Artykuły

Patrz Kościuszko na nas z nieba...

Zawsze z zadowoleniem wybieram się na premiery do Teatru Powszechnego, mając w pamięci takie spektakle jak "Baal" Brechta ze Zbigniewem Zapaslewiczem, "Panna Julia" Strindberga z Krystyną Jandą czy ostatnio "Psie serce" Bułhakowa z Władysławem Kowalskim i Mariuszem Benoit.

Najnowsza premiera w tym teatrze zapowiadała się wyjątkowo. "Lekcja polskiego" Anny Bojarskiej - rzecz o Kościuszce, reżyserowana przez Andrzeja Wajdę, z fenomenalną obsadą aktorską - sam Tadeusz Łomnicki, niezwykle utalentowana Joanna Szczepkowska i jakże lubiany Gustaw Lutkiewicz.

Spektakl poprzedziła taka fama, że na prapremierze był absolutny komplet, i to kwiat widowni nie tylko stołecznej. Sztukę zapowiadały interesująco - jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia - całkowicie na scenie (bez kurtyny) odsłonięte dekoracje autorstwa Krystyny Zachwatowicz. Toteż gdy padły pierwsze zdania "lekcji" udzielanej przez Kościuszkę - Łomnickiego pannie Emilii Zeltner - Szczepkowskiej, widownia zamarła w skupieniu.

Aktor tej klasy co T. Łomnicki potrafi zagrać nawet spis abonentów z książki telefonicznej w taki sposób, że widzowie chętnie by to zobaczyli. Ale w tym przedstawieniu nawet Łomnicki jakby zaczął po pewnym czasie wyczerpywać swoje przebogate środki wyrazu, gdy raz po raz przychodziło mu "eksponować" kolejną dydaktyczno-patriotyczną "myśl", którymi sztuka jest nafaszerowana. (Za to pozbawiona niestety dramatyzmu, dzięki któremu czas sceniczny - i nie tylko - nie wlókłby się tak niemrawo).

W nie najlepszej sytuacji znalazła się i J. Szczepkowska. Początkowo nawet bawiła publiczność swym przebraniem na naiwne niby, a wcale bystre - zwłaszcza w sprawach sercowych - dziewczątko. Nastolatka w śmiesznych okularkach, z kokardkami we włosach. Ale gdy przyszło porzucić to komiczne przebranie i stawić czoła drętwemu tekstowi i ona zaczęła tonąć w "papierowym szeleście".

O cóż bo w tej sztuce nie-sztuce chodzi?

O pokazanie ostatnich lat, niespełna trzech, życia Kościuszki, które spędził on w szwajcarskiej Solurze - zapomniany, osamotniony, zajmując się to komponowaniem lekkich melodii, to "wyszywaniem złotych orłów" na makatce. Przy okazji pomaga w nauce polskiego córce gospodarzy, u których wynajmuje mieszkanie.

Między rezolutną panienką a starym schorowanym, sławnym niegdyś człowiekiem nawiązuje się sympatia i przyjaźń, usprawiedliwiająca nawet bardzo osobiste pytania. Te z kolei prowokują u Kościuszki wspomnienia z przeszłości, bogate zarówno w chwile uniesień, jak i w gorzkie refleksje o zdradzie, przegranej, represjach i zanikłych nadziejach.

Aktorzy grają kontrastowo. Dojrzały, spokojny, opanowany Łomnicki, bardzo dyskretnie zmieniający nastrój. I ostry, prawie piskliwy - sposób wypowiedzi udającej dziecko dziewczyny - Szczepkowska.

Ta koncepcja rychło się jednak załamuje, zwłaszcza gdy dziecko przepoczwarza się w dorosłą kobietę, pozbawioną w sztuce jakiejkolwiek możliwości zindywidualizowania postaci.

Sytuację próbuje ratować Gustaw Lutkiewicz w roli generała Paszkowskiego, ale tekst także nie stwarza mu pola do działania.

Reżyser w tym spektaklu jest jakby nieobecny. Odczuwa się jego dobrą rękę tylko dwa razy. Pierwszy raz, gdy Kościuszko przypomina sobie składaną niegdyś przysięgę i gdy z głębi sceny wtedy rozświetla się jakby drugi plan dekoracji ze stylizowanym obrazem Panoramy Racławickiej. I po raz drugi w scence, gdy zjawiają się "panowie szlachta", by z patosem uczcić miejsce zgonu bohatera.

Spektakl jest w istocie raczej piłowatą "lekcją" niż sztuką do oglądania w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji