Artykuły

Seksualne qui pro quo

Formuła musicalu "The Rocky Horror Show" zupełnie nie pasuje do profilu teatru Polskiego, kojarzonego przede wszystkim z literacką klasyką. Mimo tego przedstawienie pokazane na tej scenie tylko trzy razy, bardzo podobało się warszawiakom.

Publiczność reagowała żywiołowo i spontanicznie, choć w spektaklu nie ma mowy o ważkich treściach; nie podejmuje się w nim też filozoficznych dysput.

Musical pokazywany w różnych teatrach na świecie wszędzie cieszył się wielką popularnością. Zapewne właśnie ten fakt sprawił, że bilety na spektakl wyprzedano na długo przed terminem. W prawdzie ryzyko, iż "Rocky..." nie spodoba się w stolicy było minimalne. Wątpliwości zostały rozwiane w chwilę po podniesieniu kurtyny, kiedy na scenie pojawił się narrator (nie sposób stwierdzić: kobieta czy mężczyzna!?). Z cygarem w zębach i demoniczną miną przekonywał widzów, że przyszli tu wyłącznie na własną odpowiedzialność. Nikt z siedzących na sali jeszcze wtedy nie przypuszczał chyba, że właśnie ta postać sprawi, iż za kilkanaście minut wszyscy będą tańczyć przed swoimi krzesełkami, wymachiwać rękami i śpiewać z Riff-Raffem, Frank'N'Furterem i Magendą: "Jest wspaniale, Fantazjo, daj szaleć!". Receptą na powodzenie sztuki, zdaje się być głównie, scenografia, a zwłaszcza kostiumy. To one przyciągają wzrok, zaskakują zabawnymi, niecodziennymi rozwiązaniami, zachwycają kolorystyką. Atutem widowiska jest też oczywiście muzyka. Dynamiczna, łatwo wpadająca w ucho, korespondująca z mało porywającą fabułą.

Para narzeczonych, trafia nocą do dziwnego zamku, gdzieś za miastem. Tam spotykają niesamowite postacie i uczestniczą w niezwykłych wydarzeniach m.in. tworzeniu nowego człowieka - Rocky'ego. Podobny motyw nieraz oglądaliśmy już na scenie czy ekranie. Oryginalności przedstawieniu dodają niektóre zabiegi autorskie. Choćby przemienienie zamku doktora Frankenstein'a w siedzibę transwestyty Frank'N'Furtera, czy (jak się okazało na końcu) - pochodzenie wszystkich "potworów" z transseksualnej planety o nazwie Transsylwenia.

"The Rocky Horror Show" jest lekki, łatwy i przyjemny. Wyczuwa się w nim subtelną ironię autora, który całą historię postanowił osadzić w środowisku transwestytów. Po kilkunastu minutach widz gubi się kto jest kobietą, a kto mężczyzną. Ale właśnie o to chodziło O'Brian'owi. Jak śpiewają jego postaci: "Science fiction naszej jaźni drugie dno/tłum wzburzony fatalnie/ gna za Frankensteinem/co przez miasto mknie w damskim dessous".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji