Artykuły

Szlagier za szlagierem obiecuje Jerzy Gruza

DYREKTOR Jerzy Gruza nie spoczął na laurach. Po sukcesach "Skrzypka na dachu" przygotowuje w gdyńskim Teatrze Muzycznym inny światowy szlagier "Jesus Christ Superstar" z librettem Tima Rice'a i muzyką Andrew Lloyd Webbera w przekładzie Wojciecha Młynarskiego i Piotra Szymanowskiego. "Express" obserwował próby w Gdyni gdzie w najbliższą sobotę, 6 bm. premiera tej rock-opery.

W spektaklu występuje cały 200-osobowy zespół, orkiestra, oraz gościnnie zespół muzyczny TSA, Marek Piekarczyk i Małgorzata Ostrowska. Główne partie w spektaklu próbują: Chrystusa - Marek Piekarczyk, Maciej Dunal, Krzysztof Okoń. Marii Magdaleny - Małgorzata Ostrowska, Katarzyna Chałasińska, Irena Pająkówna. Judasza - Jerzy Jeszke, Andrzej Pieczyński, Andrzej Sledź. Kogo wybierze reżyser Jerzy Gruza z tej obsady do zaśpiewania głównych partii przekonamy się na premierze.

- Dlaczego reżyser - powiedział nam Jerzy Gruza - nie ma prawa do szkicu, tak jak malarz do powolnego zbliżania się do tematu, a nie dawania od razu gotowego dzieła. Jest zresztą zbyt wiele pytań i wątpliwości. Historia, którą chcemy opowiedzieć zbyt wielka i poważna, aby ją z góry zaplanować. Wykracza to poza zwykłą produkcję teatralną. Brak nam odwagi, by ten spektakl zapiąć na przysłowiowy ostatni "teatralny guzik", zdecydować, że to ma być tylko tak zagrane przez tych aktorów i w takiej formie, a może całkiem inaczej?

- Czy pański zespół jest przygotowany do takiego trudnego spektaklu?

- Jak najbardziej. Mamy młody zespół, jakby stworzony do zagrania tej rock-opery. Grają bez udawania, charakteryzacji. To jest ich muzyka. Łatwiej ją wykonują niż np. "Księżniczkę czardasza".

- A jak będzie z odbiorem tej rock-opery?

- Niektóre sceny mogą szokować. Materia spektaklu jest przejmująca: brutalna i pełna czułości, ale i nienawiści, miłości i przebaczenia. Proporcje nader delikatne. Mamy na ten temat bogatą literaturę, ikonografię, wreszcie tradycję funkcjonującą w naszej wyobraźni. Teraz trzeba to zburzyć i zbudować na nowo w formie rock-opery. Ostrej, brutalnej muzyki, współczesnego żargonu z szołbiznesu.

Dylematów jest wiele. Stąd otwarte próby. Strach przed wyborem. Czy kolor sukni Marii Magdaleny ma być czerwony czy niebieski, sweter biały czy czarny, buty żołnierzy w getrach czy sznurowane, krzyż prawdziwy czy z papieru mache. Gest Chrystusa gwałtowny czy miękki, jakie spojrzenie Judasza, kiedy zdradza, jak przekazać słodkość i optymizm Hosanny? Powoli znajdujemy odpowiedzi, ale chyba nigdy nie ostateczne.

- Jak Pan próbuje wybrnąć z tych pułapek?

- Już samo opowiedzenie tej historii ma swoją niepowtarzalną dramaturgię. Reżyser nie musi nic kombinować i uatrakcyjniać. Historię Chrystusa chcę pokazać w 22 scenach, których tytuły pochodzą od nazw songów. Takie napisy pojawią się w tle sceny.

- Po "Skrzypku na dachu" teraz znowu światowy hit. Czy to kierunek teatru w Gdyni?

- O wystawieniu "Jesus Christ Superstar" myślałem od dawna. Znałem świetny przekład Wojciecha Młynarskiego. Ale kwestie finansowe były początkowo barierą nie do pokonania. Planujemy inne światowe szlagiery musicalowe: "Gigi", "Les Miserables", "Ja i moja dziewczyna". To obecnie tytuły na światowych scenach. Wierzę, że mój zespół jest przygotowany do zagrania tych inscenizacji.

Ostatnio przez półtora miesiąca oglądałem w Stanach Zjednoczonych musicalowe spektakle. Nie muszę się wstydzić gdyńskiego zespołu. Są natomiast bariery techniczne, za oceanem rozwiązane idealnie. Myślę o fantastycznym oświetleniu, akustyce, elektronicznych przenośnikach dźwięku. Bez tych elementów nie ma dobrego musicalu.

- Dziękujemy za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji