześćdziesiątych. W latach dziewięćdziesiątych powtórzył sukces, kiedy nagrała go Kora z muzyką Marka Jackowskiego".

I był to, dodajmy już od siebie, spory hit.

***

Inna krytyczka i uważna czytelniczka, Aneta Wiatr w recenzji z "Dwukropka" trafnie zwraca uwagę na najważniejsze wątki tej poezji. Umie nadzwyczajnie nazwać to, co zwyczajne.

"Monolog psa zaplątanego w dzieje, jak przedtem inne znakomite "zwierzęce" wiersze, by przypomnieć jedynie Małpę, Dwie małpy Bruegla, Tarsjusza, Zwierzęta cyrkowe, Kota w pustym mieszkaniu, wiersze z Yetim, martwym żukiem i preparowanym dinozaurem (Z nie odbytej wyprawy w Himalaje, Widziane z góry, Szkielet jaszczura), to dowód, że Szymborska jest raczej "chytra" czy po prostu inteligentna, niż naiwna (nie bez kozery pisała przecież dwadzieścia lat temu: "Wolę dobroć przebiegłą od łatwowiernej za bardzo"). Że z porażki pierwszych, ideowych dokonań, zanadto frontowych i frontalnych, czegoś się nauczyła. Że szczęśliwie wybiera ścieżkę Ezopową zamiast Kazalnicy, aluzyjne "ogródki" zamiast trybunału, grodzkiego, piotrkowskiego czy w Norymberdze, napomknienie w miejsce Sądu Ostatecznego, raczej penetrację zakamarków niż łysych wierzchołków, chętniej skrawków i marginesów niż "centralnych problemów ludzkości". Szymborska, czego nie ukrywa, woli "oddolność" niż "odgórność", podrzędność niż nadrzędność, poszczególność raczej niż globalność. I - jak się zdaje - "czas owadzi od gwiezdnego", bardziej zwierzęcość niż boskość, ułomność niż Absolut, "piekło chaosu od piekła porządku". Moralizowanie, mentorowanie, zapał poprawiania świata doktryną, chwytanie Pana Boga za nogi to nie jej specjalność".

***

Bardzo zwyczajnie. Bez doktryn, moralizowania, mentorowania. Bez chwytania Pana Boga. Za nogi, za cokolwiek.

Tak właśnie jest w tej poezji.

Dzięki Panu Bogu za nią.

Po prostu.

Zwyczajnie.

Dziękujemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji