Artykuły

Rock-opera pokolenia "dzieci-kwiatów"

Już za cztery tygodnie w "Spodku" kolejne wydarzenie muzyczne - przeniesiony z Teatru Muzycznego w Gdyni spektakl "Jesus Christ Superstar", w reżyserii Jerzego GRUZY, w którym występują m.in. nasi rockowi idole - Marek Piekarczyk i Małgorzata Ostrowska. Z tej okazji warto prześledzić krótko historię tej rock-opery, która stała się jednym z manifestów hippisowskiego pokolenia, przetworzeniem ewangelicznego motywu na język współczesnych pojęć i muzyki.

"Jesus Christ Superstar" to dzieło librecisty Tima Rice'a i kompozytora Andrew Lloyd Webbera, wyrosłe z nurtu "rocka biblijnego" jak niektórzy nazwali później kilka czołowych dzieł muzycznych, nawiązujących do tej tematyki. Nie było prekursorskie lecz zdobyło największą sławę. Już w słynnym musicalu "Hair" można było dopatrzeć się pewnych nowo testamentowych motywów, później w "Godspel" Stephena Schwarza, opartym na Ewangelii wg św. Mateusza, podobnie jak murzyńskie z ducha wyrazu widowisko "Your Arms Too Short To Box With God".

Dzieło Schwartza doczekało się 2600 przedstawień (!) na Off-Brodway, a później jeszcze 550 na "głównym" Brodwayu. Wydano również wersję płytową, która doczekała się nawet reedycji w naszym "Veritonie".

A jednak wszystkie te sukcesy przyćmił nasz bohater - dzieło spółki Rice - Webber, mimo że u jego podłoża leżało... poszukiwanie komercyjnego sukcesu! Tak bowiem w 67 roku ukazał się ich singielek z piosenką "Superstar", później tytułowym songiem, do którego, korzystając z powodzenia piosenki, dopisali całe oratorium. Wydane w 1969 roku przez "Dekkę" rozeszło się ono szybko w milionach egzemplarzy na całym świecie! To był strzał w dziesiątkę - poprzez umiejętne i nie tak skandalizujące jak np. w wypadku dziełka "Salvation" nawiązanie do znanych motywów: Lloyd i Webber zdołali pozyskać bardzo wówczas miarodajną widownię hippisowską, a przez obcięcie drastycznie awangardowych posunięć - dotrzeć także do zamożnego amerykańskiego establishmentu. Songi z tej płyty z powodzeniem włączyło do swego repertuaru wielu amerykańskich wokalistów i stały się one standardami nim jeszcze musical ujrzał światła scenicznej rampy...

Utalentowani twórcy przygotowali zatem jego wersję koncertową i przy pełnych salach objechali z nią całe Stany. Wówczas dopiero słynny Robert Stigwood postanowił przedstawić sceniczną wersję "Jezusa Chrystusa Supergwiazdy", powierzając reżyserię brodwayowskiego spektaklu Tomowi 0'Horganowi, inscenizatorowi "Hair". 12 października, a zatem ponad 15 lat temu songi te zabrzmiały po raz pierwszy na scenie Mark Hellinger Theater.

Choć nie był to ani rekord frekwencyjny (720 przedstawień) ani kasowy, to jednak z perspektywy czasu właśnie ta rock-opera stała się dziełem najbardziej ponadczasowym i najchętniej wznawianym, a Rice i Webber wyrośli na największe indywidualności teatru muzycznego ostatniego ćwierćwiecza. Ogólnoświatowa popularność songów "I Don't Know How To Love Him", "Coul We Start Again, Please", "Everything Allright" "Heaven On Your Minds", niezliczone inscenizacje na wszystkich kontynentach, a jednocześnie trudny sprawdzian dla wykonawców, dla niektórych z nich wręcz odskocznia do dalszej kariery solowej, to tylko niektóre atuty tej rock-opery.

Podstawowe jest jednak nieprzerwane od 15-lecia powodzenie tego spektaklu u publiczności. Składają się nań - nowoczesna, żywiołowa muzyka, która dotąd, dzięki zabiegom aranżacyjnym, nie straciła swego rockowego "pazura", perfekcyjna akcja sceniczna, wartko płynące, muzyczne dialogi, a przede wszystkim nośność i aktualność przesłania. Na szczęście minęły już bezpowrotnie czasy, gdy rock-operę tę oskarżano o bezbożność, o "szarganie świętości" lub tp. Libretto bowiem dziś nikogo już nie bulwersuje, kolokwialny młodzieżowy slang, nie ma w sobie nic obrazoburczego a głoszenie ewangelicznej miłości bliźniego przez gigantofony nie razi nawet starszego pokolenia.

Nic więc dziwnego, że polskiej prapremiery "Jesus Christ Superstar" oczekiwano z niecierpliwością i obawą, streszczoną w pytaniu: "czy stać nas artystycznie i produkcyjnie na wystawienie takiego giganta?!". Okazało się, że znakomicie poradził sobie z tym tytanicznym zadaniem Teatr Muzyczny w Gdyni, dzięki fachowej reżyserii Jerzego Gruzy, dzięki dobremu przekładowi Wojciecha Młynarskiego (choć ten ostatni ma akurat na sumieniu grubą krechę, jako inspirator "teatralnej wojny" na linii Wybrzeże - Warszawa o prawa do inscenizacji spektaklu), dzięki wykonawcom wreszcie. Nie tylko nazwiska Marka Piekarczyka i Gosi Ostrowskiej, czy udział TSA stały się magnesem dla młodzieżowej publiczności. Przewidywane 4 spektakle w "Spodku" pozwolą tej rock-operze nabrać "szerszego oddechu", dzięki przestrzeni i warunkom w katowickiej hali.

Przypominam sobie ten dzień, gdy przed laty słuchałem po raz pierwszy płytowej wersji "Jesus Christ Superstar". Wydawało mi się wówczas, że nigdy tego dzieła nie obejrzę na żywo. Tymczasem niemożliwe "stało się ciałem". Oby więcej takich sukcesów!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji