Artykuły

"...każdy pół Polaka, a pół aktora"...

Przed dziesięciu laty we wrocławskim przedstawieniu "Fantazego" w reżyserii Krystyny Skuszanki wydarzenia rozgrywały się w artystycznej wyobraźni Fantazego i Idalii. Bohater tytułowy powoływał do życia dom Respektów, zaś egzaltowana hrabina, wprowadzała motyw sybirski. Konflikt obojga artystów, niewolników własnej imaginacji uwikłanych w konwencje romantycznej epoki, miał obnażyć fałsz ich pojmowania świata. Tak to komentowała wówczas Marta Fik.

W obecnej, drugiej realizacji tego dramatu Skuszanka powtórzyła pomysł umieszczenia przed kurtyną, po przeciwnych stronach proscenium, dwóch foteli, w których i na początku, i na końcu zasiadają samotni Fantazy i Idalia. W reżyserskich notatkach da programu sformułowała też tezę o sztuczności oraz "teatralności" postaw i zachowań bohaterów dramatu, co ma być autokompromitacją pokolenia Kordianów w latach czterdziestych ubiegłego wieku.

Tych założeń nie wspomaga wcale wyjątkowo nieciekawa plastycznie zabudowa sceny autorstwa Jacka Uklei. Scenograf nie potrafił poradzić sobie z bogactwem materiału i stworzył jakiś podręczny magazyn różnorodnych możliwości, dziwną rupieciarnię pomysłów i form, w których poza ilustracją konkretnych szczegółów trudno dostrzec jakąś całościową ideę. Zupełnie zawiodło przeniesienie w sferę plastyczną zasad tak częstej u Słowackiego aluzji literackiej, która w dzisiejszym teatrze musi być spisana na straty z racji zbyt małej erudycji większości widzów. A ponadto wobec kopii "Apolla i Dafne" w otoczeniu "greckich" ruin, w tym kolumn zwieńczonych wiechciami trawy, brzozowego płotka i wierzby płaczącej, przy "marmurowej" posadzce spiętrzającej się w jednym miejscu w stos kamieni, słomianej strzesze umieszczonej na horyzoncie i wielu, wielu elementach stłoczonych na scenie - zupełnemu zagubieniu ulega idea skompromitowania owych "Hamadryjad, Laokontów, Psylli" z przedpokoju Respektów. Nie mówiąc już o tym, że barokowa rzeźba przywołuje raczej późniejszą od niej o lat kilkanaście sielankę "Dafnis" Samuela ze Skrzypny Twardowskiego.

W tej rzeczywiście sztucznej scenerii rozgrywa się akcja "Fantazego". Realizm dramatu został zakwestionowany w wyniku uczynienia rzeczywistości przedstawionej wspólnym dziełem imaginacji Fantazego i Idalii. Ślady ujęć "rodzajowych" pozostały w sekwencjach nielicznych: oto pojawia się duet żydowskich muzyków, skojarzony raz - chyba przez sceniczny przypadek? - w tercet razem z chłopskim grajkiem, obecne są też akcenty rosyjskie (samowar, bukwy na jednym ze skalnych ułomków), niekiedy może jak na Podole zbyt azjatyckie (nakrycie głowy hr. Respekta). Z racji gry bez kontaktu między partnerami teatralność zachowań nie ma nic wspólnego z konwenansem czy też obyczajem epoki (czyż hrabia mógł mówić do hrabiny stając do niej tyłem?)

Aktorsko spektakl jest bardzo równy. Wyróżniają się odtwórcy ról uprzywilejowanych: Anna Lutosławska jako Idalia i Wojciech Ziętarski jako Fantazy. Lutosławska odtwarzała tę rolę także w wersji wrocławskiej; obecnie wbrew pokusom afektacji, która upraszcza zadanie, ale i zubaża rolę, jest może najbardziej naturalną osobą na scenie, po której przesuwa się zawsze w sposób uderzająco płynny i dystyngowany. Choć liryczna jednolitość tonacji może wydać się zbyt monotonna. Ziętarski, również wyjątkowo skupiony i powściągliwy, bardziej akcentuje "teatralność" swoich zachowań i wyraźniej skłania się ku deklamacji. Jego "faustyzm" byłby może niezauważalny, gdyby nie reżyserski komentarz. W jeszcze większym stopniu dotyczy to "diabelskości" antyromantycznie nastawionego Rzecznickiego. Józef Harasiewicz pokazuje wprawdzie "szatański" uśmieszek, ale gra rzeczywistego lokaja.

Pozostałe postacie wypadły raczej blado jak na prezentacje zachowań, których sensy narzucane być mają przez kontekst literacki lub patriotyczny czy też obywatelski stereotyp. Jednostronnie komediowo zaprezentowali się Kamil Podgórski (Hrabia Respekt) i Halina Zaczek (Hrabina Respektowa). Zawiodła także Marzena Trybała w roli Dianny, którą usunęła w cień błaha Stella Urszuli Popiel, Marian Cebulski jako Major i Jerzy Grałek odtwarzający postać Jana wnoszą wprawdzie akcenty dramatyczne, ale są nie mniej "teatralni" jak Respektowie. Nie można dostrzec w nich "zwiastunów przyszłości"... Choć jest to być może świadome ustępstwo w spektaklu, który z założenia, nie podejmuje dyskusji o "dwóch romantyzmach", ale ma być podzwonnym, dla całej epoki. I dlatego nie jest wcale komedią, choć zbyt łatwo rezygnuje z ironii, która w odmianie romantycznej współtworzyła tragiczną wizję świata.

W pozbawionej ironicznej dosłowności intrydze konflikty są jakby nierzeczywiste, nawet moralne zagrożenie narodu ze strony "dukatowych wojsk" wydaje się czymś bardzo odległym wobec niespodziewanie wkraczającego w finale oddziału carskich żołnierzy. Realizm historyczny triumfuje na koniec w scenie, która pozornie jest realizmu zaprzeczeniem. Zazwyczaj ze śmiercią Majora następowało sentymentalne, szczęśliwe połączenie Jana i Marii, Fantazego i Idalii oraz ocalenie Respektów od finansowej ruiny. Najciekawszy pomysł sprowadzeniu Skuszanki polega na sprowadzeniu owej "teatralności" do konkretu sytuacji politycznej. Żołnierze najprawdopodobniej zaaresztują Jana przybyłego nielegalnie do kraju, a może i Rzecznickiego, który postrzelił Majora, oraz Respekta, w którego majątku wszystko się wydarzyło... Śmierć Majora nie zdoła więc przerobić zjadaczy chleba w aniołów, Idalia i Fantazy wracają na proscenium. Są obcy sobie i obojętni, w zadumie. To piękna scena, która przekazuje jakby syntezę dzieła Słowackiego: przeżycie losu Wielkiej Emigracji. Szkoda, że do rangi finału nie udało się podnieść całego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji