Artykuły

Zaskoczyliśmy nie tylko polonijną widownię

Przed tygodniem byli jeszcze za oceanem. Teraz gwarną nowojorską ulicę, neony Brodwayu i finał rock-opery "Jesus Christ Superstar" w wykonaniu artystów Teatru Muzycznego, przyjętej owacyjnie przez publiczność, oglądam na telewizyjnym ekranie. Kasety wideo, wycinki z amerykańskiej i kanadyjskiej prasy dopełniają refleksji, którymi dzieli się z nami dyrektor Jerzy Gruza:

- Jechaliśmy świadomi ryzyka. Od prapremiery "Jesus Christ Superstar" minęło kilkanaście lat. Kogo dziś w Ameryce może to widowisko zainteresować? Tymczasem spotkaliśmy się z ogromnym zainteresowaniem i wspaniałym odbiorem ze strony nie tylko polonijnej widowni. Tę, przywykłą do rzeczy kameralnych, do estradowych i rozrywkowych składanek, jakie od lat serwowano jej w sprowadzanych z kraju programach, zaskoczyliśmy i usatysfakcjonowaliśmy najbardziej. Ale i Amerykanie dawali wyraz uznania dla walorów widowiska, w którym, śpiew, taniec, aktorstwo łączą się w integralną całość. Zapamiętamy na pewno spektakle w Toronto i spotkania z tamtejszą wrażliwą, inteligentną, czułą na wszelkie inscenizacyjne niuanse publicznością, wieczory w Detroit, no i oczywiście Brodway. Sam fakt, że mogliśmy tam wystąpić - to sukces.

Dla mnie jednak najważniejsze jest to, iż młody zespół odbył tę podróż, zobaczył "kawałek" świata, że podczas pracowitego tournee zdał trudny egzamin. Organizator naszych występów, agencja "Elita" prowadzona przez Rudolpha Orkisza i Eugene Starky stworzyła nam wspaniałe warunki, zadbała też o reklamę. Ta firma odchodzi od schematu łatwej rozrywki, sprowadzając na amerykański rynek to, co w polskim teatrze i sztuce wartościowe, nowoczesne, ambitne. W tym sensie i nasz pobyt stał się czymś w rodzaju "przetarcia szlaku", pokazania nowych możliwości, "odkryciem" dla tamtejszej publiczności.

Dziś zapewne taki skok na Broadway zaplanowalibyśmy trochę inaczej, dając np. po kilka przedstawień w jednym miejscu. Brakowało nam doświadczenia, a przejazdy i premiery w każdym z odwiedzanych miast okazały się mordercze. W jednym przypadku - w Montrealu - mieliśmy na dodatek pecha i gigantyczna awaria pogrążyła w ciemnościach cały Quebec i niestety nasze przedstawienie nie doszło do skutku...

Wszystko wskazuje na to, że to pierwsze zamorskie tournee - to początek. Szykują się już następne artystyczne wojaże. Być może raz jeszcze odwiedzimy USA. Na pewno natomiast Izrael (w tym roku) i Argentynę. Zawieziemy tam "Skrzypka na dachu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji