Artykuły

Szaleństwo na cztery czwarte

"Tango, tango" w Teatrze im. Jaracza to spektakularny sukces Janiny Niesobskiej.

Rytm tanga łamie uczucia, ale nie łamie charakterów. Dwie walczące strony - o dominację albo o uległość - porozumiewają się lub, po pojedynku, rozchodzą. Z satysfakcją lub z goryczą porażki. I tak w życiu zdarza się co dzień. Ktoś kogoś zaczepia, z kimś żyje, rozstaje się, kocha, gardzi, rozpacza. Tango nie zakreśla granic. No, może niezupełnie. Trwa tyle, ile muzyka. Od narodzin do śmierci.

Być może filozoficzne wynurzenia na temat tanga mogą wydać się pretensjonalne, ale to gatunek stworzony przez prostych ludzi, którzy nie zawsze umieli opanować własny temperament. Tango argentyńskie śpiewa o miłości upadłych kobiet, morderstwach, ba, nawet o rynsztokach. Tango, w sto lat od swych narodzin, powracające z niewyobrażalną siłą, w Europie jest bardziej cywilizowane. Ale wciąż porywcze, szalone. I wspaniałe, czego dowiodła premiera przygotowana w Teatrze im. Jaracza - "Tango, tango".

Niespodziewana decyzja, by czołowa polska scena sięgała po repertuar muzyczny, okazuje się pozornie zaskakująca. "Jaracz" przypomniał sobie o czasach, gdy funkcjonowała scena 7.15, gdzie aktorzy po "Hamletach" i "Nocach listopadowych" przeobrażali się w kabareciarzy albo "inne" napoleońskie praczki. Publiczność uwielbiała ten repertuar. I nic dziwnego, bo "szedł" on w najlepszym z możliwych wykonaniu. I nie inaczej stało się z "Tangami".

Czytelny i precyzyjny jak rytm tanga scenariusz spektaklu napisała Janina Niesobska, która wykonała jeszcze jedną tytaniczną pracę: ułożyła dwadzieścia cztery choreografie (tyle jest tang) i całość wyreżyserowała. Przedstawienie jest spójne, zwarte, choć cały czas odmierza je precyzyjny rytm 4/4. Nawet na moment nie staje się nużące, przykuwa uwagę każdym dźwiękiem, każdym gestem. I choć treść utworów czasem popada w banał, spektakl banalny nie jest. "Tango, tango" to niewątpliwy i spektakularny sukces reżyserki i choreografki.

Widowiskowość i atrakcyjność przedstawienia są zasługą nie tylko Niesobskiej, ale także całego zespołu aktorskiego. Trudno chyba jest docenić ogrom pracy, jaką młodzi artyści włożyli w realizację "Tang". Choreografia, chwilami wręcz baletowa (i dość odważna obyczajowo), jest bardzo trudna, bo Niesobska nie szczędziła skomplikowanych elementów aktorom. Ale to im spektakl zawdzięcza efekt imponującej motoryki. W najbardziej wyspekulowanych układach doskonale odnajdowali się: Kamil Maćkowiak, Krzysztof Janczar, Dorota Kiełkowicz, Urszula Gryczewska-Staszczak, Ewa Beata Wiśniewska, Mariusz Witkowski. Ale też i pozostali spisali się znakomicie: Anna Sarna, Sambor Czarnota, Michał Staszczak, Bogusław Suszka, Mariusz Słupiński.

Imponuje również wokalny poziom przedstawienia. Wszyscy, bez wyjątku, śpiewali bez zarzutu. Mnie szczególnie zachwycili: Anna Sarna, Dorota Kiełkowicz, Kamil Maćkowiak i Krzysztof Janczar, obdarowany przez naturę fantastyczną barwą głosu.

Naturalnie nie byłoby pełni sukcesu "Tango, tango", gdyby nie Teresa Stokowska-Gajda, która opanowała muzycznie spektakl i odcisnęła na nim znakomite piętno swego temperamentu i muzykalności. Zresztą zespół, jaki gra "do tanga", złożony jest ze znamienitych muzyków: Sebiastan Gugała (skrzypce), Mirosław Kłys (klarnet i saksofon), Marcin Machel (akordeon), Bartosz Stępień (kontrabas) i oczywiście Stokowska przy fortepianie.

W "Tangach" podobały się też kostiumy Marii Barcerek, dekoracja Waldemara Zawodzińskiego, "Wstęp do tanga" skomponowany przez Zdzisława Szostaka, "Tango kariera" autorstwa Stokowskiej-Gajdy i Tomasza Bieszczada i wszystkie tanga: Petersburskiego, Golda, Weila, Brela. Mnie podoba się także to, że teatr zmuszony sięgnąć po komercję (bo nie ma co ukrywać, jest to spektakl bardzo komercyjny), czyni to w tak oryginalny sposób. A przy tym szalenie przebiegły, bo przecież "Tangom" nie można zarzucić pójścia na łatwiznę, obniżenia lotów. Formułowanie podobnych oskarżeń może narazić na śmieszność. A że jest to przedstawienie z rodowodem festiwalu piosenki aktorskiej? A kto, jak nie publiczność, wykupuje ostatnie miejsca stojące na takie spektakle? Taki mamy teatr, jakie czasy. Dobrze, że po kontemplacji Szekspira chce nam się uśmiechnąć i odprężyć. Dawno tego nie było.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji