Udane tournee
31 razy szwajcarscy widzowie mogli obejrzeć od połowy marca do połowy kwietnia rock-operę "Jesus Christ Superstar" przygotowaną przez Teatr Muzyczny w Gdyni, w reżyserii Macieja Korwina. Prezentowano ją w Musical-Theater Basel, w którym widownia liczy 1500 miejsc.
- To sukces - mówi Maciej Korwin, dyrektor teatru. - Rozpoczynaliśmy jako petenci artystyczni, dzisiaj jesteśmy zespołem znanym. Mamy wiernych fanów, którzy przyjeżdżają specjalnie na nasze spektakle.
Teatr Muzyczny w Gdyni zagraniczne wojaże rozpoczął od prezentowania "Scrooge'a" w krajach Beneluksu w grudniu w 1997 roku. Wtedy zagrano 23 przedstawienia, potem były "Wichrowe wzgórza" w Holandii, "Szachy" w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, "Klatka szaleńców" - również w tych krajach i ponownie "Szachy" - spektakl, który cieszy się za granicą wielkim powodzeniem.
- W sumie obejrzało nas poza krajem 260 tysięcy widzów - mówi dyrektor Korwin. - Czy to się przekłada na naszą sławę tutaj? Niestety nie. Nadal w Gdyni możemy zagrać tylko kilka przedstawień w miesiącu, bo na tyle mamy widowni. I tak w kwietniu zagramy 12 razy, razem z "Małpą być" Teatru Junior, a w maju - mniej niż dziesięć razy. Nasz widz biednieje, nasz teatr jest za drogi, a nie może być tańszy, bo spektakle wymagają wielkiej obsady. Dotacje z Urzędu Marszałkowskiego są znacznie mniejsze niż w innych teatrach muzycznych w Polsce.
Teatr Muzyczny w Gdyni ma dotację w wysokości około 4 mln zł rocznie, gdy - dla porównania - operetka na południu Polski otrzymuje około 7 mln.
Aktorzy, którzy grają w spektaklach za granicą - są zachwyceni. Mówią o tym jednym głosem: Izabela Bujnowicz, Jerzy Michalski, Andrzej Śledź, Bernard Szyc, Wojciech Socha - grający w "Jesus Christ Superstar": - Nie musimy mieć kompleksów. Możemy stawać w szranki z artystami z Europy, wygrywamy z nimi castingi, np. w Berlinie - mówią. Artystami z Gdyni, absolwentami ze Studia im. Danuty Baduszkowej w Gdyni obsadzone są nieomal wszystkie sceny w kraju - poczynając od Teatru "Roma" w Warszawie. To również sukces.
