Artykuły

Wywołując "Burzę" w aktorach

Maja Kleczewska przygotowuje w Teatrze Polskim w Bydgoszczy "Burzę". Prawdę o postaciach dramatu Szekspira postanowiła wydobyć z... podświadomości aktorów. - Być może dzięki metodzie ustawień powstałaby nowa jakość relacji pomiędzy widzami i aktorami, widzowie mogliby współuczestniczyć w czymś, co dzieje się tu i teraz, a nie oglądać popis - gotowy produkt. Być może to krok w stronę żywego, bezpośredniego teatru - mówi reżyserka Maja Kleczewska w rozmowie z Joanną Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Maja Kleczewska od lat powtarza, że w teatrze szuka prawdy. Metody, na które decyduje się, aby do niej dotrzeć, nie przestają zaskakiwać. Gdy realizowała spektakl o szpitalu dla umysłowo chorych ("Marat/Sade" Peter Weiss, Teatr Narodowy), planowała zaprosić do spektaklu schizofreników. W "Zmierzchu bogów" (Teatr im. Kochanowskiego, Opole), poruszając temat pedofilii, zdecydowała się zapełnić scenę dziećmi. Wybiera teksty dające jej dostęp do ekstremalnych emocji: Elfriede Jelinek, Sarah Kane, Shakespeare'a, naznaczone rezygnacją lub bezinteresownym okrucieństwem teksty Czechowa czy Racine'a.

Pracując nad "Burzą" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, prawdę o postaciach postanowiła wydobyć z podświadomości aktorów. Sytuacja zapisana w dramacie podsunęła jej sposób - bohaterowie sztuki są w końcu od lat uwięzieni na odciętej od świata wyspie niczym uczestnicy podejrzanego eksperymentu socjologicznego lub więźniowie. Wspólnie z dramaturgiem, Łukaszem Chotkowskim zorganizowała dla zespołu Ustawienia Hellingerowskie.

"Ustawianie rodziny wg Berta Hellingera" to metoda terapeutyczna oparta na założeniu, że historia rodziny, ukryte potrzeby i pragnienia kumulują się w sposobie zachowania, języku ciała, "energii", którą emanujemy. Współuczestnicy terapii zajmują wokół "ustawianego" wskazane pozycje. Wchodzą w rolę, stają się reprezentantami rodziców, dzieci, dalekich przodków czasem też jego zdrowia, firmy czy celu. To, co czują w konkretnej roli, jest ważnym sygnałem. Prowadzący dochodzi na tej podstawie do wniosków na temat historii i obecnej sytuacji pacjenta.

Relacje z udziału w "ustawieniach" zaskakują. Nie brak wśród nich świadectw "odkryłem, że kilka pokoleń wstecz w mojej rodzinie doszło do gwałtu/aborcji/zdrady". - Ludzie niekiedy żyją życiem innych osób, także zmarłych, zapomnianych - mówił Bert Hellinger w rozmowie z Katarzyną Bielas ("DF"). - Nie widzą, że nieświadomie powtarzają ich los. Takie uwikłanie może być przyczyną wielu problemów - depresji, ciągłego poczucia winy, zaburzeń psychicznych, skłonności samobójczych.

Ale terapeuta sam ostrzegał, że metodę należy traktować ostrożnie. - W ustawieniach rodzinnych chodzi zawsze o życie i śmierć. Ktoś, kto z tym igra, sam naraża się na niebezpieczeństwo. To tak jak z szamanizmem. Szamani dobrze wiedzą, że jeśli zaczną działać dla zysku, dla własnej korzyści, mogą przypłacić to życiem.

Ustawienia budzą wątpliwości w środowisku psychologów. Na wyobraźnię artystów działają jednak pobudzająco.

W zekranizowanej przez Jacka Bromskiego powieści "Uwikłanie" (Zygmunt Miłoszewski) terapia hellingerowska to oś zagadki kryminalnej. W trakcie terapii jeden z pacjentów popełnia samobójstwo. Prokurator (Maja Ostaszewska) musi rozstrzygnąć czy śmierć miała związek z emocjami uwolnionymi w wyniku odtworzenia rodzinnej konstelacji.

***

Rozmowa z Mają Kleczewską, reżyserką teatralną i Łukaszem Chotkowskim, dramaturgiem:

Po co fundować aktorom takie doświadczenie?

Maja Kleczewska: Ustawienia przyspieszyły i zintensyfikowały sposób budowania ról. Zastąpiły proces analityczny procesem intuicyjnym. Ujawniały relacje między postaciami, konflikty i więzi. Czasem były w sprzeczności z naszymi założeniami, zaskakiwały nas, czasem pewne aspekty ustawień przenikały do improwizacji aktorskich

Jak to konkretnie wyglądało?

Łukasz Chotkowski: Ustawienia odbyły się dwa razy. Prowadził je Marek Wilkirski, psycholog, specjalista od ustawień hellingerowskich w Polsce. Brali w nich udział aktorzy, twórcy spektaklu, ale zapraszaliśmy też ludzi niezwiązanych z "Burzą" oraz z teatrem. Ważne było, aby na sesji były osoby z zewnątrz, w roli reprezentantów, by mogło ujawnić się jak najwięcej nieświadomych treści.

Treści na jaki temat?

Ł.Ch.: Aktorzy ustawiali: "ja" wobec mojej postaci, stosunek mojej postaci do innych postaci.

A nie baliście się, że jakieś intymne historie ludzi, z którymi pracujecie, jednak się ujawnią?

M.K.: Baliśmy się naruszenia czegoś osobistego, czego aktorzy nie będą chcieli odsłonić, przekroczenia granic intymności.

I co zrobiliście z tą odpowiedzialnością?

M.K.: Zdecydowałam się, choć z oporami, na zrobienie własnego ustawienia.

Już nie jako postaci, ale jako prywatnej osoby?

M.K.: Tak. Dziwne uczucie. Aktorzy stali w moim polu i czuli to, co często czuję, ale nie mówię o tym. Jestem nagle całkiem naga. Nieprzyjemność i dyskomfort w pierwszym odruchu, który dyktuje strach przed oceną, a po chwili przychodzi ulga, doświadczenie więzi. Nikt nikogo nie ocenia, bo sam pełen jest przeżyć, którymi boi się podzielić.

Ł.Ch.: Rok temu miałem swoje ustawienia terapeutyczne, też u Marka Wilkirskiego. Byłem po traumatycznym rozpadzie małżeństwa, co było dla mnie początkowo katastrofą życiową. Z czasem przyniosło jednak głęboki wgląd w siebie i rozwój wewnętrzny. Po ustawieniach odbyłem jedną z najważniejszych rozmów ze swoją matką, dotarłem do kluczowych rzeczy z przeszłości, które ukształtowały mnie jako człowieka. Ustawienia uruchamiają nieświadome procesy w psychice. Aby z nich w pełni, korzystać trzeba je analizować na sesjach z psychologiem. Nie pozostawiać ich samym sobie.

Aktorzy nie mieli takiej szansy. Nie będą jej też mieli raczej widzowie, których skonfrontujecie z wynikami swojego eksperymentu.

M.K.: Metoda ustawień prawdopodobnie mogłaby mieć wiele innych zastosowań. Na przykład wytwarzanie pola w czasie trwania spektaklu; pozwolenie widzom, by stali się tzw. niezależnymi reprezentantami i dzięki temu mogliby doświadczyć stanów wewnętrznych wybranej postaci. Być może jest to metoda, dzięki której powstałaby nowa jakość relacji pomiędzy widzami i aktorami, widzowie mogliby współuczestniczyć w czymś, co dzieje się tu i teraz, a nie oglądać popis - gotowy produkt. Być może to krok w stronę żywego, bezpośredniego teatru. Spektrum jest szerokie, pole do eksperymentowania i poszukiwania tak duże, że nie sposób w jednym projekcie go wyeksploatować.

Bezpośredniego teatru? Co to znaczy?

Ł.Ch.: A co to znaczy "autentyczna wypowiedz" w relacjach z drugim człowiekiem? To, że chcę się skomunikować z drugim człowiekiem, na najprostszym poziomie. Nie zasłaniać się teoriami, cytatami. Nie maskować się. Mówić wprost o swoich uczuciach, być osobistym i docierać do uczuć i tego, co osobiste w drugim, przez co docierać do uniwersalnych archetypicznych pragnień.

Czy to doświadczenie zmieniło relacje w zespole?

Ł.Ch.: Zespół w Bydgoszczy ma genialną cechę, szczerość. Sytuacje konfliktowe są błyskawicznie ujawniane i nazwane. Ludzie konfrontują się ze sobą, nawet jeśli jest to konfrontacja bolesna. Ustawienia zacieśniły relacje w tym zespole. Stały się one jeszcze bardziej intymne, prostolinijne, bezwzględnie szczere.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji