Artykuły

"Koty" myszką trącące

"Koty" Andrew Lloyda Webbera to musical obrosły legendą, ale i tracący myszką. Przekonał się o tym warszawski Teatr Roma i widzowie pierwszego w Polsce wystawienia dzieła twórcy "Evity", "Jesus Christ Superstar" czy "Upiora w operze".

Teatr Muzyczny Roma jako jedyny teatr na świecie posiada obecnie prawa na wysławienie własnej wersji musicalu. Oryginalne pozostały jedynie utwory T.S. Elliot a i muzyka Webbera. Podczas castingów realizatorzy obejrzeli około tysiąca osób, z których wybrali niespełna 40-osobową grupę.

Jak twierdzi Wojciech Kępczyński, reżyser widowiska i dyrektor teatru - próby trwały pół roku.

Niestety, scena nie odpowiada na pytanie co przez te pół roku próbowano. Pierwszy akt musicalu jest niemal zupełnie nie wyreżyserowany, w przeciwieństwie do drugiego, w którym od interesujących propozycji aż się roi (na szczególne brawa zasługuje epizod z balladą o Karmazynowym Piracie). Jak trzeba się starać, żeby podczas jednego przedstawienia pokazać reżyserski talent i zawodową demencję? Kępczyńskiemu się udało. Szkoda jednak pierwszego aktu, bo i tutaj byłoby czym zaciekawić widzów.

Największym jednak grzechem "Kotów" jest kuriozalna choreografia (Jacek Badurek i Iwona Runowska). Wygląda, jakby wymyślili ją amatorzy na zapyziałej prowincji Friedrichstadt Palace, w połowie lat 70. A jeśli nie w NRD-owskim "pegeerze", to przynajmniej w nocnym barze transatlantyku "Stefan Batory". Nie jestem w stanie pojąć jakim cudem ten bełkot choreograficzny mógł zostać zaakceptowany przez dyr. Kępczyńskiego. Małym pocieszeniem może być, że nie ma go zbyt wiele, bowiem inwencji nie wystarczyło na cały spektakl. Dzięki temu potężne partie muzyki pozostają przez choreografię niezauważone. Tancerze snują się i machają "łapkami", zamiast prezentować motoryczny taniec, niechby nawet ilustrujący treść śpiewanych piosenek.

Szczęśliwie sytuację ratuje poziom muzyczny i wokalny. Niewidoczna dla publiczności orkiestra (muzycy siedzą w sali prób, a postać dyrygenta aktorzy ze sceny obserwują dzięki telebimom) gra bardzo dobrze, wiedziona dynamiczną i bezbłędną batutą Macieja Pawłowskiego. Także soliści i zespół wokalnie nie odbiegają od światowych standardów; wszyscy świetnie śpiewają, grają i tańczą (tylko co?!).

Na szczególną uwagę zasługują piękne kreacje Joanny Węgrzynowskiej w partii Grizabelli i Zbigniewa Maciasa, który wystąpił jako Kot Nestor. Warto dodać, że w obsadzie musicalu prócz Maciasa jest jeszcze jeden artysta Teatru Wielkiego i łodzianin - Andrzej Kostrzewski (gra również Nestora).

Gdyby nie wspomniana już choreografomania i manifestujące brak weny i gustu kostiumy (Dorota Kołodyńska) - przedstawienie spełniłoby surowe kryteria ocen. Przykre, że tak wielka praca, jaką włożono w realizację spektaklu, została w tak dużym stopniu zdeprecjonowana przez ludzi pozbawionych odrobiny szaleństwa, wyobraźni i odwagi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji