Artykuły

Lubelskie korzenie Aleksandra Zelwerowicza

18 czerwca mija pięćdziesiąta rocznica śmierci Aleksandra Zelwerowicza (na zdjęciu), aktora, reżysera, założyciela i rektora Państwowej Szkoły Dramatycznej w Warszawie. E-teatr przytacza niepublikowany artykuł Barbary Osterloff o lubelskich korzeniach tego wybitnego artysty.

Urodził się 14 sierpnia 1877 roku o godzinie jedenastej wieczorem w Lublinie na Starym Mieście, w domu przy ulicy Żmigród noszącym wówczas numer 210. Był pierworodnym, i jak się potem okaże, jedynym dzieckiem małżeństwa Zelwerowiczów, którzy wywodzili swoje rodzinne parantele z Litwy. Ochrzczono go dopiero po kilkunastu miesiącach, na świętego Michała - 29 września roku 1878, w lubelskiej Katedrze św. Jana. Otrzymał dwa imiona: Aleksander Gustaw. Chrzcił ksiądz Przesmycki w obecności rodziców; ojca, również Aleksandra (syna Maksymiliana i Elżbiety z domu Gorbaczewskiej) oraz matki, dwudziestoośmioletniej Bronisławy. Świadkami obrządku byli: Feliks Wysokiński, właściciel domu, zamieszkały w Warszawie, Eugenia Arciszewska oraz Ignacy Arciszewski, ziemianie z podlubelskiego Uścimowa, a także przyjaciółka rodziny Julia Obniska. Powodem zawstydzającej, jak na owe czasy, zwłoki w dopełnieniu sakramentu była "nieobecność ojca" , jak podano w akcie chrztu. Istotnie, czterdziestotrzyletni Aleksander Zelwerowicz często musiał opuszczać dom na długie tygodnie. Był bowiem jednym z dwóch w mieście komorników sądowych przy Zjeździe Sądu Pokoju I Okręgu Guberni Lubelskiej, powołanych do egzekwowania wyroków . Wprawdzie od niedawna, bo od roku 1876, kiedy to zreorganizowano sądownictwo, nazywano już komorników inaczej - "sudiebnyj pristaw", czyli komisarz sądowy - lecz zakres ich niewdzięcznych obowiązków pozostał ten sam. Mieli za zadanie doprowadzać do wykonania wyroków w sprawach opatrzonych klauzulą egzekucyjną na zlecenie osób, które je uzyskały, i wedle ustalonej taksy.

Ślady działalności Zelwerowicza ojca zachowały się w Archiwum Rządu Guberni Lubelskiej. Są to teczki prowadzonych przez niego spraw, czyli "dieł", z dokumentami zgromadzonymi według obowiązującego wzoru . Każda z teczek Zelwerowicza - ojca zawiera m.in. wnioski o wszczęcie sprawy napisane na firmowych blankietach z wydrukowanym nazwiskiem i adresem pana komisarza, a także "żurnały" ze szczegółową wyceną licytowanych majątków, skrupulatnie wypełnione drobnym, równym pismem. Najczęściej "dieła" dotyczyły podziału schedy pozostawionej po czyjejś śmierci, o co wnosili spadkobiercy, lub też licytacji majątku za długi (o co wnosili wierzyciele). Zaś rozpiętość sum wchodzących w grę była ogromna, od kilkudziesięciu rubli do kilku tysięcy. Bodaj największa suma 3373 ruble 68 kopiejek - pochodziła z wyceny majątku duchownego prawosławnego Hipolita Krynickiego ze wsi Pliszków gmina Rakołupy.

Do rewiru ojca Zelwerowicza należał początkowo Lublin, a potem pobliski Chełm, w którym zamieszkał na stałe w latach 1879- 1882. Pracował wtedy przy tutejszym sądzie pokoju i nieźle zarabiał. Był bardzo aktywny, zwłaszcza w roku 1881, kiedy to przeprowadził kilkanaście spraw. Na łamach urzędowej gazety "Ljublinskija Gubernijskija Vedomosti" ukazywały się obszerne, zawierające kilka podpunktów, inseraty o kolejnych założonych przez niego sprawach. Pan komisarz miał już wtedy własny zaprzęg dwukonny, którym objeżdżał okoliczne powiaty: lubartowski, janowski i krasnostawski. Skończyła się też jego wielomiesięczna rozłąka z rodziną, stać go było teraz na sprowadzenie żony i dziecka do Chełma. Zamieszkali przy ulicy Lubelskiej w domu numer 210, i tam przeżyli pożar miasteczka, który strawił niemal cały ich dobytek. Cios był dotkliwy, a jednak szybko podnieśli się ze strat materialnych. Dlaczego więc matka z małym powróciła wkrótce do Lublina?

Wedle tradycji rodzinnej Aleksandra i Bronisławę połączyło wielkie uczucie. Podobno, młodziutka i zakochana panna podążyła swoim narzeczonym aż na Sybir, i tam, w Czelabińsku, wzięła z nim ślub. Zaiste, historia godna pióra, podobnie jak biografie innych dzielnych Polek, które rzucały wszystko, by dzielić z ukochanym trudy zesłania. A jednak, nie wydaje się, aby była to historia prawdziwa. Wiadomo, że Bronisława pochodziła ze szlacheckiej rodziny Rydzewskich herbu Suchekomnaty, osiadłej w majątku Suchodoły w powiecie augustowskim na Suwalszczyźnie. Prawdopodobnie kształciła się na pensji w Wilnie, tutaj ujrzała po raz pierwszy swojego przyszłego męża i zakochała się w nim. Tyle tylko, że kiedy wybuchło powstanie styczniowe miała zaledwie lat ...trzynaście, trzeba więc włożyć między bajki jej samodzielną sybirską wyprawę. Może młodzi poznali się później, dopiero na wygnaniu? Rodzina Rydzewskich, jak wiele innych polskich rodzin po powstaniu, mogła przecież zapisać swoją wygnańczą kartę. Tak czy inaczej, biografia obojga jest pełna tajemnic i wiemy o nich niewiele.

Aleksander Zelwerowicz - ojciec, ten "buntowszczik", spędził kilka lat na Sybirze . Wedle świadectwa Leny Zelwerowiczówny w rodzinnym domu na Szczyglej przechowywano zdjęcie jej dziadka zrobione na zesłaniu. O tymże zdjęciu wspomina Tymon Terlecki w przedwojennym, jubileuszowym wywiadzie z Zelwerowiczem:

"Wśród papierów stoi malutki, staroświecki dagerotyp o szczególnym kolorze stężałej krwi: na nim mężczyzna, ubrany w czarną czamarę, o długich czarnych włosach, patrzy zaciekłymi, nieprzejednanymi oczami. Tak samo przez dziesiątki lat. To ojciec Zelwerowicza, powstaniec 63 r. i zesłaniec na Sybir. Na odwrocie czytam dedykację: "Czcigodnemu koledze Rotwandowi na pamiątkę mego wygnania - ofiaruje Aleksander Zelwerowicz. 16/28 II 1864 Czelabińsk". Dagerotyp ten zaginął podczas ostatniej wojny

Zesłaniec szczęśliwie powrócił do Warszawy w roku 1869. Zatrzymał się wtedy w wynajętym pokoju przy ulicy Bednarskiej 15, jako że dysponował "własnym funduszem " . Wedle ustnej tradycji rodzinnej utrzymywał się z pracy fizycznej, zatrudnił się dorywczo przy budowie Dworca Głównego, gdzie nosił na plecach cegły. Ten jego pobyt warszawski wiązał się jednak przede wszystkim z przykrym obowiązkiem. Po odbyciu wyroku musiał stawić się w carskich urzędach, a następnie wyjechać do miejsca osiedlenia wskazanego przez władze. Niewątpliwie, tą właśnie drogą Zelwerowicz- ojciec trafił do Lublina. Z wykształcenia był lekarzem, po studiach na uniwersytecie w Moskwie, lecz represjonowany nie mógł już wykonywać swego zawodu. Wstąpił więc w "czyn", został carskim urzędnikiem, nie on jeden zresztą w tej rodzinie.

W Lublinie Zelwerowiczowie mieli kilka adresów. Kolejne zmiany miejsc zamieszkania wiązały się z rozwojem urzędniczej kariery ojca i z rosnącym dobrobytem rodziny. Wszystkie mieszkania znajdowały się w obrębie Starego Miasta. W roku 1883 Zelwerowiczowie mieszkali już w jego części najbardziej reprezentacyjnej, na Krakowskim Przedmieściu, ulicy ruchliwej i zasobnej w eleganckie sklepy, hotele, i budynki urzędów - w domu Doroty Piotrowskiej, oznaczonym numerem policyjnym 155b. Natomiast ostatnie z mieszkań lubelskich Zelwerowiczów znajdowało się w samym Rynku, naprzeciwko budynku Ratusza Miejskiego, dawniej Trybunału. Jednak przebywała tutaj tylko matka z synem, ojciec zmarł 14 stycznia 1885 roku w Janowie Lubelskim, gdzie pod koniec życia pracował jako sekretarz hipoteczny. W chwili śmierci miał lat pięćdziesiąt jeden. Pochowany został bardzo szybko, już następnego dnia, na miejscowym cmentarzu. Smutny obrządek odbywał się przy asyście mieszkańca miasteczka i organisty- z rodziny chyba nie żegnał go nikt. Ostatniemu pożegnaniu przeszkodziła zapewne sroga zima - tęgi mróz i śnieg, który zasypał drogi. Na domiar złego Janów, w odróżnieniu od takiego na przykład Chełma, nie miał wtedy jeszcze dogodnej komunikacji kolejowej z Lublinem. Ale kto wie, czy przyczyną pospiesznego pochówku nie było coś innego. Małżonkowie mieszkali od dłuższego czasu pod osobnymi adresami i, jak wolno przypuszczać, żyli w separacji. Niewątpliwie, jest jakaś tajemnica w ich związku, ale nie da się jej już dzisiaj wyjaśnić. I jest też cichy dramat ludzi z generacji "wysadzonych z siodła", których biografie złamała Historia; ludzi prześladowanych po "polskoj miateżi", zmuszanych do rezygnacji z życiowych ambicji, wręcz skazywanych na społeczną degradację.

Po śmierci męża Bronisława Zelwerowiczowa z najwyższym trudem wiązała przysłowiowy "koniec z końcem". Musiała podjąć pracę zarobkową, wydawała więc obiady i prowadziła stancję, na której mieszkała młodzież ucząca się w lubelskich zakładach szkolnych. Byli to zresztą głównie powinowaci, kuzyni i kuzynki z pobliskiego Uścimowa, gdzie na skrawku ziemi siedzieli Arciszewscy, krewni zmarłego męża "po mieczu". Pod jej stałą opieką był Bronisław Arciszewski, cioteczny brat Aleksandra. "Matka moja- wspominał syn - była osobą wysoce towarzyską (wziąłem to po niej w cennym spadku), pięknie grała na fortepianie i w skromnym domu naszym bywało sporo miejscowej inteligencji na tzw. herbatkach czy innych pogawędkach; wśród nich odznaczał się inteligencją, błyskotliwym umysłem, dowcipem i niezwykłą urodą młody księżulo, wikariusz katedralny, ksiądz K.". To zapewne ów wikariusz, ksiądz Kureczko hojnie obdarzony towarzyskimi przymiotami, posłał chłopca na ministranturę do lubelskiej katedry. Innym ważnym wydarzeniem w życiu kilkulatka stały się pierwsze nauki, które pobierał w domu, jak większość dzieci z rodzin inteligenckich. Miał korepetytora, który uczył go czytania i pisania w zakresie podstawowym. Matka nie chciała, by zdawał do lubelskiego gimnazjum rządowego męskiego, znanego z rusyfikacyjnych akcji dyrektora Mikołaja Siengalewicza, osławionego polonofoba i polakożercy. Drżała o los syna, który mógł być w szkole rosyjskiej prześladowany jako dziecko polskiego patrioty i powstańca. Dlatego też, gdy przyszła pora na rozpoczęcie nauki w państwowym zakładzie szkolnym, zdecydowała się opuścić Lublin. Któregoś z dni wiosennych roku 1886 udała się z jedynakiem w długą podróż koleją linii nadwiślańskiej. Po siedmiu godzinach jazdy dotarli do Warszawy, do ówczesnej stolicy Priwisilinija, czyli Nadwiślańskiego Kraju . Zatrzymali się zapewne u rodziny matki. Jej brat Julian był adwokatem przysięgłym Okręgu Sądowego Warszawskiego i pracował również przy Sądzie Konsystorza Jeneralnego Archidiecezji Warszawskiej. Mieszkał niedaleko obu urzędów, a właściwie w ich sąsiedztwie, bo przy ulicy Miodowej 17 na Starym Mieście. Żyli też w Warszawie inni krewni: wspomniany już ojciec chrzestny, Feliks Wysokiński, z zawodu handlowiec, a ponadto rodzina kresowiaków Bujalskich. Dzierżawiony przez Bujalskich majątek Klukówek w guberni łomżyńskiej był przez długie lata miejscem wakacyjnego wypoczynku matki i syna. Pani Bronisława starała się utrzymywać z rodziną kontakty częste i żywe. Niewątpliwie, musiała o nie dbać, by jej syn, wychowujący się bez ojca, czuł "męską rękę". Podczas długich rodzinnych narad rozważano dalsze kształcenie chłopców, i ostatecznie zdecydowała się zapisać go do jednego z rosyjskich gimnazjów rządowych, do IV Gimnazjum Męskiego, które mieściło się na rogu placu Trzech Krzyży i Alei Ujazdowskiej (potem , w międzywojniu, było tu żeńskie gimnazjum im. Królowej Jadwigi, a dzisiaj stoi pomnik Wincentego Witosa). Piętrowy budynek szkoły, utrzymany w klasycystycznym stylu, zwrócony był fasadą na plac, przypominający wtedy jeszcze wielką łąkę. Chłopcy chętnie grali tutaj w palanta.

"Okna wszystkich niemal klas- wspomina Ignacy Baliński - wychodziły na dziedziniec, tylko klasę ósmą, zwykle nieliczną, umieszczono w środkowej salce na I piętrze z oknem weneckim w samym środku fasady frontowej. Z okna tego widzieliśmy ciągle prawie cały plac, a przede wszystkim stojący na środku kościół św. Aleksandra w jego pierwotnej postaci - pomniejszonego oczywiście- Panteonu rzymskiego. Był to nasz kościół szkolny, do którego trzeba było chodzić w niedzielę i święta na msze uczniowskie o 9-ej, a w galówki zachodzić przedtem do gimnazjum, gdzie we wszystkich klasach odczytywano listę obecności, jak przed lekcjami, w celu sprawdzenia, czy nie było uchylających się. Po tej mszy chór uczniowski, bardzo u nas nieliczny , musiał odśpiewywać ze słowami polskimi hymn "Boże, cesarza chroń"."

Aleksander Zelwerowicz rozpoczął naukę w tej szkole z początkiem września 1886 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji