Artykuły

TEATR MORALITETU

Człowiek jest wolny. To nieprawda, że jego los został zdeterminowany

NA polską scenę przybyli jednocześnie Jezus i diabeł. A z nimi dwaj nieodłączni towarzysze, rozdarci między Piekłem a Niebem, więc najbliżsi ziemi przeklęci i unieśmiertelnieni: Piłat i Judasz.

Pośród piekielnych dymów, lotów na miotle i balów potępieńców; w rytm uderzeń bicza i stukotu młotów, wbijających gwoździe w ciało Ukrzyżowanego, powraca dylemat jak najbardziej ziemski - problem odpowiedzialności. Oto Judasz, który odbiera 30 srebrników za zdradę Chrystusa. Dwóch sędziów proroka. Jeden musiał go osądzić we własnym sumieniu. Drugi pragnął uratować sumienie zdając się na literę bezdusznego prawa.

Zdrajca czy ofiara? Tchórz czy zniewolony urzędnik?

Film Normana Jewisona, będący ekranizacją musicalu "Jesus Christ Superstar", przedstawia współczesną wersję tamtej historii. Wersję, w której Jezus jest gwiazdą, a Judasz - tym innym. Tym, który wątpi.

KŁĘBOWISKO EMOCJI

Jerzy Gruza, przystępując w Gdyńskim Teatrze Muzycznym do realizacji polskiej prapremiery (a właściwie "prób otwartych") słynnego musicalu, zrezygnował z teatralnej tradycji komiksowego widzenia tego utworu, zapoczątkowanej broadwayowską inscenizacją Toma O'Horgana, pozwalając się zainspirować filmowej wizji Jewisona.

Wykładnia Gruzy jest jednak daleko bardziej uniwersalna i ponadczasowa. Ekstatyczną zabawę hipisów w Gdyni zastąpiło bliższe naszej tradycji teatralnej (choćby Wyspiańskiego) "improwizowanie" widowiska teatralnego. Na pół ucharakteryzowani w niekompletnych kostiumach, czasem wręcz w strojach treningowych, wychodzą na scenę aktorzy, by "spróbować" opowiedzieć tę historię. Niosą ze sobą cały bagaż tradycji, stereotypów, wyobrażeń. Gruza nie chciał decydować ostatecznie. Uszanował rangę wyobraźni każdego z nas.

Stworzył więc dramaturgiczną konstrukcję, pchnął w nią kłębowisko emocji i dodał do programu karteczkę z komentarzem. Ta ulotka ma być glejtem. Na jego awersie negatyw twarzy Chrystusa z "Całunu Turyńskiego": odbitka niewyraźna, niejednoznaczna, nie dająca żadnej pewności. Na rewersie słowa: "Materia przejmująca: brutalna i pełna czułości, ale i nienawiści, miłości i przebaczenia. Waga i proporcje nadzwyczaj delikatne. Stale zestawiane z tradycją, wyobrażeniem nawarstwianym od dzieciństwa. Malarstwo, książki filmy, coroczne Wielkanocne Pasje - ryciny sztampowe, odpustowe i dzieła wielkich artystów - to wszystko gdzieś tkwi, jest blisko, funkcjonuje w naszej wyobraźni - a teraz trzeba to zburzyć i zbudować na nowo - w formie rock-opery! Ostrej, mocnej brutalnej muzyki - współczesnego żargonu z szoł-biznesu. Otwarte próby... taki temat mógłby zająć całe życie () Gest Chrystusa gwałtowny, czy miękki, jakie spojrzenie Judasza, kiedy zdradza i jak przekazać słodkość i optymizm Hosanny?... Powoli znajdujemy odpowiedzi, ale chyba nigdy nie ostateczne."

Pierwsze dźwięki uwertury, otwarta szeroko scena jest pusta. Tylko raz po raz od jednej kulisy do przeciwległej przebiegają gorączkowo, histerycznie grupki młodych ludzi. Coś się dzieje! Coś wyjątkowego, coś co wróży sensację. Z tego podniecenia, zamieszania rodzi się pierwszy song Judasza. Już zaniepokojonego, zbyt inteligentnego, by nie przewidzieć dalszego ciągu fanatycznego zachwytu, jaki wzbudza swymi naukami Jezus.

- Zacząłeś wierzyć w to. co gada, tłocząc się, ten ciemny motłoch, co cię Bogiem zrobić chce! Za wiele. Jezu mój, dla tłumu znaczysz już i tłum dorobek piękny twój obróci w proch i kurz! (...) Słuchaj Jezu, to nie może tak być, ja chcę przetrwać, inni także chcą żyć.

ZBYT MĄDRY, ZBYT SŁABY

Tim Rice, pisząc libretto musicalu, miał 25 lat; był wykształconym młodym Anglikiem, słuchaczem kilku uczelni, w tym paryskiej Sorbony. Nie można mu zarzucić ignorancji. Z pełną świadomością przedstawił ostatnie dni Chrystusa w formie laickiej, acz budzącej ogromne emocje opowieści. Ale do zdrady Judasza, zaparcia się Piotra i śmierci Jezusa dodał dwudziestowieczne znaczenia. Był wtedy rok 1970, jeszcze nie przebrzmiały echa studenckich buntów w głównych stolicach świata, jeszcze nie do wszystkich dotarło buntownicze i prowokacyjne posłanie musicalu "Hair" i hipisowskiej idei "dzieci-kwiatów".

W dorosłe życie wchodziło pokolenie romantyków o pragmatycznych umysłach. Chyba najwrażliwsza od czasów II wojny światowej generacja, ale i najbardziej pokłócona z establishmentem, władzą, każdym autorytetem. Wierzyli w gwiazdę Jezusa, ale nie zawsze zgadzali się z proponowanymi sposobami wyznawania jego kultu.

To z tej postawy zrodził się umiarkowanie zbuntowany musical "Jesus Christ Superstar", którego głównym bohaterem okazał się Judasz. Młody intelektualista o niezależnym widzeniu świata, sceptyk i pragmatyk. Zbyt mądry, by poddać się fanatyzmowi i zbyt słaby, by nie ulec przeznaczeniu. Judasz precyzyjnie nazywa niebezpieczeństwo, grożące naukom Jezusa. Obawia się zwulgaryzowania jego idei, bezkrytycznego uwielbienia, które wszak tak łatwo zamienić w ślepą nienawiść...

Ci, którzy wiwatują na cześć Mistrza, wkrótce będą się domagać jego śmierci. Judasz jest ponad tłumem. Wie, że taka jest kolej rzeczy. Wie także, że tylko męka Chrystusa jest w stanie uratować sens jego misji. Gdy więc dochodzi do rozmowy z faryzeuszami oraz propozycji zdrady Jezusa za 30 srebrników, Judasz podejmuje wezwanie. Jego los został zdeterminowany planem Boga, pozostaje uzupełnić go o fakty.

BO TAKI BYŁ PLAN

Filozofia musicalu przepojona jest goryczą. Dlaczego Chrystus - jeśli w ogóle istniał - zdecydował się przybyć na Ziemię w tak zacofanych czasach, gdy nie było jeszcze środków masowego komunikowania? Dlaczego pozwolił się zabić? Dlaczego odszedł tak szybko? Takie pytania są naturalne w USA, gdzie historia zaczyna się w końcu XV wieku, ale w Europie wzbudzają żachnięcie lub zdziwienie. Toteż Gruza świadomie nie akcentuje tych kwestii, poprzestając na wizji roztrzęsionej duchowo młodzieży, łapczywie poszukującej sensu istnienia.

CI sami młodzi z entuzjazmem będą świętować i śpiewać "Hosannę" przybywającemu do Jerozolimy Jezusowi i wołać "ukrzyżuj go !" do niezdecydowanego Piłata. Judasz wypełni swą haniebną misję, a potem zaśpiewa przed własną śmiercią: "Chryste, czarną robotę zrobiłem, bom musiał, bo taki był plan. Dziś mnie obrzucą błotem i na wieki wdepczą mnie w błoto i szlam".

Na gdyńską scenę przybył Jezus, wiodąc za sobą Judasza. Judasz-zdrajca, który próbuje nas przekonać, iż wszystko zostało zaplanowane przez Boga i "ktoś" musiał to zrobić, aby wypełniło się przeznaczenie. Ten musical dowodzi, niczym antyczna tragedia, iż nie można się sprzeciwić własnemu losowi. Że człowiek nie ma wpływu na wyrok Nieba i trzeba, mu się podporządkować, choćby oznaczało to wieczne potępienie.

Musicalowy Judasz jest człowiekiem inteligentnym, wyedukowanym, wrażliwym. Posiada jednak zasadniczą wadę - mylnie rozumie pojęcie odpowiedzialności. Bojąc się fanatyzmu i zła, pozwala się fanatyzmowi wykorzystać. Miłość zbyt i pragmatyczna ulega nieokiełznanej sile i spontanicznej nienawiści. Judasz wciąż szuka wykrętu. Zdeterminowanie losu? Historii? Męki? Tak - wypełnienie planu warte jest 30 srebrników...

PIĘKNY CZARNOOKI MĘŻCZYZNA

Ile warte były płatki róży wrzucone do misy z wodą, w której Piłat umył ręce? "O bogowie, o, moi bogowie, trucizny, trucizny!" - wołał Bułhakow i uzupełniał wołanie o obraz: "A o północy ukazała się w piekle zjawa. Wyszedł na werandę piękny czarnooki mężczyzna ze spiczastą bródką, we fraku i ogarnął władczym spojrzeniem swojej włości".

Jezus i diabeł. W jednym czasie zjawili się na polskich scenach. Jakby uzgodnili te wizyty i dwóch reżyserów zainspirowali do tego samego tematu. W Teatrze Współczesnym w Warszawie króluje diabeł w postaci Wolanda i nieodłączny jego towarzysz, jeszcze jedna ofiara odpowiedzialności - Piłat.

"Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa to od dawna ulubiona powieść. Niezastąpione źródło inspiracji dla wrażliwej wyobraźni. W naszej świadomości na dobre zadomowili się już kocur Behemot, czarownica Helia, diabli egzekutor ceremonii - Asasello. Mistrz - twórca książki, której bohaterowie zawładnęli jego życiem, zdesperowana w miłości na śmierć i życie (dosłownie) Małgorzata oraz dwaj główni protagoniści: Diabeł (Woland) i Piłat.

Oto mamy powtórzenie związku Jezus-Judasz w negatywnie. Tam: Dobro i jego zdrada. Tu: Zło i... także jego zdrada. Piłat u Bułhakowa nie jest złym człowiekiem. To inteligent o subtelnej wrażliwości, który umywając ręce mógłby jak Judasz wznieść oczy ku górze i westchnąć obłudnie "Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba (czy to przypadek, że cytat ten pochodzi "polskiego" Fredry?". Ale bułhakowski Piłat znajduje się nieskończenie dalej od musicalowego Judasza w hierarchii ludzkich postaw.

On nie ma wątpliwości, że te decyzję musi podjąć sam. Niewolny od ludzkich słabości, podda się strachowi przed gniewem cezara. Nie znajdzie w sobie odwagi, by wbrew woli żydowskich kapłanów uwolnić Jezusa. Potem wyzna: "Tchórzostwo nie jest jedną z najstraszliwszych ułomności, ono jest ułomnością najstraszliwszą".

I tu właśnie odnajdujemy sygnał, świadczący o tym, że Piłat zdradził diabła. Nie tylko potępia bowiem swój czyn ale nadto umie go ocenić w kategoriach moralnych. Niektórzy interpretatorzy Bułhakowa, jak na przykład Tamas Ascher, węgierski reżyser, który zrealizował swą głośną wersję sceniczną w teatrze Kaposvar (mieliśmy okazję oglądać tę inscenizację ostatniej jesieni w Warszawie podczas IV Międzynarodowych Spotkań Teatralnych), posuwają się nawet do tego, iż twierdzą jakoby po egzekucji Piłat przejmował schedę myślową Jezusa z rąk Mateusza Lewity. Wybitny intelektualista i moralista, jakim jawi się w powieści Piłat, jest przecież wymarzonym człowiekiem, by stworzyć podwaliny filozoficzne pod chrześcijaństwo.

To by dopiero była zdrada diabła: wykonać jego rozkaz i stworzyć religię wymierzoną przeciw niemu! Maciej Englert we współczesnym nie posuwa się aż tak daleko. Poprzestaje na skromnym, ale owocnym trudzie wiernego przełożenia powieści na realia skromnie wyposażonego teatru.

BARDZOŚMY SIĘ PANU DALI WE ZNAKI?

"O bogowie, o bogowie moi! Jakże smutna jest wieczorna ziemia! () Wie o tym ten, kto jest zmęczony. I bez żalu porzuca wtedy mglistą ziemię, jej bagniska i jej rzeki, ze spokojem w sercu powierza się śmierci, wie bowiem, że tylko ona przyniesie mu spokój". Te słowa znalazły się w już ukończonej powieści. Ale wcześniej Bułhakow pisał w liście do Pawła Popowa: "Osobiście, własnymi rękami, wrzuciłem do pieca brulion powieści o diable..."

Był rok 1930. Powieść odradzała się jednak jak feniks, przybierając kolejne postacie i zmieniając tytuły: "Odlot Wolanda", "Książę ciemności", wreszcie "Mistrz i Małgorzata".

Bułhakow był, niczym literacki "Mistrz", opętany swym dziełem. Pisał je dla wyrażenia siebie, ale i przeciwko światu, w którym z największym trudem znajdował dla siebie miejsce. Gdy raz przylgnęła do niego opinia "nieprawomyślnego", trudno było przezwyciężyć strach i opór moskiewskiego środowiska literackiego i teatralnego. Tak, jak Mistrz z powieści, Bułhakow dogorywał w osamotnieniu, pisząc swe dzieło.

Aż któregoś dnia zadzwonił telefon. To był Stalin.

- Bardzośmy się panu dali we znaki? - zapytał. Potem doradził, żeby pisarz ponownie złożył podanie o przyjęcie do pracy w moskiewskim MChacie.

- Mam wrażenie, że się zgodzą - dodał żartobliwie.

Bułhakowa przyjęto do pracy. Dalej pisał powieść. Pisał aż do śmierci w 1940 roku. Powieść o Jerozolimie z czasów Jezusa i o współczesnej Moskwie. O odpowiedzialności i o wierności sobie. O strasznych skutkach konformizmu i o tym, że nawet diabeł czasem musi się podporządkować Bogu.

Tylko człowiek jest wolny. To nieprawda, że jego los został zdeterminowany. Żadnych złudzeń, Judaszu! Człowiek dysponuje nie tylko intelektem, ma jeszcze serce i sumienie. Dlatego właśnie tchórzostwo jest tak niebezpieczne, bo zabija sumienie.

Mistrz krzyknie w finale przedstawienia do Piłata: Jesteś wolny!, wyswobadzając go z przeklętego mitu, ale ocalając także swoją i naszą wiarę w potęgę człowieka. Mimo różnicy w położeniu Bułhakowa (biedny, pozbawiony pracy mieszkaniec Moskwy lat 30.) i Rice'a (młodzieniec-milioner, obywatel świata lat 70.) ich dzieła zdają się świadczyć o zjawisku odwrotnym. To właśnie Bułhakow pozostaje optymistą, daje człowiekowi władzę, w którą Rice - jakże efektownie - wątpi.

DIABŁU GŁOS ODEBRAŁO

Na polską scenę przybyli jednocześnie Jesus i diabeł. Za ich sprawą mamy trzy wydarzenia końcówki teatralnego sezonu. W Gdyni musical "Jesus Christ Superstar'". prze tłumaczony przez Wojciecha Młynarskiego i Piotra Szymanowskiego, przyniósł oprócz udanej wizji reżyserskiej Jerzego Gruzy interesujące role Jezusa (Marek Piekarczyk, solista zespołu TSA) i Judasza (Andrzej Pieczyński) oraz kolejny dowód na to, iż gdyński zespół jest w tej chwili jedynym teatrem polskim zdolnym w krótkim czasie, niejako a vista, przygotować profesjonalną premierę musicalu należącego do światowej klasyki.

"Mistrz i Małgorzata" zyskał jednocześnie, dwie nowe wersje sceniczne - dramatyczną w Teatrze Współczesnym, która szybko otrzymała etykietkę "wydarzenia teatralnego stolicy" oraz operową w Teatrze Wielkim.

Pierwsza z nich jest istotnie przedsięwzięciem bardzo udanym. Począwszy od logicznej i sprawnej adaptacji, przez spokojną, nieco akademicką, ale przez to wcale nienudną, wręcz jakoś szlachetną, reżyserię Macieja Englerta, aż po co najmniej dwie rewelacyjne kreacje aktorskie. Na czoło przedstawienia we Współczesnym wysuwa, się bez wątpienia Krzysztof Wakuliński, grający Wolanda. Może on jeden potrafił dać aktorski ekwiwalent złożoności, wielobarwności, rozwibrowania, mądrości połączonej z wdziękiem powieści Bułhakowa. Wakuliński wyrósł tą rolą na aktora, którego chciałoby się natychmiast zobaczyć w innej głównej roli.

U jego boku ciekawe prezentuje się przebojem wchodząca do naszego życia artystycznego (nie tylko teatr!) młodziutka Jolanta Piętek w roli Małgorzaty. Chwilami po prostu dziewczęco piękna, chwilami zaskakująco dojrzała i powściągliwa w korzystaniu ze środków aktorskich.

Wersja operowa "Mistrza i Małgorzaty" pochodzi Z Niemiec. Na zamówienie teatru w Weimarze skomponował ją Rainer Kunad, zaś libretto napisał Heinz Czechowski. Prapremiera odbyła się rok temu w Karlsruhe w reżyserii Jurija Lubimowa. W Warszawie reżyserią zajął się Marek Grzesiński, wykorzystując jak najlepiej umiał zapierającą dech swym bogactwem scenografię Andrzeja Majewskiego.

A jednak Rainer Kunad to nie Andrew Lloyd Webber (kompozytor musicalu "Jesus Christ Superstar") I, pomijając różnicę gatunków, operowemu fachmanowi nie udało się wyjść poza poprawność i dorównać fenomenalnemu Anglikowi. Webber przejdzie do historii dzięki pieśniom takim, jak "Superstar"., "Hosanna", "I Only Want To Say" czy "I Don't Know How To Love Him", zaś Kunad... miał szczęście, że jego opera rozegrana została pośród wizji plastycznych Malewskiego. Dzięki nim nie zostanie zapomniana.

Jezus i diabeł. Judasz i Piłat. Co przyniosła ich wizyta w polskich teatrach? Czy tylko refleksję o tym, że jednak los świata spoczywa w rękach człowieka? Na premierze "Mistrza Małgorzaty" w Warszawskim Teatrze Wielkim śpiewakowi grającemu diabła, odebrało głos. Przypadek? A może istotnie diabeł już głosu nie ma i należałoby rozważyć możliwość przekształcenia go w anioła? Spróbujmy, "mam wrażenie, że się zgodzą".

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji