Artykuły

Fredro śmieszniejszy od Benny Hilla

Niemal każda scena "Zemsty" w Teatrze Polskim wywołuje aplauz publiczności. A przecież wydawałoby się, że komedię Fredry mamy w pamięci jak pacierz.

Andrzej Łapicki to mistrz Fredrowskiego stylu. W swej najnowszej inscenizacji nie dokonał żadnych cudów interpretacyjnych. Nie "dośmieszył" "Zemsty" gagami rodem ze skeczów Benny Hilla. Łapicki wyreżyserował najbardziej klasyczne z dzieł Fredry, jak świetny dyrygent, który z partytury utworu muzycznego potrafi wydobyć każdą nutę. Inna rzecz, że do wykonania dzieła zaangażował znakomitych instrumentalistów.

Zaskakujące mogło się wydawać obsadzenie ról Cześnika i Rejenta. Daniel Olbrychski i Ignacy Gogolewski są aktorami o tak różnych osobowościach i doświadczeniach. Ale okazało się, że "w tym szaleństwie jest metoda".

Olbrychski, który wszystkim kojarzy się z rolami polskich szlachciców, dostał szansę wcielenia się w Cześnika Raptusiewicza. Odmalował tę postać zamaszystym gestem. Gdy Cześnik Olbrychskiego wymachiwał swoją ulubioną szablą, można było odnieść wrażenie, że to Andrzej Kmicic, któremu na starość powróciły młodzieńcze grzechy: zapalczywość, skłonność do bitki, źle pojęty honor. Ale też aktor wniósł niemałą dozę komizmu do portretu Cześnika, np. w scenie, gdy Papkinowi opowiada o swoich zalotach do Podstoliny.

Rejent Ignacego Gogolewskiego to w samej rzeczy milczek, wolno cedzący słowa, ale kryjący w sobie złość nie mniejszą od tej, która rozpiera sąsiada. Świetnie to pokazał w monologu, w którym Rejent roztacza wizję zemsty na Cześniku i zrzuca mimowolnie maskę człowieka nieustannie hamującego emocje.

Nieodparcie komiczny niemal w każdej minie i geście jest Papkin Damiana Damięckiego - postać tyleż pocieszna, co żałosna. Temperament w żadnej sytuacji nie opuszcza Podstoliny Grażyny Barszczewskiej, zgodnie z deklaracją: "Bo ja rzadko kiedy myślę, Alem za to chyża w dziele".

Role kochanków Wacława i Klary są pewnie najmniej wdzięczne w "Zemście", ale Piotr Bąk i Izabela Bukowska nie czynią z młodych bohaterów postaci papierowych.

Oczywiście swoje pięć minut ma na scenie Dyndalski. W siwej peruce, wolno drobiący krokami - jeszcze jeden śmieszny staruszek w galerii Wiesława Michnikowskiego.

"Zemsta" w Teatrze Polskim wywołuje tak żywe reakcje również dlatego, że jeszcze raz możemy sobie uświadomić, jak bardzo polska jest komedia hrabiego Fredry. Jej bohaterowie mówią językiem, który, niestety, nie jest już nasz, ale ich charaktery wciąż wydają się swojskie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji