Pociąg do teatru
Mike Urbaniak w "kolejowym" felietonie dla e-teatru.
- A nie możesz wcześniejszym?
- Nie mogę. Prowadzę dziś w południe jakąś debatę, więc wyrobię się dopiero na ten o piętnastej. Problem tylko jest taki, że ten pociąg jedzie trzy godziny i czterdzieści pięć minut. Dam radę?
- Dasz, dasz. Derkaczew, ryzykantka, jeździ nim często i wyrabia. Wpada do teatru na minutę przed dziewiętnastą. Tylko zrób tak: jak dojedziesz do Bydgoszczy Wschodniej to zadzwoń po taksówkę i zamów ją na Bydgoszcz Leśną.
- Że co? To mam nie jechać na Główną?
- Nie, nie, bo zanim tam pociąg dojedzie, to ty już z Leśnej dotrzesz do teatru. Powiedziałem naszej pani przy wejściu, że jak wbiegnie w ostatniej chwili rozhisteryzowany osobnik, żeby wpuściła od razu na widownię.
Bilet w obie strony kosztował sto dwanaście złotych. Opóźnienie wyniosło tylko/aż! siedem minut. W toalecie nie było wody, a w przedziałach był ukrop. "Komornicka. Biografia pozorna", reżyseria Bartek Frąckowiak. Teatr Polski w Bydgoszczy. Świetny spektakl.
- To o której jedziemy?
- Jakoś tak po południu, nie?
- Oszalałeś?! Czy ty wiesz, jak długo jedzie pociąg do Wrocławia? Siedem i pół godziny! Sie-dem-i-pół-go-dzi-ny!
- Jezusmaria, to o której musimy wyjechać z Centralnego?
- Rano. Mamy pociąg o dziewiątej trzydzieści i będziemy na miejscu po siedemntastej.
- Masakra. Cały dzień w pociągu. Z Warszawy do Wrocławia jedzie się tylko trochę krócej, niż leci samolot z Warszawy do Nowego Jorku.
- Przynajmniej zdążymy zjeść obiad przed spektaklem. Pytanie czy się wyrobimy na pociąg powrotny. Całość trwa chyba ze trzy i pół godziny, a powrotny mamy dwudziesta druga czterdzieści osiem czy jakoś tak. Potrzebujemy z dziesięć minut, żeby dobiec z teatru na dworzec.
Bilet w obie strony kosztował sto dwadzieścia sześć złotych. Na dworzec biegliśmy dwanaście minut. Wskoczyliśmy do pociągu w ostatniej chwili. W Warszawie byliśmy wpół do siódmej rano. "Tęczowa Trybuna 2012", reżyseria Monika Strzępka. Teatr Polski we Wrocławiu. Świetny spektakl.
- Ja nie wiem, jak my tam dojedziemy. Chyba na osiołku.
- Już nie przesadzaj. Do Białegostoku mamy dobre połączenie, a potem złapiemy busa. Jak wsiądziemy w ten pociąg o trzeciej, to będzimy na osiemnastą.
- I jeszcze bus.
- Tak, ale to jakieś pół godziny, więc będziemy przed dziewiętnastą. Akurat na spektakl.
- A jak się spóźnimy i bus nam odjedzie albo nie będzie miejsca?
- Można chyba jeszcze próbować pekaesem.
- To ja zrobię nam dużo kanapek, bo nie przewiduję ani warsu, ani karczmy, ani przerwy na posiłek.
- Świetny pomysł. Może weź też namiot!
Bilet w obie strony kosztował sto sześć złotych. Pociąg przez prawie dwadzieścia minut stał na stacji w Małkini, co doprowadziło nas prawie do zawału. Pięć minut nadrobił. Do celu dojechaliśmy z piętnastominutowym opóźnieniem. Bus załapaliśmy szybko. Potem jeszcze biegiem przez park, skręt koło kościoła i byliśmy na miejscu. "Traktat o manekinach", reżyseria Piotr Tomaszuk. Teatr Wierszalin w Supraślu. Świetny spektakl.
- Jedziemy do Wałbrzycha na "Aleksandrę" Libera?
- Oszalałeś?! Są jakieś granice miłości do teatru.
Cena biletu w obie strony to sto pięćdziesiąt cztery złote. Czas przejazdu dziesięć godzin i trzydzieści osiem minut.