Artykuły

Banany Krappa

Na scenie na żywo widziałem Łomnickiego tylko raz. Wystąpił gościnnie w 1985 roku na deskach Starego Teatru w Krakowie w monodramie jednoaktówki Samuela Becketta "Ostatnia taśma Krappa" - wspomina Marek Stretnecki w Temi.

Informacja gazetowa, że w warszawskim kinie Iluzjon odbędzie się pokaz kilku filmów z udziałem Tadeusza Łomnickiego, przypomniała o rocznicy śmierci tego wielkiego Aktora. Zmarł na scenie w Poznaniu 22 lutego 1992 roku, podczas próby spektaklu "Król Lear". Ostatnie słowa, jakie podobno wypowiedział, brzmiały: "jakieś życie świta przede mną." Pochodzą oczywiście ze sztuki Szekspira.

Artysta był niezwykle pochłonięty pracą przy tym przedstawieniu. W chwili wielkiego zaangażowania do człowieka doczepiają się "nie nasze" słowa, wypowiada się je też poza sceną, śni się je. Tak, że stają się wreszcie "naszymi" słowami. Nawet w chwili śmierci, jak widać. Każdy aktor chciałby tak umrzeć.

Na scenie na żywo widziałem Łomnickiego tylko raz. Wystąpił gościnnie w 1985 roku na deskach Starego Teatru w Krakowie w monodramie jednoaktówki Samuela Becketta "Ostatnia taśma Krappa". Bohater - stary Krapp - dialoguje ze sobą samym sprzed lat, włączył magnetofon szpulowy i odsłuchuje swe dawne nagrania: zwierzenia i refleksje. Ustosunkowuje się do własnych wyobrażeń o świecie, utrwalonych na taśmie magnetofonowej - kolejne zapisy w kolejne urodziny. Ten swoisty pamiętnik zarejestrował chwile wzniosłe i ulotne, które z perspektywy odsłuchującego czasem śmieszą, drażnią, a nawet irytują. Krapp obsesyjnie do nich powraca. Tyle treść w zarysie. Jest prosta. To, co zrobił z nią natomiast Tadeusz Łomnicki, wymagałoby opisu pióra nie byle felietonisty. Na szczęście mogę wykręcić się od tego obowiązku i odesłać do zapisu spektaklu. Monodram Łomnickiego w reżyserii Antoniego Libery przygotowała w 1989 roku Telewizja Polska, pokazywała jakiś czas temu TVP Kultura. Mają więc państwo szansę posmakować kunsztu aktorstwa Łomnickiego.

Ograniczę się więc tutaj do reakcji widowni w tamten wieczór sprzed 27 lat i w krakowskim teatrze, dotyczącej tylko jednej sceny. Rzecz jest absolutnie pozaartystyczna. Krapp gotujący się do urodzinowego odsłuchiwania długo się przygotowuje. Najpierw skupia się, natęża, jakby przygotowywał się do walki. Wreszcie wstaje zza biurka, a po chwili z szuflady wyciąga banana. Zjada go w zupełnie ekwilibrystyczny sposób. Po chwili je drugiego. W połowie go porzuca i ciska gdzieś za kulisy. Niby co w tym dziwnego i osobliwego? Na scenie się czasem je naprawdę. Dalej nie wiecie, o co chodzi? W Starym Teatrze zapanowało w tym momencie wrzenie, którego nie przewidział - jak sądzę - reżyser Libera. Przypomnę jest rok 1985, a więc w Polsce bananów nie ma, podobnie jak innych cytrusów. A bardzo je lubimy i potrafimy za nimi stać w wielogodzinnych kolejkach, jak czasami rzucą. Autor sztuki, pisząc dramat, nie brał, zdaje się, pod uwagę inscenizacji swego dramatu poza krajami cywilizowanymi.

Pal licho banany, obeszliśmy się smakiem. Na szczęście pozostał Krapp - Łomnicki. Tak wspaniały, porywający i tak tragiczny, że i brak bananów wybaczał człowiek ludowej władzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji