Artykuły

Uwagi na stronie

Odrzucaniu polskości z rodowodem romantycznym w imię zbliżenia do Europy po roku 1989 patronuje Witold Gombrowicz, zwłaszcza jako autor "Trans-Atlantyku", choć mógłby też Stanisław Dygat - pisze Rafał Węgrzyniak w Teatrze.

To on przecież w "Jeziorze Bodeńskim", opublikowanym w 1946 roku, ukazał młodego warszawskiego inteligenta, który podczas wojny - w konfrontacji z internowanymi przez Niemców w Konstancji wraz z nim Francuzami i Anglikami - dokonuje autokompromitacji, żeby uwolnić się od dziedzictwa Polski męczeńskiej i wierzącej w mesjanistyczną misję.

Już po krajowym wydaniu "Trans-Atlantyku" w 1957 roku, w okresie narastania w kinie i teatrze nurtu szyderstwa z romantycznej tradycji, Dygat zaczął gorączkowo zabiegać o realizację adaptacji swej prekursorskiej powieści. 4 maja 1959 roku w Teatrze Telewizji zaprezentowano spektakl w reżyserii Stanisława Wohla. W marcu 1960 we Współczesnym w Warszawie miały się zacząć próby "Jeziora", do których nie doszło. 10 maja Komisja Oceny Scenariuszy działająca przy Zarządzie Kinematografii odrzuciła propozycję filmowej wersji powieści. 13 sierpnia w Teatrze Wybrzeże z siedzibą w Gdyni odbyła się zakończona klapą prapremiera w reżyserii Teresy Żukowskiej. Dygat liczył jeszcze na wystawienie w Teatrach Dramatycznych we Wrocławiu, sugerując jako reżysera Kazimierza Kutza lub Konrada Swinarskiego, ale w Ministerstwie Kultury we wrześniu 1960 nie zatwierdzono owej pozycji repertuarowej. Dopiero 19 października 1974 roku w Warszawie w Małym "Jezioro "zainscenizował z właściwą sobie dezynwolturą Adam Hanuszkiewicz, rozdwajając narratora na młodego i dojrzałego. Zainteresowanie powieścią o obozie dla internowanych powróciło w stanie wojennym już po śmierci Dygata. 10 listopada 1984 roku wyreżyserowała ją Izabella Cywińska w Nowym w Poznaniu. Wreszcie w 1985 Janusz Zaorski zekranizował "Jezioro Bodeńskie" dopełnione nowelą Karnawał.

Pomijając wątłą dramaturgię "Jeziora", na zainteresowanie reżyserów teatralnych nie może ono obecnie liczyć z powodu paru uników autora. Nie odważył się on na wydrwienie "Dziadów" oraz "Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego" Adama Mickiewicza, poprzestając na przywołaniu wiersza "Do matki Polki". W rezultacie narrator wraz z Suzanne czyta "Kordiana", w kulminacyjnym momencie prelekcji Ja i mój naród woła zaś: "Ludy! Winkelried ożył", mimo iż wcześniej ewokował obraz Polski ukrzyżowanej jako Chrystusa narodów. W autobiograficznej opowieści Dygat przemilczał, że w Konstancji był internowany wraz ze swym ojcem, Antonim, i jego drugą żoną. Przede wszystkim starał się ukryć, iż identyfikacji z romantyczną polskością raczej nie oczekiwała od niego studentka Suzanne, lecz francuski poeta ze skłonnościami homoseksualnymi, sportretowany w powieści jako Vilbert.

Jego prototypem był urodzony w 1911 roku, czyli zaledwie o trzy lata starszy od Dygata, Jean Le Louët, autor kilku tomów wierszy i redaktor "Les Nouvelles Lettres". Do Polski przyjechał w sierpniu 1939 na stypendium przyznane mu przez Jana Lechonia z ramienia Ambasady RP, w celu poznania poezji Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. W Warszawie spotkał się trzykrotnie z Jarosławem Iwaszkiewiczem, a po wybuchu wojny i dwumiesięcznej tułaczce zatrzymał się na dłużej w Stawisku. W Konstancji w 1940 roku Dygat prowadził z nim rozmowy o literaturze, filozofii i muzyce. Przywiózł stamtąd wiersze Le Louëta i podsunął je do lektury Czesławowi Miłoszowi. Jeden z nich, "Attitudes", opisujący w stylu biblijnych wersetów sytuację trzech reprezentantów podbitego narodu, męczennika, zniewolonego i kolaboranta, Miłosz przetłumaczył i ogłosił anonimowo w 1942 w podziemnej antologii "Pieśń niepodległa." W oczach Iwaszkiewicza Le Louët był "młody jeszcze, szczeniakowaty, wygadany i wykrygowany, bardzo inteligentny"; w trakcie pisania poezji przeczesywał "piękną dłonią obfite kędziory". Miłosz dowiedział się w 1988 roku w Paryżu, iż autor Postaw był "szczupły, delikatny, prawie kobiecy, chory na gardło, na stałą utratę głosu", a po wojnie, której resztę spędził w Hiszpanii, został kloszardem.

Podobnie, choć z pominięciem homoerotyzmu, zarysowana została sylwetka powieściowego Vilberta. Jednak żaden z jego dotychczasowych odtwórców nie przypominał pierwowzoru. W widowisku telewizyjnym był nim Gustaw Holoubek, eksponujący swą osobowość. W Gdyni obsadzono w tej roli Zdzisława Maklakiewicza, któremu nałożono okulary, aby go upodobnić do intelektualisty. W warszawskim spektaklu w Vilberta przeistoczył się Hanuszkiewicz, który wygłaszał felieton Dygata o pisarzu poprawiającym swe utwory w obliczu katastrofy z cyklu "Rozmyślania przy goleniu," w poznańskim zaś Wojciech Standełło; a obaj aktorzy mieli wówczas ponad pięćdziesiąt lat. W filmie marginalną postać introwertycznego poety z czarnym wąsem, w końcu niszczącego swe rękopisy, zagrał Wojciech Wysocki. Natomiast dzisiaj dość łatwo sobie wyobrazić sceniczną dekonstrukcję "Jeziora Bodeńskiego", w której Vilbert, odzyskawszy prawdziwe oblicze jako paradoksalny anty-Gonzalo, zajmuje również miejsce odtrąconej przez narratora Suzanne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji